[7] Dominacja Fotografów i Detektyw

91 7 11
                                    

▬ 17 grudnia 2021

— Ty, patrz — Othylia podniosła z trzeciego łóżka w ich pokoju pluszową poduszkę z wizerunkiem Gregora Schlierenzauera. — Co z tą kobietą jest nie tak? — rzuciła ściszonym głosem i z lekkim przerażeniem w oczach spojrzała na Rikę, która wzruszyła ramionami.

Wczorajszego wieczoru, w czwartek, dzień przed kwalifikacjami do pierwszego konkursu w Engelbergu, do hotelu zakwaterowali się Austriacy, a przez niewystarczającą ilość pokoi, niektórzy z nich zostali poupychani razem z Niemcami. Marika i Schmid dostały w przydziale fotografkę, z czego ta młodsza najpierw się ucieszyła. W końcu koleżanka po fachu nie była niczym złym. Dwudziestotrzyletnia kobieta okazała się być jednak mocno specyficzna i ciężka w kontakcie, a dla Niemek zasługiwała na miano niepokojąco dziwnej. W dniu wczorajszym brunetka jedynie posyłała starszej pytające spojrzenia, bo nowa współlokatorka pojawiła się bardzo późno i jedynym co zrobiła przed pójściem spać, było przywitanie się, więc niewiele mogły o niej powiedzieć. Pierwsze co wydało się Thylii podejrzane, to wczesne wstanie Austriaczki, która ustawiła sobie budzik na szóstą trzydzieści, budząc tym też opie pozostałe dziewczyny. O ile Rika widziała w tym plusy, bo miała pewność, że na nic nie zaśpi, tak nastolatki ani trochę to nie cieszyło. Wbrew wszystkiemu obydwie pozostały w łóżkach, powoli się dobudzając, a Sandre Pattrel z wielką stertą ubrań zajęła łazienkę. Co kilka minut opuszczała ją jednak i wyjmowała coraz to nowsze rzeczy ze swoich bagaży, o dziwo za każdym razem pokazując się w innym stroju.

Keller i Schmid starały się udawać, że wcale ich to nie dziwi i za każdym razem kiedy blondynka otwierała drzwi, coś zaczynało je niezwykle ciekawić w ich własnych telefonach.

— Może go po prostu lubi... — starała się  zrozumieć szatynka, przypominając sobie o tym, że jej brat trzyma na ścianie plakat z Manuelem Fettnerem.

— Ty też lubisz Stephana, a nie masz poduszki z jego zdjęciem — oburzyła się, a kobieta z Klingenthal pokazała jej ręką, aby była cicho.

Miała przy tym niezłe wyczucie, bo drzwi łazienki znowu się otworzyły a Sandre stanęła w nich z uśmiechem i wrzuciła do walizki wszystkie ubrania, które mierzyła. Spojrzała entuzjastycznie na koleżanki, które na jej tle wyglądały nad wyraz marnie i poprawiła blond włosy związane w wysoką kitkę.

— Wy nie idziecie na śniadanie? — spytała zdziwiona i jeszcze raz upewniła się, że jest kilka minut przed ósmą, czyli czas w którym hotel zaczynał serwować dania.

— Idziemy, tylko później — odpowiedziała Othylia. — Wiesz, nie musisz tam być od samego początku. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby zabrakło jedzenia.

— Oh tak, wiem. Ale może chłopcy... — umilkła zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała już za dużo. — No, w każdym razie do zobaczenia. Miłego dnia, dziewczyny.

— Miłego... — odpowiedziała Schmid, jednak blondynka nie miała prawa jeszcze jej słyszeć, bo momentalnie zniknęła na korytarzu i zamknęła drzwi.

— Myślisz, że ona się tak codziennie maluje? — Rika w głowie starała się porównać wygląd Sandre do swojego własnego makijażu i jakoś niespecjalnie napawało ją to optymizmem. Kobieta pozostanie kobietą, no i która z nas nie chciałaby wyglądać jak najlepiej?

— Szpachluje, chciałaś powiedzieć — burknęła Othylia, wygrzebując się z kołdry. Wyprostowała się, zatrząsła z zimna i siarczyście przeklęła. — Nie podoba mi się. Zdecydowanie wolę się wyspać niż wstawać wcześnie i mazać się czymś po twarzy.

— Ja bym mogła wstawać, tylko, że i tak z moimi umiejętnościami nic nie osiągnę — westchnęła i śladem Schmid podniosła się, jednak zanim stanęła na nogach, koc, którym była dodatkowo okryta sprawił, że prawie zaliczyła bliskie spotkanie z ziemią. — Boże, żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce...

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz