❄Jedenaście❄

584 75 12
                                    

— Nie, nie nie! Zupełnie nie tak — krzyknął trener, zatrzymując chłopaków. Obaj spojrzeli na mężczyznę, który ze zrezygnowaniem pokręcił głową.

Minęły już trzy tygodnie, a nastolatkowie ani na sekundę nie potrafili się zgrać. Toteż Toshinori dwoił się i troił, aby znaleźć coś, co ich do siebie zbliży. Coś, przez co poczują więź. I w końcu nadarzyła się okazja. Jego dawny przyjaciel, działający w świecie aktorstwa pod pseudonimem Gran Torino, podarował mu dwa bilety na występ. Był on o dziewczynie, która pochodziła z rodu piratów oraz chłopaku z równoległego świata oraz bogatej rodziny. Pomimo swojej niechęci do siebie, musieli razem współpracować, aby dostać to czego chcieli. Z czasem to jednak przekuło się w coś więcej. Co prawda historia średnio pasuje do dwójki nastolatków, która na prawdę bardzo się lubi. Mimo to, był tam wątek, którego Toshinori potrzebował, aby obaj ujrzeli to czego im brakuje.

W końcu, taniec to przedstawienie ukazywane mową ciała.

— Przepraszamy trenerze, poprawimy się — powiedział Midoryia, hamując przy bandzie. Złapał stojącą obok butelkę z wodą, dopijając ją łapczywie do końca. Katsuki zrobił to samo. Przybili piątki, ponownie wjeżdżając na lód.

— Stójcie! Nie będziecie dziś więcej jeździć — odparł mężczyzna, machając biletami. Chłopcy zbliżyli się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.

— Dlaczego? Przecież musimy ćwiczyć — żachnął się Bakugo. Ciężko znosił takie nagłe przerywanie treningu — w dodatku musimy pracować nad sobą więcej niż inne pary.

Izuku wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenie. Zgadzał się.

— Tylko, że do niczego nie dojdziecie jeśli tego nie czujecie — odparł Toshinori — dlatego idziecie dziś do teatru. — Uśmiechnął się.

* * *

Katsuki ciężko znosił chodzenie po sklepach. Odkąd jego chrzestna zawsze ciągała go na zakupy i kazała przymierzać tony ciuchów, zniechęcił się. Przerażała go myśl wyjścia z galerii zakopanego pod wieloma torbami.

Midoryia pewnym siebie krokiem przemierzał ogromną halę, nawet nie oglądając wystaw sklepowych. Miał ściągnięte usta w kreskę, a wzrok wlepiony w jeden punkt.
Sklep z garniturami.
Wszedł do środka, oddychając z ulgą. Blondyn dogonił go po chwili.

— Co tak pędzisz przez tą galerię? — spytał, siadając na pufie obok. Poczuł miękkość pod tyłkiem, momentalnie odpływając, gdy siedzisko okazało się być podgrzewane.
Żyć nie umierać.

— Jestem tym typem chłopaka co wręcz kocha łazić po sklepach, ale wtedy nie panuję nad tym ile wydaję i no — podrapał się po głowie, mrużąc oczy oraz śmiejąc nerwowo — ostatecznie kończę z ledwo jednym jenem na koncie, ALE! — wyciągnął przed siebie dłoń z uniesionym palcem wskazującym. Lekko się schylił. — Jeśli przebiegnę przez galerię nie patrząc na inne sklepy, to uniknę nieuchronnego wypływu moich pieniędzy z konta, a tak poza tym to za ile szukamy ci garniaka?

Bakugo popatrzył na niego, jakby ujrzał przed sobą klauna co powiedział tak pojebany żart, że nikt nie wie o co tak na prawdę chodziło. Wskazał na siebie, mimo wszystko rozglądając wokoło.

— Tak, do ciebie mówię. — Przewrócił oczami zielonowłosy, przesuwając na wieszaku kolejny komplet ubrań.

— Nie mam nawet na najtańszy, pójdę w zwykłej białej koszuli i czarnych jeansach. — Wzruszył ramionami. Założył nogę na nogę, rozkoszując ciepłem pufy. Zabrał leżący obok kolorowy magazyn, otwierając go. Izuku natychmiastowo wyrwał z rąk gazetę, odkładając na bok.
Zdezorientowany przyjaciel, rozłożył ręce, otwierając oraz zamykając na przemian usta. Na kolana został mu położony garnitur i nim spojrzał na Midoryie, ten zniknął w przymierzalni. Westchnął, unosząc w górę ubranie. Obejrzał je z każdej strony.
Wstał, podchodząc do wiszącego po lewej, dużego lustra. Przyłożył go do ciała, przyglądając się sobie. Garnitur na prawdę bardzo mu się podobał.

Przypomnij mi to uczucie //Bakugo x Deku//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz