Anthony
W niedzielny wieczór wpadłem w wir pracy do momentu, kiedy ktoś zaczął uderzać pięściami w drzwi do mojego mieszkania. Zdziwiony podszedłem zobaczyć kim był natarczywy gość. Thomas ustał przede mną zdyszany z poplamioną koszulką, a co jeszcze bardziej przykuło moją uwagę, nie miał na sobie gipsu i wydawał się być całkiem sprawny.
- Co ty...
- Była strzelanina w parku obok szpitala Layli - mówił prędko łapiąc powietrze między urywkami zdań.
Zamarłem w ułamku sekundy.
- Co z nią?
- Chodź ze mną.
Layla
Otworzyłam leniwie oczy mrugając kilkakrotnie, żeby przyzwyczaić się do jasności jaka panowała w miejscu gdzie się znajdowałam. Czułam zakwasy na całym ciele, które uniemożliwiły mi rozciągnięcie się. Gdy przetarłam oczy, zobaczyłam jak drobny przewodzik ciągnął się za moją dłonią przy wykonywaniu ruchu. Znałam za dobrze ten widok.
Anthony znajdował się tuż obok mnie zerkając z nadzieją. Ja posmutniał przypominając sobie czemu tu się znalazłam. Dotknęłam swojego brzucha... Czułam, że coś było nie tak.
- Zawołaj lekarza - poprosiłam bliska łzom.
Zdezorientowany Anthony nie zadając zbędnych pytań wstał i wyszedł. Nie wrócił gdy ordynator pojawił się przy moim łóżku. Miał zatroskaną minę przez co domyślałam się jego słów.
- Przykro mi Laylo. - Przymknęłam oczy zrezygnowana. - Powinnaś teraz odpoczywać. Musisz zadbać o swoje zdrowie.
Skinęłam głową nieświadoma jeszcze teraz nie rozumiejąc, co się wydarzyło. Nie otworzyłam oczu dalej, pozwalając sobie na sen.
Gdy obudziłam się po niespokojnej drzemce Anthony znów był obok mnie. Trzymał w dłoniach moją dłoń i gdy poczuł, że się poruszyłam podniósł na mnie zatroskany wzrok.
- Hej - przywitał się mężczyzna i uśmiechnął delikatnie.
Miał na sobie swój luźny strój, który zakładał przy wolnym dniu. Brak garnituru, dość jasny widok zza okna oznaczał, że nie był dzisiaj w pracy.
- Drapiesz. - Zauważyłam dotykając koniuszkami palców jego podbródka. Tak dawno nie czułam ciepło jego ciała.
- Tak się dzieje gdy zostawiasz mnie samego.
- Anthony, ja... - przerwałam gdy usłyszałam jak ktoś wszedł do środka sali, w której się znajdowaliśmy.
W drzwiach stał Azari. Ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszulę z podwiniętymi rękawami i rozpiętym kołnierzykiem. Miał na sobie z powrotem swój zegarek i nie zakrywał tatuażu na ręku. Trzymał dłonie w kieszeni spodni, a jego wzrok wyrażał pewność siebie. Anthony zlustrował mężczyznę, po czym przeniósł pytający wzrok na mnie. Najwyraźniej miał dobre przeczucie kim mógł być mężczyzna.
- Byłaś na jego pogrzebie.
- Nie byłam...
- Możemy porozmawiać? - pytanie padło z ust przybysza.
(🎶)
Rodriguez zmierzył nieprzyjaznym wzrokiem Azariego i wstał tym razem robiąc to wbrew sobie. Zostaliśmy sami. Mężczyzna podszedł do mnie bliżej, lecz nie usiadł na miejscu Anthoniego. Stał oparty o parapet uważnie mnie obserwując.- Jak się czujesz?
- Źle. - Ale to zdecydowanie za mało, aby w pełni opisać mój stan. - Czy Roy żyje? - Zaprzeczył kiwnięciem głowy. - Prosił mnie, żebym spotkała się z jego rodzicami. Dasz mi ich adres?
CZYTASZ
MATNIA
RomanceKontynuacja "Wołam LARUM". Oboje podjęliśmy decyzję, obie wydawały się nam słuszne, ale tylko twoja dowodziła, że nadal mnie kochałeś. Przychodzi moment, kiedy role się odwracają i codzienność doktor Laili przy boku kochającego mężczyzny, błyskawicz...