[5] Autostrada

104 9 4
                                    

14 grudnia 2021

Okazało się, że Marika nie była jedyną osobą która spędziła na pakowaniu się niemal całą noc. Siedząc w niewielkim busie już po chwili można było usłyszeć pochrapywania ze wszystkich stron. Obecni nie tylko ciałem, ale też duchem pozostali tylko Constantin, który usiłował dorysować markerem na twarzy śpiącego Markusa wąsy i Karl, który trzymał na kolanach laptopa, na którym oglądał film. Keller mogłaby się założyć, że ten drugi był jedynym, który zdążył ze wszystkim na czas i nie panikował przed wyjazdem.

Cały poniedziałek spędzili w ośrodku; chłopcy razem z trenerem analizowali skoki, robili plany i rzeczy, które dla Mariki były niczym innym jak czarną magią. Ona sama z pomocą jednej z techniczek wdrażała się w papierologię, kontaktowała się z hotelem i przedstawicielami FIS'u. Jednym słowem dzień przeleciał jak nigdy i wszyscy byli niesamowicie zmęczeni. Wszyscy, oprócz Andreasa, bo ten akurat zmęczony jest zawsze.

Wyjazd zaplanowany był na szóstą rano, co i tak nie było jakąś tragiczną porą. Nie obyło się jednak bez niesamowitych narzekań ze strony niektórych. Rika miała wrażenie, że ręce aż bolały ją od zasuwania zamków, upychania rzeczy w walizkach i składania ubrań, a za każdym razem kiedy przymykała oczy na dłużej, śniło jej się, że nie spakowała czegoś ważnego, lub że się spóźniła. Ze świadomością że za kilka godzin będzie musiała usiedzieć za kółkiem, zmusiła się do snu, co po którymś z kolei podejściu podziałało.

Połowa z nich przespała całą drogę, jednak Keller obudziła się na pół godziny przed dotarciem do Lindau. Te trzydzieści minut spędziła na rozmowie z Piusem, który zajmował fotel naprzeciwko niej. Niespecjalnie pamiętała go z poprzednich lat, kiedy jeszcze pomagała Wernerowi, ale okazało się, że ta dwójka miała naprawdę sporo wspólnych tematów. Zaczynając na filmach, a kończąc na wystroju wnętrz. Zresztą Paschke sprawiał wrażenie człowieka z którym można porozmawiać niemal o wszystkim.

Lindau okazało się być całkiem urokliwe, choć nikt nie garnął się do przyklejania nosów do zimnej szyby, aby podziwiać widoki. Niechętnie zebrali się do opuszczenia ciepłego busa na sporym parkingu. Wśród kolejnych narzekań, Rika nie usłyszała tylko jednego z głosów. Intuicja dobrze jej podpowiadała aby to sprawdzić, bo Stephan nadal siedział na jednym z foteli na tyłach i opierał się czołem o siedzenie przed nim. Wyglądał przy tym wyjątkowo marnie i budził współczucie. Szatynka nie chciała być w jego skórze, kiedy będzie musiał wyprostować kark z pozycji w której trwał pewnie już kilka godzin.

— Wstawaj, Leyhe — delikatnie potrząsając jego ramieniem ściągnęła mu z głowy czapkę, licząc, że może to go obudzi. Nie miała ochoty tu na niego krzyczeć, zważając też na swoje własne gardło, które od rana nie miało się najlepiej.

— Co jest, Szefowo? — mruknął zaspany odchylając się do tyłu i przecierając oczy.

— Chodź, bo będziesz musiał się dostać do Engelbergu autostopem — podała mu rękę pomagając wstać.

— Dałbym radę — wzruszył ramionami i ruszył za nią pomiędzy fotelami. Po chwili jednak chwycił jej ramię i odwrócił w swoją stronę. — Ale czapkę to dodaj. Jedną już ci dałem i kolejnych nie mam.

Zaśmiał się promiennie, a na jego twarzy nadal widoczne było zaspanie. Keller wspięła się na palce i naciągnęła mu czapkę na oczy.

— Wiem, że dałbyś radę. Po prostu miałabym potem wyrzuty sumienia — dźgnęła go palcem w żebra, ale szansę, że poczuł cokolwiek były małe przez grubą kurtkę.

— Ach tak? — objął ją ramieniem z uśmiechem satysfakcji, na co jeszcze raz trzepnęła go w bok.

— No chodź, bo się spóźnimy a ja nie mam ochoty ci towarzyszyć w łapaniu stopa — burknęła chowając twarz w szaliku.

— To żeśmy się spóźnili... — westchnął Stephan zerkając na Rikę z udawanym wyrzutem.

Kobieta wzruszyła ramionami i zapięła kurtkę po sam czubek, siedząc na krawężniku przed stacją paliw przy autostradzie, zaraz obok Constantina i Wellingera. We trójkę wyglądali mniej więcej jak kury na grzędzie, bo założyli, że jeśli będą siedzieć jak najbliżej, to zrobi im się cieplej. Reszta nie miała się aż tak źle, ale Schmidt zostawił swoją kurtkę w busie, który odjechał, Andreas został kilka minut wcześniej wepchnięty do śniegu, a Keller było zimno zawsze i wszędzie.

Jak się okazało, auto, którym mieli dostać się dalej utknęło w korku, kilka kilometrów stąd i chcąc czy nie, musieli czekać. Oczywiście nikomu się to nie podobało, ale najbardziej zły był Markus. To jest nie licząc trenera, bo ten jest zły przez większość swojego życia. Eisenbichler natomiast chodzi w te i we wte, przez co zrobił sobie w śniegu profilaktyczną ścieżkę. Stephan przyglądając mu się, czekał aż przebije się też przez warstwę trawy.

— Kawa za trzy euro! — syknął Horngacher wychodząc z wnętrza stacji paliw. — Popieprzyło ich.

— Trener weźmie moją — zaoferowała Rika wyciągając w stronę Austriaka czarny termos, którym wcześniej grzała sobie ręce. Stefan spojrzał na nią pytająco. — No co? Przezorny ubezpieczony...

— Uczcie się, chłopcy — kiwnął głową zadowolony i przejął termos. To wcale nie tak, że Rika wewnętrznie płakała nad stratą swojej kochanej kawy... cóż, przynajmniej zapunktowała u trenera.

— Niech trener powie, że technicy i reszta też gdzieś utknęli i nie dotrą na miejsce przed wiosną. Miałbym spokój od siostry — rzucił Constantin.

— A kto ci będzie narty robił, co?

— Czemu jeszcze jej nie poznałam? Tej twojej siostry — spytała Rika, a Schmid machnął ręką.

— Dlatego, że cię lubię. Inaczej kazałbym jej się do ciebie doczepić.

Po dobrych czterdziestu minutach czekania i jakichś dziesięciu, zanim zapakowali się wszyscy do kadrowego auta, które pokonało korki, wszystko czołgało się ku temu, żeby szło już sprawnie. Marika była przeszczęśliwa, że miejsce z przodu obok niej zajął Geiger, który jako odpowiedzialna dusza kontrolował mapy, pilnował zjazdów, podpowiadał jej i jednocześnie chyba nie najgorzej się przy tym bawił.

Keller miała wrażenie, że to było najbardziej wymagające dwieście pięćdziesiąt kilometrów w jej życiu, które trwało blisko cztery godziny. Choć nie była jednym z tych nader ostrożnych kierowców, czuła się odpowiedzialna za drogocenny towar, jakim była duma Niemiec. Dodatkowo w połowie drogi zaczął sypać śnieg, co nie dość, że utrudniło jazdę, to jeszcze ograniczało widoczność. Karl jednak zlitował się nad kobietą i pozwolił jej się całkowicie skupić na drodze, samemu kilka razy krzycząc na kolegów z niezbyt pokojową prośbą o spokój.

— Widzisz? Wszyscy żyją — poklepał ją po plecach, kiedy wszyscy stanęli przed szwajcarskim hotelem w Engelbergu.

— Żyć tak, ale Pius wygląda jakby miał zaraz zemdleć... — mruknęła wskazując na trzydziestojednoletniego Niemca, który rzeczywiście był wyjątkowo blady. — Aż tak cię stresuje moja jazda?

— Oglądał ze mną horror, to dlatego — wyjaśnił Andreas uśmiechając się lekko, a Rika przekonała się, że niespecjalna sympatia do tego gatunku filmowego, to kolejna rzeczy która łączy ją z Paschke.

VIL'KHA

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz