12. Zrozumiałam prawdę.

42 3 0
                                    

Layla

Leżałam w satynowej pościeli w łóżku Anthonego, lecz bez jego właściciela obok. Mężczyzna uciekł do pracy z samego rana. Wtuliłam się w jeden róg kołderki niechcąc wstawać. I powodem tego wcale nie był przyjemny w dotyku materiał i przyjemna wizja spędzenia leniwego dnia na robieniu niczego, lecz smutek. Domyślałam się, a nawet byłam pewna, że moje unikanie spotkania z Panią, sprawiło, że Sanri został wplątany w poważne problemy. To była moja wina...

Po kilku minutach podniosłam się do pozycji siedzącej. Plecy oparłam o zagłówek przymocowany do ściany i musiałam pomilczeć ze sobą jeszcze dłuższą chwilę, aby wziąć do ręki telefon.
W tej chwili czułam się jakbym zamiast tego przedmiotu, trzymała rozżarzony węgiel w ręku. Strach i ból był jednością.

Kliknęłam słuchawkę i połączyłam się z kobietą. Odebrała po pięciu sygnałach. Wtedy szybko zrozumiałam, że nie wiedziałam jak miała przebiegać ta rozmowa.

- Tak? - zimny głos odezwał się po raz drugi.

- Chciałam... prosić o spotkanie. - Słowa więzły mi w gardle, nie chcąc dopuścić by moje życzenie się spełniło.

- W jakiej sprawie? - Pani kontynuowała rozmowę w dalszym ciągu nie schodząc z tonu.

- Diegana Sarr...

Przewidziała to, że będę chciała się z nią skontaktować. Wiedziała o tym i czekała na mnie, aż to ja będę potrzebowała jej pomocy, nie na odwrót.

- Musisz wiedzieć, że każde decyzje niosą ze sobą konsekwencję.

Rozłączyła się.

Byłam wściekła, ale tym razem sama na siebie, że to zrobiłam. Jak mogłam być tak nieostrożna, przecież dawała mi tyle sygnałów, abym czuła do niej respekt, abym była posłuszna. A mimo to nadal szukałam powodów do ucieczki przed nią. Ganiłam siebie w myślach za błąd, który kosztuje teraz przyszłość młodego mężczyzny. Uderzyłam zła w łóżko i wstałam szybko, aby spróbować naprawić swoje błędy.

***
- Zostawisz nas na chwilę same? - zapytałam Amandę chcąc porozmawiać tylko, i wyłącznie z Kate, tak, aby dopowiadanie przez kobietę uwagi nie zaburzyły moich myśli.

- Tak - odpowiedziała sucho, najwyraźniej nie będąc zadowolona z mojej prośby. - Czekam za ścianą, w kuchni.

Uśmiechem odprowadziłam koleżankę do drzwi, które nie zostały zamknięte do końca.

Oparłam się o futryną drzwi i dwróciłam się w kierunku Kate. Była szczuplejsza niż widziałam ją ostatnim razem, zbladła, nie wychodząc na słońce. Miała pochylone ramiona i te zmartwione oczy, które nie chciały spotkać się z moimi. Teraz siedziała przy biurku i pisała coś w zeszycie.

- Jak się czujesz? - zapytałam, rozumiejąc dopiero po czasie, że źle to zrobiłam. - Przepraszam. To przyzwyczajenie ze szpitala.

Dziewczyna nie zareagowała zbyt intensywnie, była lekko obojętna i zmęczona.

- Nie szkodzi. - Uśmiechnęła się do mnie blado. - Usiądź.

Zrobiłam tak jak powiedziała i spoczęłam na krawędzi jej łóżka.

- Kate... - Musiałam przejść do konkretów. Gonił mnie czas i sumienie. - Nie będę ukrywała, że przyszłam do ciebie z pewną sprawą.

Dziewczyna przestała pisać i tępo patrzyła w zeszyt.

- Domyślam się - odpowiedziała cichutko, nie darząc mnie swoim spojrzeniem.

- Wiesz o tym, że Sanri został oskarżony? - Skinęła głową na tak. - Pewnie trafi do więzienia na kilka lat. Nie będziesz musiała się obawiać, że go zobaczysz.

MATNIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz