11. Cena kłamstwa.

37 3 0
                                    

Layla

Minęły trzy dni, trzy uporczywie trudne dni, które drażniły mnie swoją powolnością. Nie dostałam od Emmetta żadnej wiadomości, tak samo milczała Rosiris. Jedyną osobą, która zapełniała mi skrzynkę odbiorczą była Pani. Żądała spotkania, dzisiaj, dlatego od samego rana byłam niespokojna. Wraz z upływem czasu, wzrastało napięcie wywołane brakiem jakiekolwiek wiedzy, wykonywanie moich obowiązków również stało się trudniejsze. Nawet tłum pacjentów nie był w w stanie zagłuszyć moich myśli. Minęła już połowa dnia, a ja nadal w głowie miałam tylko i wyłącznie myśl o dzisiejszej torturze. Bo takim tytułem zaczęłam nazywać spotkania z tą kobietą. Przed każdym wejściem w jej sidła bałam się. Kiedy już z nią byłam, strach lekko schodził, a w jego miejsce pojawiała się ogromna niechęć do tego, co tym razem miała mi przedstawić. I choć to może wydawać się głupio naiwne, podczas spotkań czułam, że nic mi nie groziło, bo ona była silna. Ona walczyła ze złem, była po tej prawnie bezpiecznej stronie. Lecz to mi nie wystarczyło by zaprzestać nazywać tego torturami...

— Mogłabyś? — Męski głos wybudził mnie z głębokich rozmyślań.

Spojrzałam zdezorientowanym wzrokiem na Edwarda siedzącego przy swoim biurku, w naszym gabinecie. Spoglądał na mnie zza laptopa.

— Od dziesięciu minut pukasz nerwowo paznokciami w biurko.

Spojrzałam na swoją dłoń, która zatrzymała się kiedy palec wskazujący miał uderzyć w drewnianą nawierzchnię.

— Przepraszam. Zamyśliłam się.

Założyłam ręce na piersi i oparłam plecy o siedzenie.

Spoglądałam na wyświetlacz swojego telefonu dość często, czekając tylko na wiadomość od brata Azariego lub Rosiris. Po tym, co widziałam u Pani, nie byłam w stanie uwierzyć na słowo, zaufać... Wewnątrz siebie nie czułam, żeby odszedł, dlatego też nie byłam w stanie go opłakiwać...

— Layla? — Wymowny wzrok kolegi z pracy zdradził mi, że znowu zostałam przyłapana na podróży w myślach. Moje nogi wprawiały fotel w delikatny, lecz powtarzający się ruch, z prawej strony do lewej i na nowo. — Nie mogę skupić się jak jesteś tak nieobecna.

Zdziwiłam się słowami Edwarda i on również zauważył moją reakcję.

— Nigdy... — zastanowiłam się czy aby na pewno mężczyzna mówił do mnie, czy sama sobie to wyobraziłam. — Nigdy się nie skarżyłeś.

Mężczyzna przetarł zmęczone oczy i podparł swoją głowę na dłoni.

— Przepraszam. Masz rację...

— Nie — wypaliłam, aby zatrzymać mężczyznę. — Jest dobrze. Mów o takich rzeczach. Śmiało.

Atmosfera w pokoju zrobiła się gęsta. Jedynym słowem, zrobiło się dziwnie.

— Mam kłopoty. — Edward Payne opadł bezsilnie na fotel bujany za moim przykładem. — Dlatego wszystko mnie drażni.

— Ostatnio jestem specjalistką od pakowania się w kłopoty.

Mężczyzna odchylił głowę do tyłu i założył ręce na czoło. Wyglądał na przygnębionego, a ja nie miałam najmniejszego pomysłu jakie problemy mógł mieć w głowie, gdyż nie znałam mojego kolegi z biurka obok.

— Jak chcesz możesz mi powiedzieć. Pewnie nie zdołam ci pomóc, ale może będzie ci lżej — zaproponowałam nie nastawiając się na wiele. Raczej chciałam zagłuszyć swoje myśli.

— Zacząłem życie na własny rachunek — powiedział, a ja musiałam przeanalizować każde słowo jeszcze raz, gdyż nie sądziłam, że Edward odważy się tak szybko wyjawić co go trapiło.

MATNIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz