Wstanie z łózka sprawiło mi nie mały problem. Ubrania były wciąż ciężkie od wody. Mokra plama odznaczała się na pościeli.
Była piąta rano więc miałem jeszcze czas. Poszedłem pod prysznic. Odkręciłem gorącą wodę i po prostu pod nią stałem. Po trzydziestu minutach bezczynnego marnowania wody wyszedłem spod prysznica. Ubrałem się i wróciłem do pokoju. Zacząłem pakowanie. Złożyłem wszystkie ubrania w kostkę i włożyłem je do walizki. Schowałem do kartonów wszelkie ozdoby. Zostawiłem tylko jedną. Wiszącą na ścianie galaktykę narysowaną przez Aidana. Może kiedy tu wrócę i spojrzę na ten rysunek. Może nie będzie już tak boleć. Może się uśmiechnę.
Zdjąłem mokre prześcieradło i pościel. Wrzuciłem wszystko do pralki wraz z mokrymi ciuchami i od razu ją nastawiłem. Starłem kurze i posprzątałem w łazience. Schowałem do drugiej walizki wszelkie moje rzeczy z łazienki. Wróciłem do pokoju i podszedłem do biurka. Otworzyłem jedną z szufladek i wyciągnąłem mój szkicownik. Otworzyłem go i ostatni raz przejrzałem w nim wszystkie rysunki. Jeden widziałem pierwszy raz. Nie ja go rysowałem. Aidan narysował jego i mnie całujących się z datą. Kolejne i pewnie nie ostatnie łzy spłynęły tego dnia po moich policzkach. Zamknąłem szkicownik i schowałem do walizki. Zgarnąłem mojego laptopa i również wpakowałem go do walizki. To już wszystko. Zamknąłem walizkę i usiadłem na łóżku. Przeleciałem wzrokiem teraz już pusty pokój. Chociaż może nie taki pusty. W końcu zostawiam tu cząstkę siebie.
Za oknem robiło się coraz jaśniej. Słyszałem, że babcia już wstała. Zszedłem do niej. Chciałem z nią spędzić trochę czasu zanim wyjadę. Dziadek dalej spał, chory. Nie chciałem mu przeszkadzać, pewnie i tak wstanie by się później pożegnać.
- Lukas nie śpisz już? - spytała zmartwiona.
- Nie mogłem spać. Spakowałem już wszystko. - odpowiedziałem smutno.
Potarła mnie na otuchę po plecach.
Rozmawiałem z nią o wszystkim i niczym. Zjadłem śniadanie i tak jakoś minęło. Mama napisała mi esemesa, że już jadą. Dałem znać Aidanowi i poszedłem na górę. Wyciągnąłem z pralki moje ubrania i wcisnąłem na siłę do walizki. Zniosłem wszystko na dół i oczekiwałem.
Naszego końca.Rodzice już przyjechali, a Aidana dalej nie było. Bałem się, że nie przyjdzie. Że stchórzy. Że nie zdążymy się pożegnać.
Żegnałem się z dziadkami, gdy jednak się zjawił. Szedł powoli w moją stronę.
- To ten twój kolega? - spytała miło mama.
- Tak, to on. - odpowiedziałem.
Gdy był już na tyle blisko podbiegłem kawałek i wpadłem w jego objęcia. Obydwoje się rozpłakaliśmy.
- Tak bardzo będę tęsknić. - zaszlochałem.
- Ja też. - odpowiedział załamanym głosem.
- Kocham cię. - szepnąłem.
- Ja ciebie też. Bardzo. - odszepnął.
Kolejne minuty mijały, a my dalej staliśmy przytuleni. Nikt nam nie przerywał. Pewnie zauważyli, że takim pożegnaniem nie żegnają się koledzy. Po czasie jednak musieliśmy się od siebie odkleić. Aidan stanął obok mojej babci, a ona objęła go ramieniem. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do auta. Rodzice zdążyli w tym czasie już do niego wsiąść. Mnie zamurowało. Nie byłem wstanie otworzyć drzwi. Dla mnie było za mało. To nie było dobre pożegnanie. Obkręciłem się i podbiegłem do Aidana. Rodzice obejrzeli się. Złapałem go za twarz i pocałowałem. Przy wszystkich. Ostatni raz. Nie chciałem się ociągać. Nie było już odwrotu. Z płaczem wsiadłem szybko do auta. Tato je odpalił i zaczął wyjeżdżać z posiadłości dziadków.
CZYTASZ
W szumie wiatru
Novela JuvenilChłopak z miasta. Idealne życie, przyjaciele, miłość. Po wypadku mieszka na wsi u dziadków. Samotność zostaje nowym doświadczeniem. Czy poradzi sobie z dotychczas nieznanymi emocjami? Pokocha czy znienawidzi szum wiatru? Istnieje również ktoś jesz...