5. Prawda wyjdzie na jaw.

52 4 0
                                    

Siedziałam na tylnim siedzeniu czarnego vana z zaciemnianymi szybami, obok Pani ubranej w czarny, elegancki kombinezon. Włosy miała zaczesane do tyłu, tym razem w niskim kucyku. Jej wyraz twarzy nie uległ zmianie, nadal pozostawała chłodna. Samochód poruszał się po mieście powoli.

- Możemy pomóc twojej znajomej.

Od ponad dziesięciu minut przedstawiała mi życie barmana z nocnego klubu, w którym do niedawna byłam. Nie chciałam słuchać jego historii czując się źle, grzebiąc w życiu prawie obcego dla mnie mężczyzny. Niestety, Pani zadecydowała inaczej i byłam zmuszona, żeby ją poznać. Nie robiła wyjątków, przez co przedstawiała mi każdy wątek, nawet, a może powinnam powiedzieć, zwłaszcza te najokrutniejsze.

- W jaki sposób? - zapytałam, choć w głębi siebie nie chciałam żadnej pomocy z jej strony. Natychmiast obarczyła by mnie poczuciem, że byłam jej coś dłużna.

- Diegane Sarr - bo tak naprawdę nazywał się Sanri. - Ma na swoim sumieniu więcej przewinień. Wystarczy, że dowiedzą się o tym odpowiednie służby. Kate będzie mogła wrócić do wcześniejszego życia bez strachu, że spotka go na ulicy.

Nawet nie myślałam o tym, żeby się zgodzić. Uważałam na każde wypowiedziane słowo, aby nie padło z moich ust nawet szybkie tak. Nie zniszczę życia innemu człowiekowi, żeby ratować drugie. Nie za taką cenę.

- Szybko się o tym dowiedzieliście - oznajmiłam.

- Tak działamy. Nie możemy pozwolić sobie na żadne niedopatrzenie.

Jeszcze do niedawna siedziałam z Amandą w pijalni piwa. To była chwila...

- Mogłabyś uratować tę dziewczynę. Chyba sama dobrze wiesz jak ciężko jest walczyć z samym sobą, z własnymi słabościami, strachem, poczuciem bycia gorszym. Kate czuje teraz to samo. Wiesz o tym - mówiła do mnie spokojnym głosem. W moich oczach pojawiły się łzy, nie miałam pojęcia kiedy i jakim sposobem zrobiła to tak bez uczuciowa osoba jak ona. Sprawiała wrażenie, że znała mnie bardzo dobrze, była mi bliska, a ja nie czułam się samotna. I kłóciłam się sama ze sobą, wiedząc, że to tylko jej gra... - Dlatego przyszłaś do Sanriego, żeby jej pomóc. Bo utożsamiasz się z nią. Nie wstydź się tego, to uczyniło cię silną. Teraz możesz pomagać innym, którzy są zagubieni, w podobnej potrzebie.

Szybko otarłam łzy, już nie pierwszy raz w jej towarzystwie. Płakanie przy niej nie sprawiało, że czułam się słabsza, nie było niczym, dla niej. Ona nie interesowała się moim zachowaniem, równie dobrze mogłabym się śmiać, ona ceniła jedynie fakty, to, co mogła ode mnie dostać. Nie zależało jej na nikim i z jednej strony to mi odpowiadało - jej obojętność była dla mnie powodem do strachu, bo nie znałam jej zamiarów, ale także napawała mnie dziwnym spokojem.

- Prawda wyjdzie na jaw - odpowiedziałam nie patrząc w jej oczy.

Nie chcę pomocy. Nie chcę, żeby się w cokolwiek mieszała.

- Laylo. - Zrobiła przerwę w oczekiwaniu, że na nią spojrzę. - Świat nie jest czarno-biały. Musisz to zrozumieć.

- Mogę wrócić do siebie? - zadałam pytanie po chwili ciszy.

- Oczywiście. - Kobieta odsłoniła szybkę dzielącą nas od kierowcy. - Do mieszkania - wydała rozkaz.

- Mamy problem. Ktoś nas śledzi - oznajmił starszy mężczyzna patrząc się uważnie w lusterko.

Chciałam odwrócić się, aby zobaczyć samochód, który mieliśmy za sobą.

- Nie patrz. - Niski głos mężczyzny rozwiał mój pomysł i sprawił, że moje ciało całe się spięło.

MATNIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz