Rozdział 7. Strzał

201 22 4
                                    

Pov. Peter

Krzyk. To była pierwsza rzecz, którą usłyszałem po tym, jak dzwonienie w uszach zaczęło ustępować. Moje dłonie były mocno przyciśnięte do uszu i bardzo starałem się nie odczuwać przeciążenia sensorycznego. Teraz nie byłby na to dobry czas.

Skierowałem głowę w stronę Neda, który schylił się i zakrył głowę. Przyjaciel spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach.

– Peter! – wykrzyknął Ned. Ze zrozumieniem skinąłem głową. To było szaleństwo.

Następnie rozejrzałem się za Ivy i Michelle. One także schylały się ale były po drugiej stronie pokoju z panem Dorrisem. Michelle spojrzała w moją stronę, a po chwili jej usta zaczęły się poruszać:

„Idź znajdź Mads, idioto"

Moje oczy rozszerzyły się.

– Maddy! – uświadomiłem sobie, zrywając się na równe nogi. Ned wstał razem ze mną.

– Peter, czekaj! To jest niebezpieczne!

– Muszę ją znaleźć, Ned – odparłem, chwytając plecak i rozpinając go, odsłaniając znajomy czerwono-niebieski materiał mojego kostiumu.

– Ona jest z Tonym – odpowiedział – Jestem pewien, że nic jej nie jest! Ale koleś, wbieganie w to wszystko na oślep nie jest dobrym pomysłem – zauważył przyjaciel – A wiesz, że ona cię zabije, jeśli umrzesz!

Wiedziałem, że Ned miał rację, miał rację we wszystkim, ale nie obchodziło mnie to. W tym momencie wszystko, o czym mogłem myśleć, to fakt, że moja dziewczyna była sama, gdy siedziałem tutaj, chowając się pod biurkiem. Nie mogłem jej zostawić. Musiałem ją chronić. Przysiągłem, że będę to robił. Przysiągłem.

Więc zignorowałem przyjaciela i uciekłem. Wybiegłem z laboratorium i znalazłem miejsce, w którym mógłbym założyć strój. W chwili, gdy maska ​​zakryła moją twarz, powitał mnie znajomy głos sztucznej inteligencji, Karen.

– Cześć, Peter, jeszcze nie ma patrolu. Co robisz poza szkołą? – zapytała.

– Hej, Karen! Nie ma czasu na pogawędki, mamy problem! – odpowiedziałem, przylepiając plecak na ścianie – Jesteśmy na Osiedlu Starka i nastąpiła eksplozja. Nie wiem, gdzie jest Mads...

– Namierzam teraz jej telefon komórkowy.

Uśmiechnąłem się. Karen zawsze dokładnie wiedziała, co robić. W międzyczasie zacząłem biegać po budynku, pomagając ludziom, którzy próbowali wydostać się z budynku.

– Maddy wydaje się być w gabinecie pani Potts na najwyższym piętrze – powiedziała Karen.

– W porządku, dzięki, Karen! – odwróciłem się na pięcie i pobiegłem. Dotarłem do schodów, wystrzeliłem pajęczynę na górę i podskoczyłem odbijając się od barierek. Nie miałem czasu biegać po schodach. Dotarłem na odpowiednie piętro i otworzyłem drzwi. Biuro pani Potts było na końcu korytarza, prawie tam byłem ale...

– Niech ktoś mi pomoże!

Zatrzymałem się. Ten głos dochodził z przeciwległego korytarza, z dala od biura Pepper. Zatrzymałem się, zastanawiając się, co zrobić. Musiałem dostać się do Maddy, ale ktoś jeszcze potrzebował pomocy...

– Proszę, czy jest tam ktoś?!

To wyrwało mnie z myśli i wątpliwości. Odwróciłem się i pobiegłem korytarzem w kierunku głosu. Wybuch musiał mieć miejsce w tej części budynku, ponieważ tam było wiele zniszczeń. Ostrożnie omijałem gruz.

– Halo?! – zawołałem – Jest tam ktoś?

Zajęło to kilka sekund, zanim głos odpowiedział.

– Tak, cześć! Jestem uwięziony w szafie!

Przeskoczyłem stos gruzu i znalazłem szafę, która była cała zakurzona. Pociągnąłem za klamkę, ale była zablokowana.

– Trzymaj się, wyciągnę cię! – krzyknąłem. Chwyciłem rączkę i użyłem swojej siły, by ją oderwać. Drzwi wypadły z zawiasów i otworzyły się, ukazując starszego mężczyznę z siwiejącymi włosami po drugiej stronie, noszącego mundur dozorcy.

– Myślałem, że utknąłem tam na zawsze – odpowiedział mężczyzna – Dziękuję – następnie wpatrywał się przez chwilę we mnie i zmrużył oczy – Hej, czy nie jesteś tym pełzającym po ścianach bohaterem, o którym wszyscy ciągle mówią? Jak masz na imię...Bug-Man, prawda?

Zaśmiałem się.

– Właściwie to Spider-Man – powiedziałem.

– Ach, przy tych wszystkich różnych bohaterach latających w tych czasach, trudno mi odgadnąć, kto jest kim! – machnął swoją dłonią w moją stronę.

– Zabiorę cię stąd – zaproponowałem. Gdy narazie Maddy była z Tonym, to na razie jest bezpieczna...tak bardzo, nienawidziłem tego przyznać.

Ponownie użyłem swojej siły, by otworzyć okno i chwyciłem starszego mężczyznę.

– Nie puszczaj! – ostrzegłem, a następnie wystrzeliłem sieć. Opuściłem nas w bezpiecznym miejscu i poprowadziłem mężczyznę w stronę grupy karetek pogotowia i samochodów policyjnych, które zebrały się na zewnątrz.

Zauważyłem, że moja z klasa wyszła z tego bez szwanku. Ja i Ned spojrzeliśmy na siebie przez chwilę, zanim przyjaciel skinął mu głową, wiedziałem, co muszę zrobić.

Skinąłem głową.

Starzec poklepał mnie po ramieniu.

– Hej, dzięki za zabranie mnie stamtąd, Spider-manie – powiedział – Przydałoby się więcej ludzi takich jak ty! Jesteś prawdziwym bohaterem!"

Musiałem przyznać, że te słowa wiele dla mnie znaczyły.

Uśmiechnąłem się.

– To ludzie tacy jak ty sprawiają, że jestem takim bohaterem, jakim jestem – odpowiedziałem – Teraz muszę iść pomóc mojemu przyjacielowi. Staraj się trzymać z dala od kłopotów!

Stary człowiek się roześmiał. Wziąłem to za odpowiedź i wystrzeliłem kolejną pajęczynę z powrotem do okna, z którego wyszedłem ze starcem. Rzuciłem się w górę i z powrotem na najwyższe piętro.

– Dobra, Karen, teraz możemy iść po Maddy – powiedziałem.

– Wygląda na to, że zmieniła się jej pozycja, Peter – powiedziała Karen.

– Co masz na myśli? Gdzie ona teraz jest?

– Wygląda na to, że jest na dachu.

Jęknąłem wewnętrznie. Dach. Na dachu nie wydarzy się raczej nic dobrego.

– Cóż, że idę na dach – odpowiedziałem – Życz mi szczęścia.

– Bądź ostrożny, Peter – poradziła Karen.

– Karen! Mówimy o mnie! Zawsze jestem ostrożny! – skierowałem się do klatki schodowej – To znaczy...prawie zawsze – wbiegłem po schodach i dotarłem do drzwi wejściowych na dach.

Potem usłyszałem strzał.

 || Walking the Tightrope || Peter Parker (2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz