24. Nowe wyzwania

135 7 0
                                    

- Zapraszam - odparła niska, korpulentna kobieta.

Otworzyła przede mną i Nathanem drzwi do małego domku, który na tydzień miał być naszym mieszkaniem. Składał się on z małego salonu, w którym znajdowały się dwa łóżka, połączone w jedno, a w rogu stała mała lodówka, kuchenka, czajnik elektryczny i stolik z dwoma krzesłami. W głębi znajdowała się łazienka z prysznicem. Małe, ciasne miejsce, ale wystarczające, jak na siedem dni.
Kobieta położyła kluczyk i kartkę z najważniejszymi informacjami na stoliku i zostawiła nas samych.
- Jeśli chcesz, możemy odsunąć te łóżka - zaczął Nathan zbliżając się do imitacji łóżka małżeńskiego.
- Na luzie. Przecież nie jesteś trendowaty. - Usiadłam przy stoliku i zaczęłam przeglądać kartkę. - O siódmej jest zbiórka. O ósmej śniadanie. Jak na taki obóz to dość późno. Byłeś już na takim wyjeździe? - zapytałam chłopaka.
- A bo to raz. Czasem trwały tydzień, czasem miesiąc. W bardziej lub mniej hardkorowych warunkach. Nawet tutaj byłem kilka razy. I zobaczysz, że mimo tego, że ćwiczenia i lekcje zaczynają się o dziewiątej, ty będziesz chciała umierać przed południem. - Podniosłam na niego wzrok.
- Pocieszające.
- Prawda? Ale co to dla ciebie? Ćwiczysz codziennie. Miałaś kilka lekcji z Alexem.
- Ale sport jakoś mi nie leży. W ogóle jestem leniwa.
- Spokojnie. Gwarantuję, że po roku przebywania z nami, zupełnie zmienisz podejście do życia.

Westchnęłam i odsunęłam kartkę. Czas zacząć przygodę.

Pierwszego dnia poznałam przewodników, zorientowałam się w lokalizacji potrzebnych mi miejsc. Wieczorem zorganizowali imprezę integracyjną, ale szybko padłam ze zmęczenia i nowych wrażeń. Nathan był bardziej wytrzymały i wrócił do mieszkania po czwartej rano. Gdy obudziłam się na zbiórkę byłam w szoku, że chłopak bez problemu stał na nogach, a po jego twarzy nie było widać cienia zmęczenia.
Od drugiego dnia zrozumiałam, o co chodziło Nathanowi. Pierwsze teoretyczne lekcje wydawały się spokojne, ale już przed dwunastą byłam spocona i zmarnowana przez bieganie i podstawowe ćwiczenia samoobrony. Po obiedzie zostaliśmy zaproszeni do hali, w której rozstawione były różne maszyny, których jeszcze w życiu nie widziałam. I przez cały dzień krążyłam po sali od jednego ćwiczenia do drugiego. Od strzelnicy, przez rzuty nożami w tarczę, po walkę z manekinami i innymi uczestnikami obozu. Niektóre ćwiczenia wydawały się banalnie łatwe, jak to, aby z manekina zrzucić butelkę wody, ale okazało się, że nie tak łatwo utrzymać równowagę i tak wysoko podnieść nogę, aby uderzyć w butelkę i trafić nią w tarczę na ścianie.
Pierwsze cztery dni obozu wydawały się takie same. Codzienne ćwiczenia były wyczerpujące, ale gdy przychodziła ich pora, czułam jak rośnie we mnie adrenalina. Chciałam czegoś więcej. Dodatkowe pochwały od instruktorów dodawały mi skrzydeł. Byłam pod wrażeniem swoich umiejętności, których na początku nie widziałam. Te wspaniałe chwile trwały do piątku, gdyż tego dnia moją grupą zajmowała się nowa instruktorka.
- Jestem Iris Nelson. Piątek na tym obozie to dzień egzaminu, lub kto woli, kontrolnego punktu. Będę sprawdzała wasze umiejętności, najpierw na strzelnicy, aż dojdziemy do gwoździa programu, czyli imitacji walki z trzema przeciwnikami...
- A jaka będzie nagroda? - zapytał jakiś mężczyzna.
- Wieczorne ognisko. Przegrani dnia jutrzejszego będą zmagać się z dziesięcioma kilometrami przebieżki.
- Nie dość, że dostaniemy po dupie, to jeszcze będziemy musieli biegać? - westchnęła blondynka, stojąca obok mnie.
- Zakładamy, że każdy zda na piątkę. W końcu po to tu jesteście. Żeby ćwiczyć do perfekcji.

Iris Nelson to kobieta, o której wspominał Carlos. Była trochę wyższa ode mnie, brunetka z kręconymi włosami do ramion. Jej niebieskie oczy prześwietlały każdego na wskroś. Ramiona, dłonie, dekolt i całą szyję miała pokrytą w tatuażach, ale szczególnie w oczy rzucił mi się jeden na lewej kości policzkowej. Było to słowo "alone" zapisane finezyjną czcionką. Indywidualistka. Ciekawa jestem, czy to nie jest po prostu jej maska, która pomaga przetrwać to gówno.
Cała jej twarz przyciągała uwagę takimi rzeczami, jak powiększone usta, czy kolczyk w prawej dziurce nosa. Niezwykle atrakcyjna, wysportowana kobieta. Zdziwiło mnie jednak to, że nie czułam się przy niej gorzej. To nowość w moim wykonaniu, ale może widziałam w niej coś podobnego do mnie? Udawanie? Tylko ja szybko odpuściłam, a ona w tym trwała nie dając nikomu szansy na zburzenie jej świata.

Za rodzinę (KOREKTA 20/50)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz