❄Dziewięć❄

587 61 24
                                    

Midoryia pożegnał koleżankę, życząc powodzenia w Anglii. Machała mu, aż nie zniknęła za rogiem.
Chłopak zamknął drzwi, opierając się o nie. Wypuścił powietrze z ust, ciesząc się, że już sobie poszła. Pierwszy raz na prawdę denerwowała go, jej obecność.

— Jesteś zirytowany. — Matka wyszła z salonu, opierając się o framugę drzwi. Obrzuciła syna troskliwym wzrokiem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, dlaczego był nie w humorze. — Ten Bakugo-kun podoba ci się, prawda? — zapytała, zakładając ręce na piersi.
Midoryia spalił buraka, odwracając głowę w stronę ściany. To prawda. Katsuki był przystojny. Nawet bardzo. Miał delikatną skórę, którą nie naznaczała żadna blizna. Niesforne włosy były miękkie, wbrew swojego wyglądu i Izuku mógłby je macać godzinami. Katsuki nie wiedział, że chłopak go głaskał po głowie, bo wtedy sobie drzemał, najczęściej po treningu. Piękne rubinowe oczy lśniły cudownym blaskiem. Były głębokie, chcące opowiedzieć swoją historię na nowo. Midoryia mógłby dać się w nich zahipnotyzować i już nigdy nie wrócić do rzeczywistości.
Inko podeszła bliżej syna, przytulając go do siebie.

— Ja nie wiem co czuję — wystękał w zagłębienie szyi matki. Objął ją w pasie.

— Kiedy przyjdzie odpowiedni moment — szepnęła, uśmiechając się do siebie — to będziesz wiedział.

* * *

Katsuki zastanawiał się co ze sobą zrobić. Odkąd dwie godziny temu opuścił mieszkanie kuzynki, to znowu szlajał się po mieście. Niekiedy czuł się jak bezdomny, szukając miejsca do przespania. Zaczynało go to nieco nużyć. Brakowało mu stałego dachu nad głową. Miejsca, do którego wracałby z uśmiechem, widząc, że w środku czeka ta jedyna osoba.

Przystanął na szerokim rynku, obserwując idących ludzi. Większość trzymała się za dłonie. Samoistnie ścisnął rękę na powietrzu, bo przecież nie miał nikogo kogo mógłby złapać za dłoń. Nikogo czyjego ciepło mógłby poczuć.
Wtem ktoś chuchnął mu do ucha. Gwałtownie się odwrócił, z zamiarem opierdolenia żartownisia. Już otwierał usta, ale ujrzał przed sobą Midoryie. Stał w rozpiętej bluzie, uśmiechając się. Oczy miał półprzymknięte, obserwując blondyna spod wachlarza długich rzęs. Na głowie miał czarny kapelusz, który ukrywał piękne loczki. Od tyłu oświetlała go latarnia, przez co wyglądał trochę jak jakaś niebiańska istotka.

— Dokąd idziesz? — spytał, nachylając się w stronę wyższego.

— A ty skąd wracasz? — odparł pytaniem na pytanie, dając mu pstryczka w nos. Izuku odsunął się, nadymając policzki. Katsuki zaśmiał się, idąc przed siebie.

— Zadałem pytanie pierwszy — dogonił go zielonooki, idąc tuż obok. Bardzo ucieszył go widok nastolatka. Może i znali się ledwo cztery dni, ale to niekiedy wystarczy, żeby wiedzieć, że to będzie przyjaźń na długo. Tak, Izuku uważał go za przyjaciela. Rozum racjonalnie mu to podpowiadał, toteż tego się trzyma. Zresztą miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje, prawda?

— Idę donikąd — odparł w końcu, wzdychając przeciągle. Na prawdę nie miał gdzie się podziać.

— Skoro tak, to chodź do mnie. — Zaproponował Midoryia. — Ah, no i odpowiadając na twoje pytanie, wracam z domu rodzinnego.

— Nie no co ty, nie będę ci przeszkadzał swoją osobą.

— Wcale mi nie przeszkadzasz! — zaprotestował, łapiąc Bakugo za dłoń. — Zresztą, mieszkanie samemu w tak dużym mieszkaniu nie jest fajne, chodź. — Pociągnął go, nie puszczając.
Katsuki uległ, czując przysłowiowe motyle w brzuchu. To było przyjemne czuć tą delikatną oraz smukłą dłoń w swojej. Lekko splótł palce z nim, nie zauważając delikatnego rumieńca na policzkach kolegi.

Przypomnij mi to uczucie //Bakugo x Deku//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz