[14] Studenckim Szlakiem i Stary Kompan

78 8 7
                                    

▬  21 grudnia 2021 — Monachium

— A myśmy myśleli, że się pani od nas wyprowadza. — Starsza sąsiadka posłała Rice ciepły uśmiech i kiwnęła głową z podzięką, kiedy szatynka pomogła jej z zakupami. — Szkoda by było, bo teraz tacy lokatorzy jak pani to są na wagę złota.

— Jeszcze trochę pewnie tu pomieszkam — odwzajemniła uśmiech, zostawiając siatkę staruszki pod drzwiami jej mieszkania. — ale zapowiada się na to, że nie będzie mnie w Monachium zbyt dużo.

— Praca? — zapytała wyraźnie zainteresowana, a jeśli tak nie było, to perfekcyjnie udawała. Pani Krauzer należała do przedstawicielek typowej, troskliwej sąsiadki, która nie przepuści żadnej okazji do zamienienia z kimś kilku słów. Marika dobrze wiedziała, że doskwiera jej spora samotność, więc starała się zawsze z nią pogadać. Kilka razy siwowłosa kobieta zaprosiła ją nawet do siebie na kawę, czego dwudziestopięciolatka nie miała serca odmówić.

— Zgadza się — przytaknęła.

— A daj spokój, z tą robotą to zawsze problemy są. — Machnęła ręką. — Mój syn to też tak ma... bez przerwy jeździ w te i z powrotem. No, ale co ja panią zanudzać będę, jak pani sama dobrze wie.

— Ja tam na moją pracę nie narzekam, wręcz przeciwnie. — Wzruszyła ramionami.

— Ano każdemu pasuje co innego, prawda? Przyjdź no do mnie pod wieczór, dziecino. Upiekłam ciasto, to dam ci trochę; jak do rodziców na święta pojedziesz, to weźmiesz — oznajmiła i widząc, że dziewczyna chce odmówić, zmierzyła ją poważnym wzrokiem. — Nie chcę słyszeć sprzeciwu.

— Dziękuję bardzo. Wnieść pani te zakupy do środka? — skinęła na siatkę.

— Nie trzeba. Leć już, bo pewnie masz dużo planów.

Faktycznie miała trochę racji, bo lista miejsc, które Keller miała odwiedzić, była dość długa. Zaczynając od poczty, przez kilka sklepów aż po stację kolejową. Nie zapowiadało się też, żeby miało jej to wszystko pójść sprawnie, bo po nocnej śnieżycy władze miasta nie zabrały się jeszcze za odśnieżanie i przeprawa po drogach czy chodnikach była równoznaczna z brnięciem w zaspach.

Odbierając na poczcie paczki z prezentami podziękowała samej sobie za wzięcie największego plecaka jaki posiadała. I tak była zmuszona taszczyć jeden karton w rękach, ale zawsze był to tylko jeden, a nie - sześć. W sklepie papierniczym wyposażyła się natomiast w ozdobny papier do pakowania, taśmę klejącą i kilka torebek prezentowych. Gdyby nie to, że miała przy sobie słuchawki i przygotowaną wcześniej playlistę, chyba nie przetrwałaby stania w niewyobrażalnie długich, świątecznych kolejkach. Od zeszłego roku zdążyła już zapomnieć, że niektóre kobiety z pokolenia jej mamy były gotowe zabić kogoś za najlepszy kawałek ryby z lodówki na dziale z mrożonkami. Na szczęście udało jej się jednak przetrwać zakupy i opuścić sklep w jednym kawałku.

Południe spędziła, niczym powtórkę z poprzedniego wieczora, na podłodze. Tym razem jednak zajęła się pakowaniem podarunków i lokowaniem ich w swojej torbie tak, aby przez całą drogę do Klingenthal wszystko zachowało swój pierwotny stan. W końcu przypomniała sobie o zawiniątku, które rzekomo było prezentem od Stephana dla jej mamy. Dosłownie potrafiła wyobrazić sobie szok wymalowany na twarzy swojej rodzicielki, kiedy powiedziałaby od kogo jest owa niespodzianka. Zwłaszcza, że Nora Keller nigdy nie wierzyła w bezinteresowne akty sympatii.

Biła się z myślami dobre kilka minut, zanim podniosła się z podłogi i ostrożnie rozwinęła świąteczny papier, zaglądając do środka. Niemal zakrztusiła się kawą, którą popijała, na widok delikatnej, ręcznie malowanej, pozłacanej i zapewne cholernie drogiej, tradycyjnej szwajcarskiej porcelanowej filiżanki w zestawie z talerzykiem. Nie mogła się powstrzymać, aby nie sprawdzić w internecie ceny takiego cudeńka i miała wrażenie, że głowa rozbolała ją jeszcze bardziej. Najchętniej zadzwoniłaby do Leyhe i zrobiła mu pełen pretensji wykład, ale równałoby się to z przyznaniem się, że nie wytrzymała do wigilii i otworzyła prezent, który dodatkowo nie był dla niej. Na taki podły strzał w kolano nie zamierzała się decydować, więc zostawało jej zacisnąć zęby i poczekać ze zganieniem bruneta do samych świąt. Postanowiła narazie wyrzucić tą kwestię z głowy i niepotrzebnie o tym nie myśleć. Chwyciła natomiast telefon i wystukała SMS'a z zapowiedzią, że wpadnie na chwilę do mieszkania swojego ojca.

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz