[20] Chatka pod Nebelhorn

66 7 8
                                    

▬ 25 grudnia 2021 — Oberstdorf, blisko szczytu Nebelhorn

— I gdzie są te cholerne klucze? Ręce mi odmarzają.

— Właścicielka mówiła, że pod wycieraczką — rzuciła Rika, owijając się szczelnie szalem.

— No to mam złą wiadomość. — Stephan skrzyżował ramiona na piersi, wzdychając.

— Co? — szatynka wyszła zza zakrętu, gdzie przy okazji obejrzała zasypaną śniegiem doniczkę w poszukiwaniu kluczy.

— Tu nie ma wycieraczki, wiesz o tym? — poinformował ją skoczek.

— W takim razie — Poprawiła na głowie czapkę. — proponuję się rozdzielić i przejrzeć najbliższe krzaki... Może ją zwiało.

— Chcesz grzebać w śniegu? — zdziwił się z nadzieją, że kobieta ma jednak lepszy pomysł.

— Jak przyjdzie ci do głowy coś mądrzejszego, to koniecznie daj znać — zaznaczyła, ruszając w zaspę i schylając się.

Klucze postanowiły być miłosierne i po kilku minutach wpadły w ręce Stephana, więc dwójka mogła wejść do środka, rozejrzeć się po chatce i rozpalić ogień w kominku, aby choć trochę się ogrzać. Zanim ciepło roztoczyło się po pomieszczeniach, temperatura była bardzo podobna do tej na zewnątrz, co bardzo ich zawiodło.

Ostatecznie jednak kiedy płomień nieco się rozniecił, a oni sami rozgrzali się noszeniem i rozpakowywaniem bagaży, usiedli w przestronnym, schludnym salonie na sofach. Zostawało im czekać na, jak zawsze spóźnioną, resztę.

Chatka była urządzona w unowocześnionym, góralskim stylu, który jakoś specjalnie nie przemawiał do gustów Riki. Mimo to, nie mogła powiedzieć, że nie było tu przyjemnie. Przemyślane ozdoby nadawały otoczeniu wyjątkowego uroku. Niektóre z obrazów, wiszących na ścianach, sprawiały, że ciężko było oderwać od nich wzrok.

— Dzień dobry, towarzystwo! — dobiegł ich dziewczęcy głos z korytarza, a zaraz potem huk przewracanej walizki i kilka przekleństw. — Costantin, ty idioto.

— Nie pchaj się! — Rodzeństwo Schmid przepychało się w przejściu, kiedy Keller i Stephan przyglądali im się w rozbawieniu.

Rika pomyślała, że brakowało jej ciemnowłosej dziewiętnastolatki i jej humoru. Kiedy Othylia wyrwała się bratu i wparowała do środka ze swoim plecakiem, niemal rzuciła się przyjaciółce na szyję. Szatynka, nie spodziewając się takiej wylewności, potrzebowała chwili, aby złapać równowagę.

— Dobrze cię widzieć.

— Ciebie też, Othylia. — Uśmiechnęła się Marika, po czym przywitała się z Constantiem, kiedy Thylia zbijała piątkę z wysokim brunetem.

— Cześć, Stephanie. Z góry chcę wiedzieć, jak wiele mnie ominęło. — Powiodła palcem od mężczyzny do piwnookiej i z powrotem.

— Nie rozumiem — odezwał się Leyhe i zmarszczył brwii, nerwowo chowając rękę we włosach.

— No tego to się domyślam. — Przewróciła oczami Schmid. — Rika?

— Potem ci powiem — zbyła ją kobieta i kazała pomóc Constantionowi z walizkami. Razem ze Stephanem wzięli też jedną, wielką i torbę i razem pociągnęli ją ku salonowi.

— No więc o co chodziło? — dopytała zaintrygowany Stephan.

— Ale z ciebie niewiniątko, Steph — zaśmiała się. — Zastanowię się, czy cię wtajemniczyć.

Kiedy wszyscy dotarli na miejsce, bez większych uszczerbków na zdrowiu, Rika odetchnęła, zupełnie, jakby była odpowiedzialna za tą zgraję.

W skoczkach nagle obudziła się męska potrzeba pójścia do lasu i narąbania drewna do kominka, a Keller i Othylia nie były do końca przekonane, czy każdy z nich wróci ze wszystkimi kończynami. Nie sposób było ich jednak zatrzymać. Wzięły sobie za punkt honoru wykarmić całą hołotę, jednak zaopatrzenie ich lodówki było bardzo marne. Jedynym, co przyszło im do głowy, były naleśniki, więc bez długich rozważań zabrały się do roboty. Smażenie naleśników dla pięciu chłopa, po kilka na głowę, było zajęciem bardzo bałagano-gennym, zwłaszcza, że Othylia przypadkowo rozsypała mąkę. Jak szybko stworzyły bajzel - tak szybko nie było po nim śladu, a piękna sterta ułożonych na talerzu naleśników, roztaczała wspaniały zapach.

Największym błędem, jaki popełniły, było odstawienie niezwykle nagrzanej patelni na podkładkę, bowiem zlew był już przepełniony, ale o swojej pomyłce nie mogły jeszcze wiedzieć.

Do kuchni wpadli Stephan i Andreas, którzy gonili się w kółko, a z krzyków Wellingera można było wydedukować, że Leyhe wpakował go w śnieg, a on sam chciał się teraz zemści.

— Nosz... — Nieświadomy blondyn w akcie desperacji chwycił za patelnię stojącą na blacie i przyłożył nią Leyhe, wcale nie tak mocno, bo tylko w żartobliwym geście, jednak Stephan odsunął się momentalnie chwytając za policzek z głośnym jękiem.

— Cholera, Andreas! — Rika rzuciła się w stronę wysokiego bruneta i siłą odsunęła jego rękę od twarzy, przyglądając się skórze, która od razu się zaczerwieniła.

— Wellinger, czyś ty zwariował? — krzyknęła spanikowana Othylia. — Dopiero co zdjęłam tą patelnię z ognia.

— Ale przecież... — wyjąkał Andreas, nie bardzo pewny tego, co zrobił. Stojąc w szoku, spoglądał na Stephana, który dzielnie się trzymał, ale na jego twarzy pojawił się grymas, a dłonie zamknęły się w pięści, w które z bólu wbijał sobie paznokcie. Rika stała przy nim i z pozornie zimną krwią kalkulowała coś w głowie. — Ja nie chciałem...

— Wiemy. Przynieś mi apteczkę z plecaka, Andreas — pospieszyła go Keller, choć najbardziej zależało jej, żeby znaleźć mu jakieś zajęcie. Ostatnim co by im się przydało, była panika blondyna. Posadziła Stephana na krześle i oświeciła światło, aby widzieć coś więcej. — Tak w skali od jeden do dziesięć... Jak bardzo boli? Bo wygląda fatalnie.

W odpowiedzi odstała głośne syknięcie, kiedy dotknęła jego policzka w tym miejscu.

— Zrozumiałam...

Sama zniknęła na chwilę z kuchni, a w międzyczasie, niepewna co powinna zrobić, Othylia, podała mu szklankę wody, nie wiedząc, czy w ogóle mu się przyda. Na szczęście Keller szybko wróciła, zamaczając przyniesiony przez siebie ręcznik w zimnej wodzie.

— Chcesz pokrzyczeć?

— Znowu aż tak źle to nie jest — wymruczał Stephan, bo ta wizja wydała mu się bardziej niż dziwna. Kiedy Rika zbliżyła ręcznik do jego twarzy, nie było to już takie dziwne, ale zagryzł zęby tak, że aż zatrzeszczały i nie wydał z siebie ani jednego dźwięku. Do czasu. — Cholera jasna...

A/N.
dajcie koniecznie znać, jak wrażenia po sezonie.

Ja mam kilka przemyśleń:
— proszę, zróbmy halvorowi przymusowe badanie błędnika, albo innych hormonów, które odpowiadają za poruszanie się w linii prostej, bo chłopak naprawdę wyląduje kiedyś na trybunach
— o sytuacji z dodo się nie wypowiem, bo nie mam pojęcia co o tym myśleć. jedno jest pewne: zachowania pzn są godne sprzeczki nastolatków w gimnazjum

!poproszę też fanfary dla sędziów!
!fanfary dla zmiany belki!
!fanfary dla Mikki Jukkary!

btw myślę, że teraz jest idealny moment dla wszystkich, którzy nie rozumieją skoków, a chcieliby zacząć. w tej chwili zasady są bardzo proste, bowiem jedyna, jaką wyznajemy ('my', czytaj: sędziowie) brzmi "słabiej wieje? obniżmy rozbieg!"

proszę wybaczyć moje emocje

teraz czas na 2-tygodniową depresję, bo moje życie przestało mieć sens, a zaraz potem zapraszam na odliczanie do LGP
ps. jestem chętna do pisania o skokach 7 dni w tygodniu, więc jeśli ktoś nie ma z kim pogadać: zapraszam

N. LEYHE

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz