[21] Teksańska Masakra

65 8 15
                                    

Sytuacja dosyć szybko została opanowana, ale Stephan skończył z opatrunkiem z gazy na twarzy i został przez Rikę nafaszerowany lekami przeciwbólowymi, na co nie narzekał. Właściwie, już po kwadransie ból ustał i wszystko zaczęło mu być obojętne, więc skupił się na naleśnikach, które znikały w powalającym tempie.

Impreza, możnaby rzec, rozkręciła się, bo dziewczyny wyjęły sobie wino, a chłopaki idąc ich tropem, przynieśli zgrzewkę piwa, za które odpowiedzialny był Markus. Wszyscy usadowili się w salonie pod kocami, jednak w pełnym składzie nie zostali zbyt długo, bo Eisenbichler i Pius uznali, że muszą porozglądać się po chatce.

— Thylia, wybierz jakiś numer od jeden do pięć— powiedział Markus, schodząc z piętra po krętych schodach.

— Pięć — rzuciła bez zastanowienia młoda Schmid, niespecjalnie zainteresowana, aby pytać o co chodzi.

— I tym właśnie sposobem skazałaś biednego Stephana na spanie na kanapie.

— Co?

— Łóżek na górze jest sześć, więc jedna osoba musi spać na kanapie — wyjaśnił szybko Pius, który najwyraźniej pomysł kolegi uznał za godny podziwu. — Panie mają pierwszeństwo więc losowaliśmy wśród nas.

— No chyba, że Rika będzie na tyle dobra, żeby przyjąć Stephana — podrzucił Eisenbichler i poruszył brwiami znacząco, na co Keller skrzyżowała ramiona nieco zdegustowana jego tonem. Sama nie wiedziała co, tak naprawdę, jej przeszkadzało, bo przecież jeszcze niedawno może by ją to rozbawiło.

— Zamknij się, Markus, bo nic mądrego i tak nie wymyślisz — westchnął Leyhe, odwracając wzrok od szatynki. Miał rzucić coś na temat tego, że ostatnią noc też spędził na kanapie należącej do Kellerów, ale ostatecznie się powstrzymał.

— Stephan ma pecha dzisiaj... Najpierw poparzenia, a teraz ma spać na kanapie. Ja mogę tu zostać za niego — zaproponował Andreas, którego nadal męczyły wyrzuty sumienia, co było dosyć oczywiste, bo w innym przypadku nie byłby tak hojny.

— Daj spokój, dam radę, dobry człowieku.

Skończyli z pomysłem włączenia sobie filmu, jednak wybór horroru był bardzo złą ideą, podrzuconą przez Constantina. Jego siostra natomiast szybko rzuciła tytuł klasyka, a mianowicie Teksańską masakrę piłą mechaniczną, jednak po kilkunastu minutach uznała, że jest zmęczona i idzie spać. Starszy Schmid także dosyć szybko się zwinął, pozostawiając całą resztę, niezadowoloną z wyboru seansu, z ich własną dumą, która nie pozwalała zaproponować wyłączenia. Rika była przekonana, że to zadanie mogło zostać wypełnione tylko przez nią, lub Piusa, który był największym anty-fanem tego gatunku filmowego. Wszyscy pozostali toczyli między sobą niepisany bój w tym, kto zmięknie jako pierwszy i nikt nie zamierzał się poddawać. Nawet, jeśli Wellinger co jakiś czas podskakiwał na własnym siedzeniu, Markus kilka razy prawie zakrył się poduszką, a Stephan już nawet nie udawał, że odwracał wzrok od ekranu.

— Wyłączmy to cholerstwo — mruknęła w końcu Keller, po kolejnym małym zawale serca. —Ja wiem, że jesteście masochistami bo zawodowo rzucacie się w przepaść, ale to już jest przegięcie.

— Jestem jak najbardziej za — poparł ją Paschke.

— A co, straszek was wziął? — rzucił Eisenbichler, a Rika wymownie wbiła wzrok w poduszkę, do której Bawarczyk się przytulał. — No dobra, może macie racje.

Wellinger dłużej nie czekał i zerwał się z miejsca, aby zatrzymać film przed kolejną przerażającą sceną i wyłączył przeglądarkę. Zwycięsko uniósł ręce ku górze, jakby przyniosło mu to niezwykłą ulgę. Po chwili jednak zerknął na przyjaciół przygaszony.

— Teraz nie będę mógł zasnąć...

— Idź do Othylii, może jakoś ci pomoże — podrzucił Markus, dopijając złoty napój ze swojej szklanki.

— A tobie czegoś brakuje, że tak wszystkim to proponujesz? — Zmarszczyła brwi szatynka, zbierając ze stołu wszystkie puste naczynia i nie zwracając uwagi na potencjalną odpowiedź, ruszyła z nimi do kuchni.

Wszyscy zaczęli się zbierać i powędrowali na górę, oprócz Stephana, któremu oczywiście przypadło zajmowanie kanapy. Na piętrze wytworzyła się kolejka do łazienki, bo każdy liczył na ciepły prysznic. Marika po krótkiej sprzeczce z chłopakami, którym nagle zaczęło się spieszyć, odpuściła i wylądowała na samym końcu.

Kiedy sama opuściła łazienkę w czystej, ciepłej piżamie, światła w całej chatce były już pogaszone, co w połączeniu ze wspomnieniem seansu, zmotywowało ją do nieumyślnego trzaśnięcie drzwiami i rzucenia się biegiem do swojego pokoju, który dzieliła z Othylią.

— Śpisz?

— Nie — wymruczała ciemnowłosa wyłaniając się zza trzech kołder, które naznosiła sobie do łóżka, bo "jej zimno". — A co?

—  Nic, tak pytam — Rika zamknęła drzwi do pokoju i szybko znalazła się na swoim legowisku, zadowolona, że nie będzie skazana na siedzenie w samotności. Nie widziało jej się teraz kłaść spać, ale była zbyt zmęczona, żeby sięgać po książkę, czy inne takie rzeczy. — Jak do rana nie zmrużę oka przez ten horror, to przygotuj się, że będziesz ofiarą mojego narzekania.

— Dlaczego ja? — Schmid zmarszczyła brwi i podniosła się do pozycji siedzącej.

— Bo to to był twój pomysł.

— Mój i Constantina, przypominam — uniosła rękę, jakby chciała zameldować, że jej brat maczał w tym swoje palce równie mocno, co ona. — Podziel naszą odpowiedzialność na pół.

— Zastanowię się. — Skrzyżowała ramiona, otulając się kocem. — Wiesz, kiedy poprzednio oglądałam film tego typu? Pół roku temu i wcale nie czułam potrzeby robienia tego częściej...

A/N.
nareszcie przezwyciężyłam zastój i przykładowo dzisiaj napisałam już trzy rozdziały (tak, jestem z siebie dumna). fanfik o Karlu jest w produkcji, a datą jego premiery jest: nie wiem, ale będzie to ten sam dzień, co wrzucenie 25 rozdziału tutaj, bo jest on swego rodzaju małą zachętą. mój plan wygląda więc tak, że piszę tutaj do 30 rozdziału i nadrabiam igrzyska olimpijskie, a potem przerzucam się na drugie ff, żeby do premiery mieć przynajmniej 10 rozdziałów zapasu.

zdaję sobie sprawę, że mało kogo to interesuje, ale czułam potrzebę poinformowania was

dziękuję za gwiazdki i komentarze, a na wypadek, gdybym nie zdecydowała się wrzucać już nic przed Wielkanocą: wesołych świąt! <3

N. LEYHE

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz