26. Życie jak w bajce.

28 5 0
                                    

Layla

Otworzyłam oczy, które w tym momencie wydawały się być cięższe niż zwykle. Pomrugałam kilkakrotnie, aby przyzwyczaić się do jasności panującej w pomieszczeniu. Spoglądajac na znane ściany, szybko domyśliłam się, że byłam na sorze, lecz tym razem nie czułam roli lekarza.

Odwróciłam głowę raz w jedną, raz w drugą stronę w poszukiwaniu kogokolwiek.

— Witaj z powrotem, Laylo — przywitał mnie ordynator.

— Długo byłam nieprzytomna? — zapytałam zrezygnowana przypominając sobie całą sytuację, Matthew, państwa Kidman, Panią...

— Niedługo — dodał troskliwym tonem. — Rozmawiałem z rodzicami chłopca.

— Przepraszam, ja... — Czułam się beznadziejnie, zarówno fizycznie, jak i w środku. I to odczucie stawało się coraz silniejsze. — Wnieśli już oskarżenie?

— Jeszcze nie. — Fakt ten nie uspokoił mnie ani trochę. Dobrze wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. — Harry twierdzi, że to on ponosi odpowiedzialność za całe zamieszanie. Nie chciałbym cię męczyć już dzisiaj, ale myślę, że jeżeli od razu
wytłumaczymy wszelkie wątpliwości, może uda nam się dojść do porozumienia.

— Państwo Kidman są jeszcze w szpitalu? — Przyłożyłam dłoń do czoła czując pulsujący ból głowy.

— Prowadzą rozmowę z dyrektorem i Harrym. Za niedługo powinny być twoje wyniki krwi. Odpocznij, Payne cię zastąpi.

Zgodziłam się będąc osłabiona. Nie mogłam pracować, sama potrzebując pomocy. Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej.

— Matthew przyszedł do mnie sam — wyznałam ordynatorowi. — Jego rehabilitant ćwiczył razem z nim pod naszym okiem. Nie chciałam, żeby to wpłynęło źle na opinie szpitala, tym bardziej na zdrowie małego — dodałam nie widząc gniewu ze strony mężczyzny.

— Znałem twojego ojca. Jesteś do niego tak podobna, wręcz identyczna. — Westchnął. — Osiągnęłaś dużo i wierzę, że jeszcze sporo przed tobą. Wytłumaczymy to. — Mężczyzna poklepał mnie po ramieniu, a ja byłam mu po prostu wdzięczna.

I nagle poczułam w środku siebie coś okropnego - rozczarowanie. Myślałam, że pomagając Matthew robiłam dobrze, bo przecież jej potrzebował... Czy nienawiść za to, że spotykałam się z Elijahem, przysłaniała im problemy ich syna?

Zza drzwi pojawiła się młoda pielęgniarka z kartą w ręku.

— Wyniki Pani doktor.

Wystawiła papierek w moim kierunku, lecz ordynator sprytnie mnie wyprzedził. Młoda kobieta nie protestowała i opuściła pomieszczenie ukrywając uśmiech.

— Chyba powinnaś o siebie bardziej zadbać — dodał z udawaną powagą i po chwili wręczył mi kartki.

***
Późnym wieczorem czekałam na spotkanie z Elijahem przed pijalnią piwa, niedaleko mojego mieszkania. Nie wchodziłam do środka czując się dobrze przebywając na chłodnym, wieczornym powietrzu. Musiałam ochłonąć po wydarzeniach sprzed kilku godzin. Wiadomości, które miały znacząco wpłynąć na moje życie pojawiały się zbyt szybko, a ich natłok powodował mój strach.

Już z daleka widziałam zbliżającą się do mnie pospiesznie, sylwetkę dobrze znanego mi mężczyzny.

— Mogłaś na mnie zaczekać w środku. Pewnie zmarzłaś. — Przywitał się zbliżając swój policzek do mojego.

— Jest okey.

— Wchodzimy?

— Tak.

Przepuścił mnie pierwszą a ja znalazłam miejsce w najciemniejszym i najmniej zatłoczonym miejscu. Kelnerka podeszła do nas natychmiast, wręczając karty menu.

MATNIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz