Promienie zachodzącego słońca wpadały przez ciemne zasłony do zagraconego pokoju. Wiatr zadudnił o nieszczelne okno, wdzierając się do środka ze świstem.
Zmęczony nastolatek leniwie otworzył jedno oko, błądząc po pokoju. Z jękiem usiadł na łóżku, przecierając dłonią włosy. Po drodze natknął się na kilka kołtunów. Palcami porozrywał ich pare, jednak to stworzyło jeszcze większy bajzel na głowie.
Nieśpiesznie wstał, czując jak bąble na stopach boleśnie ocierają się o siebie bądź o podłogę. Starał się więc chodzić po zewnętrznej stronie stóp, tak by nie naciskać na pięty oraz palce. Rozsunął zasłony, mrużąc oczy przed słońcem. Odwrócił się w stronę reszty pokoju, widząc w jakim syfie przyszło mu żyć.
Przez brak chęci do czegokolwiek przestał zwracać uwagę na to co się dzieje wokół niego.
Kosz brudnych ubrań stał w rogu, obok drzwi czekając aż ktoś łaskawie zaniesie je do pralki, stojącej w piwnicy. Na biurku, którego tak apropo nie było widać pod górą śmieci, stały stare puszki od energetyków czy piwa. Znalazły się też nieużywane podręczniki z gimnazjum, których nie sprzedał czy zakrwawione ręczniki i bandaże. Do tego masa bielizny, poplamiona zaschniętą białą cieczą. Na podłodze walały się talerze z jedzeniem czy też kubki z niedokończoną kawą, albo herbatą. Stały również stosy książek, niektóre ze zniszczonymi okładkami oraz płyty CD, z czego większość i tak była połamana.Todoroki podszedł do szafy, otwierając ją. Ze środka wypadło duże pudło z butami. Nieszczęśliwie spadło mu ono na głowę. Zdjął go z siebie, czując jak z wargi leci mu krew. Zlizał ją, spychając ręką buty gdzieś na bok, dokładając je do reszty burdelu. Wracając do szafy, wyciągnął z niej ostatnią parę czystych bokserek i skarpetek. Dresy nosił na sobie już trzeci dzień, oczywiście po ciężkim treningu, więc śmierdziały potem, ale jakoś się tym nie przejmował.
Od czterech dni miał święty spokój, więc tym bardziej nic go nie obchodziło. Nawet góra rosnących z dnia na dzień śmieci, które zbierały się tu od dwóch miesięcy.Wtem usłyszał dźwięk telefonu. Wygrzebał go spod łóżka, otrzepując przy okazji dłoń z jakiejś żółtej mazi. Skrzywił się na ten widok, odbierając połączenie. Był to jakiś nieznany numer.
— Tak, słucham?
— Hej, z tej strony Bakugo, pamiętasz? Z imprezy urodzinowej.
— A tak, cześć.
— Sorki, że dzwonie, w dodatku wziąłem bez pytania numer do ciebie od Izuku, ale mam prośbę.
— Nom?
— Poduczyłbyś mnie kilku rzeczy? Midoryia poszedł niedawno coś załatwić związanego z zawodami, a chciałbym dowiedzieć się czegoś, kto w parach jeździ już od dłuższego czasu.
Shoto zszedł na dół do jadalni, słuchając rozmówcy. Zabrał ze stołu paluszka, chrupiąc go.
— Jasne, przyjedź do mnie w takim razie. Od was metrem numer pięć, wysiadasz na trzeciej stacji i idziesz po wyjściu z metra cały czas prosto w stronę takich dużych domów. Będę czekał przy bramie jak coś.
— Dzięki wielkie! Do zobaczenia.
Nastolatek rozłączył się, a Todoroki usiadł przy stole, zastanawiając się czy jego starszy brat nie zostawił po sobie jakichś ubrań. W końcu, on niczego czystego już nie miał.
* * *
Bakugo szybko ubrał buty i zamknął za sobą drzwi. Zabrał swoje łyżwy do torby, biegnąc do metra. Poranny trening z podnoszeniami nieco go wymęczył, jednak krótka drzemka nieco pomogła na obolałe mięśnie ramion. Szybko dotarł na miejsce, kasując bilet. Wparował jak burza do metra z numerem 5, siadając gdzieś z boku. Ludzie przez moment przyglądali mu się zdziwieni, bowiem rzadkością było oczywiście ujrzeć uśmiechającego się do samego siebie i od ucha do ucha, człowieka. Za to normalnym było robienie sobie pełnego makijażu w miejscu publicznym. Katsuki chyba nigdy nie będzie w stanie tego zrozumieć.
Jak raz był z ojcem w Ameryce na dwa tygodnie, to chyba aż za bardzo przyzwyczaił się do panujących tam warunków.
![](https://img.wattpad.com/cover/266095148-288-k857463.jpg)
CZYTASZ
Przypomnij mi to uczucie //Bakugo x Deku//
FanfictieW momencie, gdy Katsuki nie widzi żadnej nadziei dla siebie po rozwiązaniu drużyny hockey'a, spotyka chłopaka z burzą zielonych loków. Jego nowe światełko w tunelu. I nawet nie wie, że zgadzając się na trudną do spełnienia proźbę, po drodze zyska ta...