[Prolog]

224 15 2
                                    

▬ 28 stycznia 2017 - Willingen, Niemcy

— Richard, ty draniu! — ryknął blondwłosy niemiecki skoczek wdając się w pościg za kolegą z kadry. Dobrze, że obiekt na zboczu szczytu Muhlenkopf powoli opustoszał, bo inaczej dwójka zawodników goniących się niemal w kółko przyciągnęłaby najpewniej ogromne zainteresowanie. — Oddaj mi tą czapkę!

— Chłopcy, zachowujecie się, jakbyśmy byli zorganizowaną grupą dla dzieci specjalnej opieki — Werner Schuster wpatrywał się w swoich podopiecznych z czymś na wzór załamania w oczach. Nie, żeby takie zachowanie go dziwiło, bo pracował z tymi pajacami już wiele długich i męczących lat.

— Możemy spróbować zmienić branże. Nie byłoby z tym wiele problemów — zaśmiała się młoda kobieta u jego boku i odgarnęła z twarzy grzywkę, która wydostała się spod czapki. — Mam nawet swoich faworytów, którzy najszybciej...

Poczuła jak na tyle jej głowy rozbryzguje się śnieg, wpadając jednocześnie za kołnierz bluzy, którą miała na sobie. Odwróciła się z krzykiem, kiedy biała masa stykając się z jej skórą wywołała dreszcze. Otrzepała głowę i plecy spoglądając na winowajcę.

Dumny Stephan Leyhe stał wprost przed nią podpierając ręce o biodra z zawadiackim uśmiechem. Brunet w kadrowej kurtce schylił się, żeby nabrać w ręce śniegu, a szatynka wykorzystując moment, ruszyła prosto na niego i z całej siły popchnęła na bok. Okazał się to być niemały wyczyn, zważając na proporcje ich gabarytów, które znacznie się od siebie różniły.

Stephan wpadając w głęboką zaspę uczepił się ramienia piwnookiej, ciągnąc ją za sobą, przez co obydwoje leżeli teraz w białym puchu, jednocześnie dławiąc się ze śmiechu.

— Jak ci przywalę, to ci się śnieg z Pjongczangu przypomni! — zdzieliła go rękawiczką obklejoną masą po twarzy, na co zesztywniał podnosząc się do siadu. — Będę po tym chora, czuję to.

Werner spojrzał na swoją chrześnicę z zawodem, zdając sobie sprawę z tego, że mylił się uważając ją za jedyną osobę tutaj, która zachowywała się adekwatnie do swojego wieku.

Leyhe znowu lądując plecami w śniegu, zaczął robić, tak zwanego, aniołka, jednak widząc jak w jego stronę biegnie Wellinger z zamiarem rzucenia się, zgiął kolana w obronnym geście. Andreas przeskoczył nad przyjacielem i skończył z twarzą w puchu, a szatynka podnosząc się z ziemi zaniosła się śmiechem.

— ... Przeleciał rozmiar skoczni i Stephana Leyhe — skomentował Freitag stając obok i pomagając piwnookiej wstać.

A/N.
wierni towarzysze,
zacznę od tego, że liczę na wybaczenie za nieimponującą długość tego prologu, jednak jak zwykle jest to moja zmora. Dalsze rozdziały mają już po 2000 słów, więc metodycznie się poprawiłam.
zamiast myć okna przed świętami, czy przeżyć je jakoś normalnie - zarówno przygotowania jak i obchody wypełniłam pisaniem po nocach, ale jakoś wyrzutów sumienia nie mam, więc mam nadzieję, że się spodoba <3

nawet sobie nie wyobrażacie, jak ciężko przyszło mi robienie reaserchu do tego fanfika na wszelkiego rodzaju niemieckich stronach, bo mój niemiecki zatrzymał się na możliwości przedstawienia siebie i swojej rodziny

[zaznaczę, że koronawirus nie należy do obsady tego uniwersum, gdyby to nie było oczywiste. jeśli któremuś z chłopaków nieszczęśliwie zdarzy się nie wystąpić w konkursie ze względu na pozytywny wynik testu, to tutaj zastąpimy to męskim katarem lub inną niedyspozycją. pozostaje mi trzymać kciuki za to, że takie sytuacje się nie pojawią, a jeśli, to w jak najmniejszej ilości i cały ten sezon przebiegnie płynnie i bezpiecznie dla wszystkich]

VIL'KHA

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz