[24] Ojcowski Tatuaż

88 10 5
                                    

▬ 27 grudnia 2021 — Oberstdorf, blisko szczytu Nebelhorn

Rika przez długi czas była pewna, że nie zmrużyła oka ani na chwilę, jednak pogodziła się z myślą, że było inaczej. Spoglądając na telefon zobaczyła pół godziny po północy, a nie zapowiadało się, aby ktokolwiek wrócił już do domu. Nie dostała też żadnej wiadomości, a tym bardziej nie mogła liczyć, że ktokolwiek odbierze. Mimo to napisała sms'a do Stephana, nie oczekując nawet, że zostanie on wyświetlony.

Zebrała się z parapetu, choć po krótkim śnie w niewyobrażalnie niewygodnej pozycji, miała ochotę nie ruszać się ani o milimetr, aby nie skazywać się na ból pleców. Oświeciła światło w przedpokoju i udała się do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Mocniej otuliła się bluzą, którą zwędziła pewnemu wysokiemu brunetowi.

Z kubkiem ciepłego napoju w ręce, wróciła do okna, zupełnie, jakby była do niego przyklejona. Ku zdziwieniu, ale i wielkiemu szczęściu, zauważyła sześć ciemnych plam na tle śniegu, które powolnie dreptały w stronę chatki. Dopiero kiedy zbliżyli się na kilka metrów, była w stanie rozróżnić kto jest kim. Na przodzie szli Pius z Constantinem, który co chwila oglądał się za siebie, zaraz za nimi trzymający się za rękę Othylia i Andreas, a na końcu Stephan i Markus, którzy wyraźnie wymieniali się jakimiś uwagami. Marika pognała do drzwi, przekręcając klucz w zamku. Wpuściła wszystkich do środka, po czym zatrzymała wzrok na dwóch zgubach, które wyglądały, jakby zupełnie dobrze się bawiły. Trzymali się za ręce uśmiechając do siebie.

— Czy wyście zgłupieli? — syknęła szatynka, po czym rzuciła się zdziwionej Othylii na szyję. — Gdzie was wywiało, do cholery?

— Oszczędź sobie, Rika, mój brat już zrobił nam kazanie... — mruknęła ciemnowłosa, uspokajająco klepiąc kobietę po plecach. — Andi pomieszał drogi i tyle.

— "I tyle" — przedrzeźnił ją Markus, zdejmując kurtkę i zabierając Rice z rąk kubek herbaty. Piwnooka nawet nie umiała się na niego gniewać, bo wszyscy byli niemal równie zmarznięci.

Utwierdziła się w tym również, kiedy zimne ręce Stephana szczelnie objęły go od tyłu.

— Mówiłem, że wszystko będzie dobrze — powiedział ściszonym głosem.

— Puszczaj, bo psujesz cały efekt ciepła, który wytworzyła twoja boska bluza — zganiła go, jednak nie miała serca wyrywać się z jego ramion ze świadomością, że teraz to ona robi dla niego za grzejnik.

— A wy co tacy szczęśliwi? — burknął starszy Schmid do siostry i Wellingera, którzy, rzeczywiście, szczerzyli się do siebie, jak głupi do sera.  — Mało wam, że mogliście tam zamarznąć na śmierć.

— Constantin, zachowujesz się jak nasz ojciec! — Zrezygnowana Othylia zmierzyła brata. — Nawet przyjmujesz taką samą postawę, jak się złościsz.

— Matko, ona też tak do ciebie mówi? — zdziwiła się Rika, jednak widząc pytające spojrzenie rodzeństwa szybko się wytłumaczyła. — No "zachowujesz się jak ojciec". Słyszę ten tekst od dwudziestu pięciu lat...

— U was też tak mówią? — dołączył się Leyhe, który ostatecznie się zlitował i puścił Keller.

— Zróbmy sobie tatuaże z tym tekstem — rzucił Constantin żartobliwie, ale wymiana spojrzeń Riki i Stephana wyglądała na całkowicie poważną.

— Czyli jakby do was mówili "Jesteś miękką frytą!" to też byście to sobie wydziarali...?

Kilkanaście godzin później, bo o jedenastej, siedzieli przed studiem tatuażu w centrum Oberstdorfu, czekając na znajomego tatuażystę Markusa, któremu cały pomysł bardzo się spodobał. Powiedział, że absolutnie się do tego nie dołączy, ale chętnie popatrzy jak trójka jego przyjaciół cierpi pod maszynką.

Mieli szczęście, że poniedziałek był już dniem pracującym, więc tatuażysta, który zgodził się ich przyjąć nie przychodził tylko dla nich, za to dla nich wcześniej otwierał studio. Eisenbichler nie chciał się przyznać, skąd znał artystę, który okazał się być Polakiem, ale nikogo niespecjalnie to interesowało.

— Jestem! — Usłyszeli za plecami łamany niemiecki. Odwrócili się i zobaczyli dwudziestolatka o sympatycznej twarzy i okularach z kwadratowymi oprawkami na nosie. Poprawił czapkę, spod której wyłaniała się jasna czupryna i uśmiechnął się do zbieraniny Niemców. — Bardzo się spóźniłem?

— Daj spokój, Robert — rzucił do znajomego Markus i zbił z nim piątkę. — Ta trójka tutaj — Wskazał na Rikę, Stephana i Constantina. — to twoje dzisiejsze płótno.

Chłopak zatarł ręce i zaczął szukać kluczy do studia. Już po chwili wszyscy znaleźli się w środku, a Keller przygotowywała się do swojego tatuażu. Dwójka pozostałych mężczyzn zgodnie uznała, że "panie mają pierwszeństwo", na co Othylia, która pełniła rolę obserwatora, zwyzywała ich od tchórzy. 

— Gotowa? — zapytał Robert, zerkając na kobietę, która ostatni raz przyglądała się napisowi w lustrze.

Całą trójką zdecydowali się na to samo, a mianowicie niezwykle głupi wzór mówiący "I'm acting like my father", który wszyscy postanowili ukryć nie wyżej, niż na kostce. W końcu pamiątka mogła być niezła, ale nikt nie musiał wiedzieć o tym akcie młodzieńczego (lub i nie młodzieńczego, bo jeden z nich już do tego przedziału wiekowego raczej nie należy) szaleństwa, prawda?

— Czy ty płaczesz, Consti? — Othylia uniosła brew, spoglądając na brata, który od wykonaniu niewielkiego tatuażu, nie założył już buta i strasznie marudził.

— Mówiłem: miękka fryta. — Eisenbichler obrócił się przez ramię, jednak szybko zrezygnował, widzą spojrzenia wszystkich.

— Spadaj, młoda — wyjąkał Constantina i rzucił w nią czapką, poprawiając się na siedzeniu.

Nie wiadomo jakim cudem zmieścili się do jednego auta (bo uznali, że ruszanie osobno byłoby bezsensem). Andreas siedział za kierownicą, zaraz obok Markusa. Tylne siedzenia przypadły więc całej reszcie. Z niedawno wytatuowanych, najlepiej trzymał się Stephan, po którym nie było widać ani grama bólu. Sam zresztą stwierdził, że samo wykonywanie napisu odczuwał bardziej jak łaskotanie, za co Rika i Schmid mogli go tylko nienawidzić.

Dotarli do chatki dosyć szybko, ponieważ Karl telefonicznie zapowiedział się, że do nich zajrzy. Choć męskiej części było to oczywiście obojętne, tak Othylia i Marika zamierzał co nieco opanować rozgardiasz, który urządzili, aby z marszu nie odstraszyć Geigerowej córeczki i jego partnerki.

Jedynym nieszczęśliwym, który siłą został wcielony w szeregi ekipy sprzątającej, był Andreas, bo reszcie udało się uciec pod różnymi pretekstami. Tu ktoś chciał wziąć prysznic, tu postanowił rozpalić w piecu...

Keller, Othylia i Wellinger zostali więc w trójkę w salonie, zabierając się do porządków. Uważnemu wzroku Mariki nie umykał uśmieszki, które blondyn posyłał dziewiętnastolatce, co zaczęło ją intrygować. Kilka razy wysyłała im znali, że chce coś na ten temat usłyszeć, jednak zostawała brutalnie ignorowana. Stanęła więc jak wryta z  mopem w jednej ręce i z drugą opartą o biodro.

— Jakbym była facetem, to może bym nie zauważyła — oświadczyła. — ale kleicie się do siebie od wczoraj jak ćmy do światła. Sama już nie wiem, czy chcę wiedzieć, co się działo na tym waszym "spacerze".

— Było ciekawie — odpowiedziała brunetka niejednoznacznie, na co Andreas zaśmiał się pod nosem.

— Niech wam będzie, że nie zapytam o więcej. — Rika przewróciła oczami i powstrzymała się, od zdzielenia blondyna mokrym mopem po plecach.

— Rika? — Othylia złapała spojrzenie szatynki, zanim zdecydowała się włączyć odkurzacz.

— No?

— Nie mów narazie nikomu, dobra?

— Ale nie mów czego? — zdziwiła się, jednak kiedy zrozumiała, wytrzeszczyła oczy nienaturalnie. — Że wy...? O cholera!

— Jesteś dumna? — zapytał Andi, teatralnie mrugając i objął Schmid ramieniem.

— Jeszcze jak! — Przytuliła dwójkę, jak się okazuje, parę, nie mogąc pozbyć się uśmiechu. — Milczę jak grób.

N. LEYHE

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 06, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

RIGHT HAND | s. leyheOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz