[17] Gość Przyjaciel

75 8 7
                                    

▬ 25 grudnia 2021 — Klingenthal

Trzecia dwadzieścia sześć.
Stephan przyciszył radio i wjeżdżając do miasta wyłączył długie światła, bo powitały go rozświetlające ciemność lampy. Ostatnie kilka kilometrów spędził na wąskiej drodze pośrodku absolutnie niczego i już rozumiał, co Rika miała na myśli, kiedy mówiła, że będzie miała problem, jeśli będzie musiała wracać do miasta na piechotę. Pierwszy raz był tutaj samemu, a, nie ukrywając, nigdy nie rozglądał się tutaj zbyt dokładnie, kiedy przyjeżdżał razem z kadrą.

Zerknął na GPS'a i przetarł ręką, zmęczone od długiej jazdy, oczy. Wyjechał ze swojego rodzinnego Willingen o dwudziestej drugiej i przez całe pięć godzin zatrzymał się tylko raz, na stacji paliw, aby zatankować zarówno auto, jak i siebie odpowiednią ilością kawy. Prawdę mówiąc, zaczął zasypiać już po kilkunastu minutach, ale miał całkiem niezłą motywację, którą zostawił tylko dla siebie. Mimo wszystko wjazd do miasta w Saksonii, o populacji dziewięciu tysięcy osób, było światełkiem w tunelu. Zostawało mu tylko znaleźć odpowiedni, wysłany mu przez Rikę, adres, co okazało się nie być takim znowu prostym zadaniem.

Klucząc po uliczkach, napisał do szatynki wiadomość, że jest już prawie na miejscu i choć nie miał możliwości sprawdzić, czy ja wyświetliła, to na pewno nie odpisała. Przeszło mu przez myśl, że będzie musiał spędzić kilka godzin do rana w swoim aucie i już planował na ile ustawić ogrzewanie, żeby nie zamarznąć. Wjechał w odpowiednią drogę i zaczął wyszukiwać na domach jakichkolwiek numerów. No, przynajmniej próbował, bo niestety same budynki, w przeciwieństwie do drogi, oświetlone nie były.

Jak się okazało nie musiał jednak długo szukać, bo Rika niemal wyrosła mu przed maską. Najpewniej za bardzo skupił się na rozglądaniu na boki i przestał patrzeć przed siebie. Na szczęście szatynka zdążyła zrobić krok w tył i nie musiała się borykać z bliskim spotkaniem z przednią szybą auta Stephana. Zmarszczyła brwi i przymknęła oczy przez światła, które z całą swoją okrutnością skupiły się na jej twarzy, wypędzając z niej resztki senności. Wskazała mu ręką podjazd przed domem, samej odsuwając się na bok, aby nie kusić losu. Mocniej owinęła się bluzą, którą zdążyła na siebie narzucić wybiegając z domu i skrzyżowała ramiona, licząc, że jakoś jej to pomoże. W myślach katowała się właśnie, że spieszyła się aż tak bardzo, żeby odrzucić pomysł pogrzebania w szafie trochę dłużej, bo jak na złość, wszystkie kurtki nagle zniknęły.

Zakręciła kluczami do domu, kiedy Stephan zaparkował przed budynkiem i wyszedł z auta z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Duży ruch był? — zapytała, po czym ziewnęła przeciągle, zasłaniając sobie usta ręką.

— Nie, na autostradzie to minąłem może z kilka aut — odparł zarzucając sobie podręczny plecak na ramię i podchodząc do piwnookiej, która mocno go objęła.

— Dobrze, że już jesteś — rzuciła cicho, wtulając twarz w materiał jego bluzy pod rozpiętą kurtką. Pozwoliła, aby ogarnęło ją ciepło i przyjemne uczucie, a Stephan oparł brodę o czubek jej głowy, zaciągając się zapachem jej włosów. — Dobra, już koniec, bo się tu rozpłynę, a zaraz potem zamarznę.

Stephan zaśmiał się cicho i podążył za nią do środka, a w przedpokoju została mu zabrana kurtka i buty. Rozejrzał się pobieżnie po skąpanym w mroku salonie i części kuchni. Rika oświeciła lampę stojącą na stoliku kawowym i zabrała z niego kubek, pozostawiony tu wczorajszego wieczora, przez Connora.

— Słuchaj, zrobiłabyś mi kawę? — zapytał, zanim piwnooka zdążyła zniknąć w kuchni.

— Chyba żartujesz. Nie zamierzam zabić twojego układu nerwowego bo, z całym szacunkiem, ale wyglądasz jak siedem nieszczęść, które już kilka kaw dzisiaj wypiło — odparła z typową dla siebie szczerością. — Nie mówię, że i tak nie podziwiam, bo ja po prawie czterystu kilometrach w nocy pewnie czołgałabym się po ziemi.

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz