22. Pierwsze kroki.

57 9 0
                                    

Pov Aidan:

Pamiętam co się stało, gdzie jestem i na co się zgodziłem. No właśnie, co do tego to jedno wielkie japierdole. Rozumiem, że oni się o mnie martwią ale chyba trochę przesadzają z tym, że mam mieszkać na trochę u Davida, w dodatku z Lukasem. Nie żebym narzekał. Mam jedzenie, ciche miejsce do spania, darmowe prochy i Lukasa przy sobię. Żyć nie umierać. Jeszcze wczoraj chciałem umrzeć, a dziś chcę żyć? Jestem ostro pojebany. Okropnie czuję się z tym, że wplątałem w to wszystko Lukasa i Davida. Zawdzięczam im życie, bo gdyby nie oni to wczoraj umarłbym na tej podłodze. Mimo to nie chcę żeby wyrywali sobię włosy z głowy, bo Aidankowi odjebało w główce i się prawie zaćpał, a teraz trzeba go pilnować. Nosz japierdole. Nie wiem czy kiedykolwiek po tym wszystkim spojrzę im w oczy.

Gdy się obudziłem nie było obok mnie Lukasa. Na pewno spał ze mną więc musiał szybciej wstać i zabezpieczyć cały dom przed moją ucieczką, której swoją drogą nie planuję. Wstałem z łóżka i ledwo ustałem na nogach. Były jak z waty. Wszystko mnie bolało i miałem światłowstręt. Byłem okropnie głodny. Wziąłem jakąś bluzę, która leżała na komodzie. Chyba była Lukasa, bo pachniała nim. Założyłem ją i wyszedłem powoli z sypialni. Przeszedłem przez salon i wszedłem do kuchni. Lukas robił jakieś kanapki. Nie jadłem nic od ponad tygodnia, wystarczyło, że popatrzyłem na coś do jedzenia i miałem ochotę się na to rzucić. Chęć zażycia jakiegoś narkotyku zżerała mnie odkąd się obudziłem. Wolałem coś wciągnąć niż zjeść ale byłem pewny, że teraz nic nie dostanę. Spróbować zawsze warto.

- Dzień dobry. - odezwałem się, a Lukas podskoczył ze strachu. Uśmiechnąłem się.

- Dzień dobry. - znów mogłem patrzeć na jego piękny uśmiech.

- Co robisz? - spytałem.

- Śniadanie dla ciebie.

- Gdzie David?

- W pracy. Jesteśmy sami do 15. - odpowiedział.

- Mmm. - poruszyłem sugestywnie brwiami.

- Głupek. - zaśmiał się. - Siadaj. - wskazał na krzesło przy stole.

Usiadłem przy stole, a Lukas obrócił się by dokończyć kanapki.

- Błagam daj mi jakieś prochy, bo umrę. - zajęczałem.

- Nic nie dostaniesz dopóki nie zjesz wszystkiego. - postawił przede mną talerz z trzema kanapkami i kubek herbaty.

- Szantażujesz mnie?

- Tak. - wstałem nagle i podszedłem do niego.

- Daj. - powiedziałem stanowczo.

- Nic nie dostaniesz jeśli tego nie zjesz. - wyrecytował groźnie i już miałem na niego się rzucić ale nie chciałem niczego utrudniać.

Złapałem jego twarz i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem go, a on odepchnął mnie lekko.

- Nie przekupisz mnie w ten sposób. Idź jedz. - powiedział.

- To nie była próba przekupstwa. - powiedziałem naburmuszony. - Po prostu miałem na to ochotę.

- Jasne, ty i twoje humorki. Do jedzenia! Już!

W szumie wiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz