9. Czerń.

46 4 0
                                    

— Co chciała moja mama? — zapytałam Anthonego zdziwiona przez telefon.

Spacerowałam pieszo po mieście, mając w myślach swój cel.

— Wspominała, że dawno nas u nich nie było.

— Oh... I co jej odpowiedziałeś?

— Że wpadniemy, kiedy będziemy mieli wolny czas. Chyba wyczuła we mnie słabsze ogniwo, skoro dzwoni do mnie.

— Nie odwiedzałam ich zbyt często.

— Może to nie jest taki zły pomysł, Layla. — Anthony znajdował się w swoim biurze i intensywnie pracował. Mówił do mnie, a ja mogłam słyszeć przyciskane klawisze klawiatury laptopa w tle.
— A co teraz robisz? — zapytał pochłonięty swoim światem.

— Idę na szybki trening. 

— No proszę, ćwiczysz na wieczór? — zniżył głos, a ja uśmiechnęłam się blado do telefonu.

Anthony pomimo swojej siedzącej pracy, a może właśnie dlatego, uwielbiał aktywności fizyczne, pod różnymi postaciami. Teraz, gdy ma więcej obowiązków, sprowadzają się tylko i raczej wyłącznie do naszych łóżkowych nocy, lecz wcześniej, razem biegaliśmy, czasami wpadliśmy na siłownię, gdzie Anthony śmiało pobudzał mnie do walki, co więcej - był moim przeciwnikiem. Traktowaliśmy to jako drobną zabawę, choć ja brałam to nieco poważniej, ze względu na mój początek z tą dyscypliną sportu.

— Jasne, tobie też zalecała bym jakieś rozciąganie. Nie pozwolę ci dzisiaj zasnąć — odpowiedziałam ciesząc się, że mężczyzny nie było obok mnie.

Uwielbiałam spędzać z nim czas, jeszcze bardziej uwielbiałam z nim spać, uprawiać namiętny sex i mogłabym wymieniać w nieskończoność przeróżne czynności, lecz jednej rzeczy nie lubiłam dzielić ani z nim, ani z nikim innym. Uczucia, te, których nie stworzyłam sama, a zostały mi narzucone. Nie nawidziłam, kiedy musiałam oszukiwać bliskich, zwłaszcza Anthonego. On również tego nienawidził - kłamstwa.

Gdyby tylko tu był, z pewnością zobaczyłby, że moje oczy nie są tak radosne jak usta, które wypowiadają słodkie słówka, czy uszy, które słyszą energię mężczyzny po drugiej stronie telefonu.

— Z chęcią zobaczę jak mocno się dzisiaj rozciągnęłaś.

— To do wieczora, Tony.

— Do zobaczenia, Laylo Hemings.

Ociężałym ruchem schowałam telefon do tylniej kieszonki szarych szortów. Poprawiłam niesworny kosmyk włosów za ucho i weszłam do dobrze znanego mi budynku. Potrzebowałam siły, siłownia była dobrym miejscem, lecz czegoś mi brakowało. Byłam przyzwyczajona do Jego obecności, więc decyzja o wejściu do Jego mieszkania była dla mnie koniecznością. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.

Mijałam długie korytarze, które bardziej, przez swój podobny wygląd do siebie przypominamy labirynt, niż hotelowe przejścia. Teraz już z łatwością udało mi się dotrzeć do drzwi, za którymi spędzałam z Nim czas. Tym razem otworzyłam je pewnym ruchem i takim samym zamknęłam, aby nikt mnie nie dostrzegł. Moja energia została za drzwiami. Ale to nic, bo zamierzałam ją tutaj wzmocnić.

Stawiałam niepewne kroki, aby przybliżyć się do worka treningowego. Moja torba niemal sama zsunęła mi się z ramienia i upadła na podłogę. Za jej przykładem zdjęłam z siebie koszulkę i zostałam w staniku sportowym. Odpięłam Jego zegarek z ręki i położyłam na koszulce. Minęła dłuższa chwila nim odważyłam się założyć rękawice bokserskie. Teraz posiadałam swoje. Kiedy uderzyłam w niego po raz pierwszy, odczułam bardziej niż zwykle nieobecność Azariego. We dwójkę było prościej, sama, jestem jak ten worek, którego On nie podtrzymuje, kręcę się, i niby idzie mi dobrze, lecz jest we mnie delikatny strach, że pewnego dnia wszystko się zerwie, a ja runę, na podłogę.

MATNIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz