[18] Wycieczka Emerytów

87 10 4
                                    

▬ 25 grudnia 2021 — Kempten

Pierwszy postój urządzili sobie dopiero po czterech i pół godziny, bo droga leciała im w naprawdę szybkim tempie. Trasa wypełniona rozmową i okazyjnym śpiewaniem na całe gardło do przebojów lecących w radiu należała do całkiem przyjemnych, mimo faktu, że zagadany Stephan kilka razy prawie wjechał na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Ostatecznie uznali (po bardzo długich i intensywnych namowach Riki), że zamienią się rolami i teraz za kółkiem wyląduje kobieta.

Zatrzymali się na niewielkim parkingu, który prawdopodobnie był przeznaczony dla ciężarówek, ale dopóki nikt nie przyszedł ich wyrzucić, postanowili się tym nie przejmować.

— A wiesz, że Kempten jest znane z przemysłu mleczarskiego? — zapytał Leyhe, siedząc w otwartym bagażniku ze wzrokiem utkwionym w telefon. Rika, prostująca kości i okrążająca auto któryś raz z kolei zerknęła na niego zdziwiona, po czym wybuchnęła śmiechem. — No co?

— Powiedziałeś  to tak poważnym głosem, jakbyś mi podawał swoją planowaną godzinę zgonu — rzuciła siadając obok niego i zabierając mu z ręki swój własny termos z kawą. Nora Keller, która postanowiła zignorować swoje teorie na temat przyjaciela, nie będącego przyjacielem, zrobiła dwójce spory zapas jedzeniowy na podróż, więc Rika zaczęła wyjmować prowiant ze swojego plecaka. — Zapas na cały miesiąc, ale bierzcie i jedźcie.

— Uwielbiam twoją mamę — rozmarzył się, zaczynając przeglądać najróżniejsze zawiniątka.

— A ona uwielbia ciebie — przyznała Marika, samej wybierając sobie jakąś kanapkę. — Zostałbyś u nas jeszcze na kilka dni, to zaczęłaby ci mówić "synu".

— Nie zachęcaj mnie do wprowadzenia się — pogroził jej palcem wpychając sobie do ust chleb, na co Rika wybuchnęła śmiechem. — No szo?

— Niszo, tylko... — przedrzeźniła go i podnosząc się na kolanach wyciągnęła w stronę jego twarzy rękę, na co spojrzał na nią pytająco. — Nie ruszaj się, bo ci przez przypadek paznokcia do oka wepchnę.

Starła mu kciukiem masło z kącika ust, uśmiechając się przy tym szeroko. Stephan zapatrzył się w jej oczy, co najwyraźniej jeszcze bardziej ją rozbawiło. Spoważniała jednak po chwili, bo jej głowę zamąciła myśl, której nie potrafiła się już pozbyć. Sama też przez krótką chwilę mu się przyglądała, po czym wróciła na swoje miejsce po drugiej stronie bagażnika.

Posiedzieli jeszcze w ciszy. Tym razem tej niezręcznej i wymuszonej ciszy, której każdy zawsze chce uniknąć. Żadne z nich jednak nie odważyło się jej przerwać. Wymienili się tylko spojrzeniami, zbierając rzeczy z tyłu auta i wracając do przodu. Leyhe rzucił Marice kluczyki, które ta z entuzjazmem przekręciła w stacyjce. Cóż, jazda całkiem wypaśnym autem Stephana była dla niej sporym szczęściem.

— Śmieszni jesteśmy — skwitował wysoki brunet, kiedy powolnie wyjeżdżali z parkingu. Nie oderwał przy tym wzroku od okna.

— Co? — zdziwiła się kobieta przypatrując się drodze.

— Proszę cię, Rika, nie udawajmy, że nie wiemy o co chodzi — rzucił z prośbą w głosie, na co szatynka na długą chwilę zamilkła.

— Tak, jesteśmy śmieszni — zgodziła się, kiedy już wyjechali na autostradę. — Nawet bardzo.

Po czym włączyła radio, przeskakując pomiędzy stacjami aż trafiła na coś, co jej odpowiadało. Wraz z pierwszymi dźwiękami bawarskiej muzyki z atmosfery w aucie zniknęła niezręczność, a została ona wypełniona dwoma głosami dorosłych ludzi, którzy z dziecięcym zapałem starali się naśladować tekst piosenki.

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz