[13] Monachium

93 6 6
                                    

Pius wysadził ją zaraz pod jednym z takich samych bloków, w takim samym rządku, na takim samym osiedlu, jakich w mieście było dziesiątki. Okolica zamieszkana przez Rikę nie należała do tych nowoczesnych, rozległych dzielnic Monachium z wieloma parkami i pasami zieleni. To miejsce przypominało najzwyczajniejsze osiedle, jak w każdym innym niemieckim miasteczku. Nic specjalnego. Było jednak blisko do centrum i do sklepu spożywczego - a więc wszystkiego, czego Rika potrzebowała.

Paschke zaoferował, że pomoże jej wnieść bagaże do mieszkania, ale odmówiła. Nie było tego znowu aż tak dużo, żeby sobie nie poradziła. Pożegnała się więc ze skoczkiem, życząc mu wesołych świąt. Zarzuciwszy torby na ramiona odszukała w kieszeniach klucze i weszła na klatkę schodową. Dostała się na trzecie piętro, przy czym zdążyła się zmęczyć. Przekręcając klucz w zamku weszła do swojego azylu i odetchnęła z ulgą. Zanim jeszcze zdjęła buty chwyciła do ręki telefon.

RIKA
Daj znać jak będziesz na miejscu

STEPHAN
Czyżbyś się przejmowała?

RIKA
Po prostu daj znać.

STEPHAN
Dam, nie martw się

Pokiwała głową do samej siebie po czym odłożyła urządzenie na stercie toreb. Siłując się ze sznurówkami swoich ocieplanych traperów ziewnęła przeciągle. Pora była jeszcze względnie wczesna, bo przed osiemnastą, ale długa droga wzmogła w niej zmęczenie. Na myśl o nocy w swoim spokojnym azylu aż się uśmiechnęła.

Jej niewielkie mieszkanko wyglądało identycznie, jak kiedy zostawiła je kilka tygodni temu. Wchodząc w swoją byłą, codzienną przestrzeń, dopadła do stojących na parapecie roślinek i po kolei wstawiła je do zlewu, dając im upragnioną wodę. Jak na jej oko, to tak zwane, "krzaczki" i tak trzymały się całkiem nieźle. Zdejmując kurtkę i wieszając ją w przedpokoju doszła do wniosku, że rozpakowywanie się i tak byłoby bezsensowne. Przynajmniej chciałaby w to wierzyć, głównie z powodu tego, że potwornie nie chciało jej się grzebać w ubraniach i podręcznych rzeczach. Po zrobieniu kontrolnej rundki po mieszkaniu, wzdychając wciągnęła bagaże do salonu i owinąwszy się kocem z fotela, odsunęła zamki. Dosyć sprawnie poszło jej grupowanie ciuchów na kupki. Wiedząc już, co nadaje się do prania, czego nie będzie brać do rodziny i co nadal może zostać w walizce, miała już jakiś algorytm działania, więc wizja spędzenia wieczora na podłodze, nie była już taka straszna.

Zwłaszcza, że po niecałym pół godziny zdecydowała się na krótką wycieczkę do pobliskiego sklepu. Wyposażona w butelkę wina ze średniej półki, paczkę ciastek i precle wróciła do mieszkania włączywszy z laptopa rockową playlistę. Pociągnęła łyk wina prosto z gwinta i nie była pewna, czy to dalszy powiew wolności związanej z miejscem, gdzie spędziła studia, czy tylko gest budzący współczucie. Niezależnie od odpowiedzi, czuła się z tym dobrze, nawet, jeśli trochę szczeniacko. Po kolejnej godzinie, muzyka zamieniła się w serial, a wtedy nie było w Rice już ani grama ociągania się. Odcinek za odcinkiem, przyspieszyła składanie koszulek do maksimum, w czego rezultacie miała robotę za sobą. Elegancko zapakowana walizka i torby stały gotowe do wyjazdu do Klingenthal.

Tak, owy wyjazd również wypadałoby zaplanować, więc biorąc laptopa na kolana wyszukała rozkład jazdy monachijskich pociągów. Była zbyt przewrażliwiona, aby nie sprawdzić tego już kilka dni temu, ale dopiero teraz zdecydowała się zakupić bilet. Opóźnienie najwyraźniej nie przysporzyło jej problemów, bo transakcja przeszła bardzo pomyślnie.

Chwyciła do ręki telefon, kiedy usłyszała powiadomienie. Przesłany przez Othylię filmik ze śmiesznym kotem okazał się być zajęciem Keller na kolejne kilka minut, z czego akurat nie była specjalnie dumna. Każdy powinien się przyznać, że czasami ogląda śmieszne zwierzaki...

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz