❄Dwadzieścia Siedem❄

394 51 20
                                    

Lodowisko w nocy zawsze zapierało mu dech w piersiach. Szczególnie, gdy nie było ono w budynku, a na otwartej przestrzeni.
Mógł w pełni poczuć zimny wiatr we włosach i swojej skórze.
Na sobie miał tylko cieniutką, białą bluzeczkę z kołnieżykiem oraz ciemne leginsy. Koło jego stóp na śniegu leżały łyżwy.

Nie czuł zimna. Wpatrywał się jak zaczarowany w błyszczący lód, w którym odbijał się księżyc oraz miliony gwiazd.
Lodowisko było piękne. Zamarznięta tafla wody, odbijająca białe światełka. Magiczne miejsce, przyciągające do siebie każdego wielbiciela łyżwiarstwa. Zarówno jednak było zdradzieckie dla kogoś, kto nie umiał dobrze jeździć.

Shoto jednak potrafił.

Schylił się po łyżwy. Z wielką przyjemnością nasunął je na stopy. Były ciepłe, lekkie. Silno zawiązał sznurówki i pewnie stanął na lodzie. Stuknął płozą o taflę. Wokół rozbrzmiało echo, odbite od wszechobecnych gór.

Był w dolinie. Niebo widział przez ogromną dziurę. Gdzieś tam było jakieś miasto. Inny, większy świat.
On wolał to miejsce. Ukryte oraz odcięte od wszystkiego. Tylko on i chłód lodowiska. Dookoła skały, przypruszona śniegiem trawa oraz księżyc nad głową.

Cisza.

Shoto zamknął oczy. Rozpostarł ręcę w bok i ruszył przed siebie. Rysował arcydzieło złożone z masy kresek i kółek. Rozkruszał lód. Wokół latały iskierki. Delikatne niebieskie światło padało od tyłu na chłopaka.
Czuł się wolny.

Kochał jeździć. Ten sport to wszystko co miał. Od małego odliczał każdą sekundę do weekendu, aby mógł pójść z tatą na lodowisko. Mężczyzna uśmiechał się miło. Cieszyły go malutkie kroczki syna. Widział w nim wspaniałego łyżwiarza. Kochał go i wspierał.

Poczwórny salchow. Idealnie wykonany z wyciągniętą ręką ku górze. Usta ułożone były w szeroki uśmiech. Dwukolorowe oczka świeciły z radości. Ciało drżało ze szczęścia. Mógł jeździć do woli.

Bo kochał łyżwiarstwo.

Włosy nachodziły mu na twarz, zasłanianąc widoczność. To nic. Miał tak wiele razy. Odgarnął je szybko dłonią, wybijając się znów. Idealne lądowanie.
Płozy stuknęły głośno o lód. Coś mu chrupnęło pod stopami, ale się tym nie przejął.
Śmiał się.

W końcu to kocha.

Upadł. Kolana boleśnie obiły się o zimny lód. Dłońmi oparł się o taflę. Zaczerwienionymi pięśćmi, na których zrobiły się rany, uderzył o podłoże.

— Nienawidzę cię — szepnął. Oparł czoło o lód, płacząc. Łzy spływały po policzkach.
Miał dość.
Trzęsącymi się rękoma zdjął łyżwy, rzucając nimi. Płozy wbiły się w lodowisko.

Rozbrzmiał dzwon. Księżyc i gwiazdy zasłoniły ciemne chmury. W dolinie zapadła ciemność. Burzowe niebo wydało głośny ryk, nim postanowiło zalać wszystko wokół.

Shoto nadal siedział. Spoglądał w górę swoim pustym wzrokiem. Znikła z nich radość. Szczęście wyparowało z jego ciała. Uśmiech zniknął.
Pozostał bez niczego. Pozytywne emocje nie były dla niego. I wiedział o tym. Nawet tutaj. W tym wspaniałym miejscu nie mógł mieć spokoju.
Uderzył w lód, słysząc rozpościerające się pęknięcia.

Lodowisko pękło.

Wpadł do lodowatej wody. Nie był w stanie oddychać. Bolały go płuca, bolało całe ciało. Odniósł wrażenie jakby przebijały go na wylot strzały. Każda ostrzejsza od poprzedniej. Rozrywały tkanki, mięśnie, narządy. Paliły wewnętrznie, pozbywając się jego duszy. Życie ulatywało z chłopaka, a on nic z tym nie mógł zrobić.
Wyciągnął jedynie do góry rękę. Ostatnią rzecz, na którą było go stać. To by było na tyle.
Opadał na dno, skąpany we własnej krwi.
Wszędzie widział czerwień.

Przypomnij mi to uczucie //Bakugo x Deku//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz