[15] Norymberga

72 6 7
                                    

▬  22 grudnia 2021 — Norymberga, Central Station

Marika przetarła twarz rękawem bluzy i z przeciągłym ziewnięciem sięgnęła po telefon. Godzina dwudziesta trzecia górowała na wyświetlaczu jej wysłużonego Androida, a zaraz pod nią pojawiło się kilka powiadomień. Szatynka wyjrzała za okno, choć widok nie był zbyt godny podziwu. Zasypana śniegiem stacja, na której jedynym źródłem światła była wyłączająca się co chwilę lampa uliczna. Widząc ten obraz zasunęła firany w swoim przedziale i wyciągnęła nogi wzdłuż siedzenia. Na szczęście pociąg nie był wypełniony ani trochę, bo na korytarzu minęła dosłownie pięć osób, które cieszyły się wolnymi miejscami. Nie ukrywajmy, podróżowanie z kimś obcym naprzeciwko bywa niezręczne, zwłaszcza, kiedy ma się przed sobą jeszcze cztery godziny drogi.

Keller schowała, związane w warkocz, włosy do kaptura bluzy i naciągnęła go sobie mocniej na głowę. Nawet nie chciała wiedzieć jak temperatura panowała na zewnątrz, skoro nawet w środku było jej zimno i to mimo kilku warstw oraz puchowego płaszcza.

Każdy, kto przynajmniej co jakiś czas jest zmuszony używać za środek transportu kolei, wie, że największym jego wrogiem są opóźnienia. Rika znała trasę Monachium - Norymberga niemal na pamięć i dobrze wiedziała, że przebycie jej bez opóźnień jest co najmniej niewykonalne. Nawet nie łudziła się, że może być inaczej, bo byłby to tylko bezsensowny zawód. Zwykle godzinne przestoje spędzała z serialem, książką, czy na nauce, kiedy jeszcze studiowała. Teraz jednak czuła, że nie byłaby w stanie zrozumieć ani jednego zdania.

Z ratunkiem przybył jej SMS od Stephana z zapytaniem jak się miewa. Udało im się wymienić kilka wiadomości, zanim zamienili pisanie na rozmowę telefoniczną. Szarpnięcie pociągu wyrwało Rice urządzenie z rąk, a kołysanie uniemożliwiało wycelowanie w odpowiednią literę na klawiaturze, więc było to spore ułatwienie. Dopiero kiedy się rozłączyli, zorientowała się, że przez całą rozmowę uśmiech nie schodził jej z twarzy, a teraz żuchwa piekła ją niemiłosiernie. Stephan narzekał na harmider panujący w domu swoich rodziców, do którego zjechał się teraz nie tylko on i jego brat z rodziną, ale też wujkowie i ciotki z każdej możliwej strony. Szatynce odgłosy, wołających Stephana do zabawy, dziecięcych głosików wydały się niesamowicie urocze, co wywołało salwę śmiechu Leyhe.

— Pobawiłbyś się z dzieciakami, a nie tak czas marnujesz — zrugała go rozbawiona. — Ile tam masz tych potworków?

— Całą grupkę, sam nie wiem ile dokładnie... zdecydowanie za dużo —wyżalił się, zamykając drzwi do pokoju, który przez wiele lat należał do niego. — Męczą mnie od samego rana, bo zostałem zmuszony, żeby przyjść do rodziców.

— Zmień branże i zostań przedszkolanką — zaproponowała.

— Tylko pod warunkiem, że ty też ją zmienisz i wrócisz do planów o byciu nauczycielką — zwinnie odwrócił kota ogonem.

— Chciałbyś, ale zawiodę cię —przewróciła oczami do samej siebie i wygrzebując z plecaka ładowarkę, podłączyła telefon do kontaktu. — To absolutnie się nie stanie.

— Dobijają się — mruknął udając przerażenie. Rzeczywiście w tle było słychać, jakby walenie małych piąstek w drzwi. — Uciekać oknem czy balkonem, co sugerujesz?

— Sugeruję wyjść i stawić czoło niebezpieczeństwu — zachęciła go. — Przecież cię nie zjedzą.

— A ugryzło cię kiedyś dziecko? — odpowiedziała mu głucha cisza, co wydało mu się zabawne. — No właśnie.

— Jak to: ugryzło? — wydukała. — Jesteś pewien, że otaczasz się małymi człowieczkami, a nie jakimiś krwiopijcami?

— Absolutnie nie jestem pewien. Co więcej, byłbym skłonny wierzyć w tą drugą opcję —westchnął, przypominając sobie, jak kiedyś jego brat wychwalał swojego synka, że jest taki spokojny, a roczniak kilka chwil później przywalił mu grzechotką między oczy. — Dobra, poświęcę się i zostanę mięsem armatnim.

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz