49. Spotkanie biznesowe

157 8 2
                                    

Zanim zaczniesz czytać rozdział, włącz muzykę, aby jeszcze bardziej wczuć się w atmosferę panującą w tekście. W tej też składance jest obecna poruszana w tekście piosenka "Buenos Aires". Pod rozdziałem znajduje się mini słownik ze zdaniami lub słowami, które mogą być dla Ciebie niezrozumiałe. 

Miłego czytania!

W kącie sali bankietowej, siedziały cztery piękne kobiety, ubrane w czerwone sukienki, spływające po ich długich nogach. Trzy z nich miały do dyspozycji skrzypce, a jedna kontrabas. Tyły stanowili mężczyźni z dodatkowymi instrumentami, aby dopełnić klimatu. Grali "Caro Tango", którego dźwięki wnikały w gości do tego stopnia, że nawet ci, którzy siedzieli, poruszali biodrami, lub wystukiwali rytm palcami. Bardziej odważni, lub pewniejsi siebie, wkroczyli na parkiet i razem ze swoimi drugimi połówkami błyszczeli w świetle kryształowych żyrandoli. Starsi mężowie siedzieli przy stolikach i popijając złotej barwy szampana, kontemplowali głównie o finansach, jednocześnie popalając najwyższej jakości cygara. Ich małżonki stały przy stołach zastawionych najróżniejszymi i coraz to wymyślniejszymi deserami, wymieniając ze sobą plotki i oceniając młodsze pokolenie. Dzieci, ubrane w idealnie skrojone stroje, biegały wokół stołów, lub zaczepiały nieznajomych gości, od razu skradając im serca. Pewna młodsza reprezentanta rodziny Donato, podeszła do najstarszego syna rodziny Guerra i uśmiechając się do mężczyzny śnieżnobiałymi zębami, położyła na jego ramieniu swoją idealną dłoń ozdobioną sygnetami. Włoch przejechał wzrokiem po szyi i dekolcie kobiety, po czym chwycił ją w talii i porwał do tańca. W innej części sali najmłodsza córka Edoardo Raffa rozgrywała kolejną partyjkę pokera ze swoimi stryjami, grzebiąc jednocześnie ich marzenia o zakupie kolejnego jachtu.
Carlos Herrera z jednej strony z piękną blondynką w szafirowej kreacji, przechwalał się swoimi osiągnięciami jednemu z gubernatorów Stanów Zjednoczonych. Z drugiej strony, tym razem z brunetką w musztardowym kombinezonie, pił zdrowie nowego członka Systemu Rezerwy Federalnej.
Nieopodal sceny, na której swój popis dawał kwartet smyczkowy, postawiony został stół, który zasiadała cała rodzina Zefira Abbas. Jego żony co chwilę upominały niesforne dzieci, aby te usiadły spokojnie przy stole i zjadły kawałek ciasta. Jedna z córek Zefira, przepiękna szatynka Suria, w błękitnym hijabie zarumieniła się, szczelniej zakrywając swoją twarz, gdy zauważyła, że jeden z amerykańskich szefów karteli narkotykowych, niejaki Francis Davis, bacznie obserwował każde jej ruchy. Opuściła powieki na oczy, przez co wyraźniej zaprezentowała swój mocny makijaż. Amerykanin ruszył w jej stronę pewnym krokiem, a kobieta dalej wabiła go do siebie uśmiechem różowych ust. Na drodze tej dwójki stanął, w całej swej okazałości Wilken Schulz, chwytając ramię Davisa i kierując go na bok w celu pilnej rozmowy. Suria spojrzała smutno w ich kierunku, ale szybko wróciła do swojego stołu, na rozkaz matki.
- Jesteś taka piękna. - Wyszeptał mi do ucha Simon, stając za mną w idealnym czarnym garniturze i tego samego koloru muszce.

Odwróciłam się w jego stronę, zabrałam spod nóg gruby materiał mojej sukni w kolorze śliwkowym i wstałam. Podałam Simonowi dłoń ubraną w długą rękawiczkę i skinęłam. Pozwoliłam mu poprowadzić się na parkiet i ponieść rytmom wybijanym przez fantastycznych muzyków oraz cudowny, męski głos śpiewający do tanga "Buenos Aires". Płynęłam w rytmach, czując na twarzy każdy powiew wiatru, pod stopami każde stuknięcie obcasów. Obdarzyłam męża szerokim uśmiechem, prostując plecy i ruszając razem z nim w takt. Nikogo wokół nas w tamtej chwili nie było. Nasze ciała idealnie się dopełniały, rozmawiając ze sobą w ten niespotykany sposób. Suknia obsypana brokatem, okalała mnie wokół, a złota kolia odbijała każdą najmniejszą strugę światła. Gdy artysta skończył wykonywać utwór, sala bankietowa wypełniła się gromkimi oklaskami. Następnie muzycy dalej zaczęli grać, a ja razem z Simonem ruszyliśmy do stolika, przy którym zajmowaliśmy miejsca. Podszedł do nas elegancko ubrany kelner i z pełną gracją wlał nam do kieliszków szampan. Zbiliśmy toast i skosztowaliśmy trunku.
Jeszcze raz rozejrzałam się po sali. Przy profesjonalnym barze stała Iris Nelson, która dyskutowała o czymś z dwiema innymi kobietami i barmanem. Zaszedł ją od tyłu Victor Ross, szepcząc jej do ucha jakieś słowa, na które kobieta wstała i ruszyła do potężnych, drewnianych drzwi, za którymi zniknęła.
- Podoba ci się przyjęcie? - zapytał mnie Simon, spoglądając na profil mojej twarzy.

Uśmiechnęłam się pod nosem, w dalszym ciągu obracając w dłoni kieliszek.
- Jest piękne. Ci ludzie... To jak rodzina - zaśmiałam się.
- Bo to jest rodzina. - Podniósł jedną brew i dopił do końca napój.
- Do czasu... - mruknęłam, zakładając za ucho uciekający kosmyk włosów.
- Nina... Na rozmowę prosi cię pani Williams. - Oznajmiła Victoria, podchodząc do naszego stolika.

Dopiłam do końca szampana i wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z Simonem, po czym podniosłam się i ruszyłam za dziewczyną Justina. Kobieta miała na sobie bardzo dopasowaną, krwisto czerwoną sukienkę, z rozporkiem na nogę. Podążając za nią mogłam dokładnie zobaczyć, jak zgrabnie porusza biodrami, emanując przy tym gracją i erotyką. Minęła dwóch ochroniarzy, którzy nie mogli powstrzymać się, aby się za nią nie obejrzeć. W końcu zatrzymała się przed pięknie rzeźbionymi, drewnianymi drzwiami, za którymi miała na mnie czekać najważniejsza osoba na tym przyjęciu. Podziękowałam koleżance, ściskając jej dłonie i poczekałam, aż kolejny mężczyzna otworzy przede mną drzwi. Złączyłam dłonie, prezentując jednocześnie swój pierścionek zaręczynowy i obrączkę, a następnie weszłam do środka. W pokoju było ciemniej. Świeciły tylko dwa kinkiety po jednej i po drugiej stronie biurka, za którym siedziała starsza, czarnoskóra kobieta. Była elegancko ubrana w brązową sukienkę, a jej z lekka siwe i rzadsze włosy, przykrywał mały kapelusz i wpięty w niego kwiat orchidei.
- Dobry wieczór, dominante sobre mim. - Skinęłam do kobiety, na co uśmiechnęła się pod nosem i wskazała krzesło na przeciwko niej.

Zajęłam posłusznie miejsce i usłyszałam, jak za moimi plecami ochroniarz zamknął drzwi. Zostałyśmy same.
- Moja piękna. Jak się czujesz? - zapytała angielskim, ale mocno zdeformowanym przez jej naleciałości z języka portugalskiego.

Isabella Williams wywodziła się ze starej portugalskiej rodziny. Miała szóstkę rodzeństwa i żyła wraz z rodzicami w skrajnym ubóstwie. Po śmierci ojca, jej matka wraz z dziećmi wyemigrowali do Meksyku. Młoda Isabella w pogoni za marzeniem stania się śpiewaczką operową, wyjechała do Nowego Jorku, a tam poznała bogatego i wpływowego mężczyznę z rodziny Williams. Wiedziała, że jej partner para się niechlubnymi interesami, ale dzięki jego pieniądzom mogła dostać się do wymarzonej szkoły. A stamtąd na deski teatrów, oper i filharmonii. Williams zmarł niedługo po ich ślubie zostawiając żonie ogromny majątek. Mówi się, że kobieta od początku planowała taki obrót spraw, a morderstwo męża było dla niej formalnością.
- Wszystko u mnie w porządku. To przyjęcie jest niesamowite. - Wyciągnęłam do kobiety swoje dłonie, które ona szybko ujęła.
- Zdejmij rękawiczki, chcę zobaczyć twoje dłonie. - Rozkazała, co posłusznie wykonałam.

Przejechała opuszkami palców po moich dłoniach i kostkach. Następnie odwróciła moje dłonie wewnętrzną stroną do siebie i przyglądała się im dokładniej.
- Masz krótką linię życia! Lepiej się pośpiesz. - Spojrzała na mnie z niepokojem, na co zmarszczyłam brwi.
- To tylko zabobony...
- Não! - krzyknęła.
- Perdóname. - Spuściłam głowę na nasze dłonie.
- Mam nadzieję, że będziesz godną zastępczynią. - Poklepała mnie po dłoniach i wyjęła z szuflady dokument, który miałam już kiedyś w swoich rękach.
- Naprawdę? - Zachwyciłam się, obserwując, jak kobieta składa swój podpis w wyznaczonym na niego miejscu.

Podniosła na mnie swój wzrok. Przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się do mnie w taki sposób, w jaki kiedyś robiła to moja babcia. Byłam tak skupiona na jej czułym spojrzeniu, że po chwili zorientowałam się, że kobieta ściska mocniej mój nadgarstek. Włożyła mi do dłoni pudełeczko z grawerem inicjałów jej rodziny. Otworzyłam metalowe przykrycie i wyjęłam z czerwonej, jedwabnej poduszeczki dwie małe igły. Jedną z nich podałam kobiecie. Obie nakłułyśmy swoje opuszki palców wskazujących i przyłożyliśmy je do kartki tak, aby krople krwi wsiąknęły w papier.

Obie wstałyśmy i zaczęłyśmy składać sobie pocałunki.
- For the honor - zaczęłam.
- Per la famiglia - kontynuowała kobieta.
- Minn ajel al-addala.
- Por respeito.
- Für unsere sache.

Złożyliśmy pięć pocałunków i wróciliśmy z powrotem na nasze miejsca. Założyłam rękawiczki i przywróciłam pierścionkom należyte miejsca. W tym samym czasie, Isabella poprosiła ochroniarza o to, aby ten zaprosił do nas jakiegoś gościa.
Do pomieszczenia wślizgnął się nieznany mi mężczyzna, zbliżony wiekiem do Simona. Może trochę starszy. Wstałam i podałam mu dłoń, na której on złożył delikatny pocałunek.
- To mój filho. Christopher Williams. - Od razu przedstawiła staruszka.

Czarnoskóry mężczyzna uśmiechnął się szeroko i jeszcze raz pochylił się w moją stronę.
- Mamy do pani małą prośbę - zaczął bez ogródek.

Kiwnęłam głową, aby przekonać Christophera do kontynuowania.
- Mój filho odziedziczył po mnie talent do śpiewu. Jednak we współczesnym świecie, to trudne, ale prawdziwe... Przez kolor skóry nie jest mile widziany w Sydney Opera House. Czy byłabyś tak dobra i swoimi wpływami poparła jego przyjęcie w te skromne progi operowej stolicy? - Za przekonywanie mnie do ich układu zabrała się Isabella.

Mocno ściskała syna za ramię tak, jakby próbowała dodać mu otuchy, ale też pokazywać nad nim dominację. Nic dziwnego, że kobieta właśnie mi zaproponowała objęcie stanowiska w Radzie Mafii. Swoje dzieci trzymała z daleka od tego toksycznego świata. Syn próbował swoich sił w śpiewie, a córka mieszkała od wielu lat w Japonii i przyjeżdżała do matki jedynie na święta.
- To będzie dla mnie przyjemność - wyszczerzyłam się, dotykając przy tym dłonią serca na znak wdzięczności za możliwość współpracy.
- Santo niño - krzyknęła pani Williams i znowu rzuciła się w moją stronę, aby złożyć na moich policzkach pocałunki.

Przyjęłam je z serdecznością. A następnie określaną przez Isabellę "skromną wdzięczność" w postaci czeku opiewającego na trzy miliony dolarów. Po sympatycznym spotkaniu wyszłam z pomieszczenia, i jak gdyby nigdy nic udałam się z powrotem do stolika, przy którym siedział Simon wraz z Victorem i żywo o czymś dyskutowali.
- I co? - zapytał mój mąż, gdy usiadłam na krześle i wypuściłam z siebie powietrze.
- Dostałam posadę w Radzie i trzy miliony dolarów. - Uśmiechnęłam się do chłopców.

Victor przyglądał mi się dłuższą chwilę, po czym puścił do mnie oczko i nas przeprosił. Obserwowałam, jak podszedł do jednej z córek Eduardo Raffa i poprosił ją do tańca. Oprócz tego, że mężczyźni słuchali pochwał i kompletów w swoją stronę, musieli też wywiązywać się z zasad, jakie były wymagane. A mianowicie, aby przypodobać się każdej z frakcji, musieli kokietować córki i żony głów rodzin.
- Za co trzy bańki? - mruknął do mnie Simon.
- Za przysługę. - Uśmiechnęłam się chytrze.

Simon zmrużył oczy, a następnie złożył na moich ustach delikatny pocałunek i wstał. Wystawił mi swoją dłoń, którą od razu uścisnęłam.
- Chodź. Kogoś ci przedstawię. - Zaproponował.
- Jeszcze kogoś? Zaraz zacznę mylić imiona i dopiero będzie faux-pas. - Zażartowałam, ale ponownie, już nie wiem który raz tego wieczoru, podnosiłam się z krzesła.
- To już ostatni raz, a zapewniam cię, że najbardziej ci się spodoba.

Ruszyłam więc za mężem do kolejnego stolika, a raczej boksu znajdującego się zaraz obok dużej fontanny, którą najbardziej upodobały sobie dzieci. Tutaj, pośród ogromnych palm i złotych talerzy z górą świeżych owoców, siedziała grupa ludzi. Kobieta po sześćdziesiątce, mężczyzna po siedemdziesiątce, młoda dziewczyna, zapewne jeszcze niepełnoletnia i dwóch przystojnych mężczyzn w wieku moim i Simona.

Zadziwiał mnie fakt, że każda rodzina, którą tutaj spotkałam, była tak liczna. Dodatkowo każdy z młodszego pokolenia prezentował się tu w sposób nienaganny. Ich stroje, fryzury, postawy, gesty. Wszystko było wypracowywane pewnie od najmłodszych lat.
- To jest moja ciotka. Matilde Colombo. Siostra mojej matki. - Simon przedstawił mi starszą kobietę, a mnie zamurowało.
- Dobry wieczór. - Od razu się odezwałam i tradycyjnie, chwyciłam się z kobietą za dłonie i złożyliśmy na swoich policzkach dwa pocałunki.
- Colombo to panieńskie nazwisko mojej matki. Ciocia nie wyszła za mąż. - Tłumaczył mi dalej Simon.

Mimowolnie zerknęłam na starszego mężczyznę i grupę młodszych osób, na co pani Matilde machnęła ręką.
- Mam z nim nieślubne dzieci - odparła na co otworzyłam szerzej oczy. - Nie przejmuj się nim. Jest głuchy jak pień - zaśmiała się.

Również zachichotałam, choć była to raczej nieszczera reakcja ze względu na patowość sytuacji.
- Dlaczego ja się o tym dopiero teraz dowiaduję? - Siadając obok kobiety, spojrzałam na Simona z pretensją.
- Ponieważ ciotka mieszkała we Włoszech. Nie miała możliwości przyjazdu do Stanów, a przez takie, a nie inne problemy, wymagane było, aby została zachowana anonimowość. - Simon próbował ze stoickim spokojem przekazywać mi kolejne wiadomości, abym w miarę możliwości nie była później na niego aż tak bardzo zła.

Skupiłam swój wzrok na partnerze ciotki Simona, który patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem. Wyglądało to co najmniej dziwnie. Z resztą taka sama reakcja towarzyszyła kuzynostwu mojego męża.
- Oni nie rozumieją angielskiego. - Sprostowała Colombo.
- Nic? - zdziwiłam się.
- Nic. I dobrze. - Wyszczerzyła się do mnie.

Jeszcze bardziej czułam się nieswojo. Do tej pory myślałam, że najdziwniejszą rodzinę stworzył Edoardo i Isabella, ale to, z czym miałam teraz do czynienia, przerosło moje oczekiwania. Jak tej kobiecie udało się wychować dwudziestokilkuletnie dzieci, które nie rozumiały ani słowa po angielsku? W dwudziestym pierwszym wieku...
- È tutto a posto? - zwróciłam się do nastoletniej dziewczyny, która siedziała obok Simona i nie spuszczała ze mnie swojego wzroku ani na sekundę.
- Sei bellissima - odparła, na co Simon ledwo powstrzymał śmiech, a ja próbowałam chociaż w minimalnym stopniu kontrolować swoje miny, aby nie zostać źle zrozumianą.
- Anche tu. - Obdarzyłam dziewczynę szczerym uśmiechem, na co ona jeszcze bardziej zaczęła mi się przyglądać.

Postanowiłam jednak to zignorować, bo nie znałam na tyle włoskiego, aby móc się z nią dogadać, a poza tym ta sytuacja była na tyle dziwna, że nie miało to chyba najmniejszego sensu.
- Czyli rozumiem, że pani sama zajmuje się interesami? - zapytałam kobietę, delikatnie kiwając w stronę parkietu, aby zasugerować pracę w mafii, rzecz jasna.
- Niee. Mój partner też tu pracuje, ale jest tak schorowany, że większością i tak ja się zajmuję.
- A czemu pani nie wzięła ślubu, jeśli mogę spytać? - Ułożyłam usta w delikatnym uśmiechu, aby załagodzić wygląd swojej twarzy i jednocześnie zachęcić kobietę do otwarcia się przede mną.
- Kochanie... Nasza rodzina... Moja i Sary, rzecz jasna, wywodziła się z Camorry. - Zatkało mnie.
- Camorra już nie istnieje - odparłam niepewnie.
- W naszych sercach. - Przyłożyła pięść do swojego serca i odsłoniła kawałek materiału marynarki, która przykrywała to miejsce.

Ukrywała tam głęboką bliznę, układającą się w łuk. Zupełnie tak, jakby ktoś się zamachnął i ostrym narzędziem rozdarł kobiecie w tamtym miejscu skórę.
- Oh! Bambino! Mam nadzieję, że przywrócisz onore naszej rodzinie!

Domyślałam się, że dla kogoś z osób zewnętrznych, nasza rozmowa musiała wyglądać jak jeden wielki żart. Pierwszy raz dowiedziałam się, że na świecie istniał ktoś związany z rodzicami Simona. Chociaż, gdy głębiej się nad tym zastanowiłam, musiałam być głupia, jeśli myślałam, że taki człowiek jak on, znalazł się znikąd na tak wysokim stanowisku. Teraz okazało się jednak, że jego przodkowie pracowali na to od pokoleń. Nic dziwnego więc, że Matt chciał, abym zaczęła rozglądać się za ludźmi, z którymi w przyszłości można by prowadzić jakieś interesy. Doskonale wiedział o istnieniu tych wszystkich powiązań o jakich ja dopiero teraz miałam świadomość.

Chwilę jeszcze wymieniłam kilka dziwnych spojrzeń i słów z członkami rodziny Simona, a następnie, na znak samego zainteresowanego, oddaliłam się od ich stołu i wróciłam z mężem do naszego.
- Masz przejebane. - Odezwałam się, gdy zasiadłam na swoim miejscu.

Victor i Justin podnieśli na nas swoje oczy, jednocześnie zajadając się świeżo przysmażonymi na maśle krewetkami.
- Nie mogli przyjechać na ślub. - Blondyn od razu zaczął się tłumaczyć.
- Ale mogłeś mi chociaż o nich wspomnieć. Tak minimalnie. Ciut! Jak to wyglądało, kiedy ja nawet nie miałam pojęcia z kim kurwa rozmawiam... - wysyczałam.
- Słuchaj! Ciotka Matilde jest delikatnie mówiąc popierdolona. Ma jakieś urojenia o tym, że onore w rodzinie jest najważniejszy. Zaangażowała się w "tą sprawę" tak mocno, że widziałaś z jaką blizną teraz chodzi. - Spojrzałam na Simona z szeroko otwartymi oczami, gdyż byłam przekonana, że owa blizna jest pozostałością po jakimś oznakowaniu członków, jeszcze z dzieciństwa. - Tak! Stara rura, a bawi się w gangsterkę - warknął.
- Nie mów tak o niej! To twoja ciotka - oburzyłam się.
- Baba narobiła sobie tyle wrogów zwłaszcza w rosyjskiej mafii, że przez dziesięć lat siedziała zamknięta w swoim zamku na Sycylii. Pierwszego swojego męża udusiła własnymi rękami, bo zdradził ją z jakąś inną...
- Hmm... W sumie przykład do naśladowania. - Wtrąciłam się z przekąsem.
- Odziedziczyła po nim majątek. Na drugiego męża nasłała Sicarios, bo ma pod sobą kilka karteli narkotykowych w Meksyku. Też za zdradę. Ten? - Wskazał głową na sympatycznego staruszka siedzącego obok kobiety i powoli żującego kawałek bagietki. - Jako jedyny odmówił jej zaręczyn i propozycji ślubu. Wszyscy myśleli, że pożegna się z tym światem, ale jakimś cudem ta wariatka go oszczędziła. Ale jest idealnym pantoflem. W ogóle nie wtrąca się w wychowanie dzieci. Ani w to, że jawnie kobieta buduje prestiż i majątek na swoim nazwisku, a jego wykorzystała tylko do tego, aby mieć następców. Wiesz kim on jest? Emerytowanym oficerem United States Army Forces Command. Tańczy jak ona mu zagra.
- On wie o tym, że znajduje się na zebraniowym, największym bankiecie mafijnym? - zapytałam podejrzliwie.
- Tak jak oni wszyscy. - Victor wskazał za siebie na okoliczne stoły, przy których siedziała sama śmietanka towarzyska największych polityków, wpływowych oficerów policji i wojska, szefów ogromnych korporacji i wysokich stanowiskiem przedstawicieli niektórych światowych, mafijnych organizacji.
- Po co, w takim razie chciałeś, żebym teraz ją poznała? - Wróciłam wzrokiem do Simona.
- Ponieważ od dzisiaj nie pracujemy już we własnych szeregach, a w całej organizacji rodziny King i Colombo. - Oznajmił z niezdrowym błyskiem w oku.

___________________________________________________

Hejka! Chciałabym na wstępie zaznaczyć, że jestem zadowolona z tego rozdziału, jak nigdy haha. Niestety też jest to przedostatni rozdział, a ostatni zostanie opublikowany 1 kwietnia, także przygotujcie się na bardzo dużo ważnych informacji <3 

Chciałabym również podkreślić, że jeżeli w tłumaczeniu pojawiły się jakiekolwiek błędy, czy nieścisłości, będę bardzo wdzięczna za zwrócenie na to uwagi w komentarzach. Nie znam tych języków, a jednak bardzo zależało mi na oddaniu realności sytuacji, więc posłużyłam się aplikacją do tłumaczenia.  A na dole słowniczek :D


Hijab - to nakrycie głowy, które noszą kobiety wyznające taką religię, jak islam.
Dominante sobre mim - z języka portugalskiego "dominacja nade mną"
Não - z języka portugalskiego "nie"
Perdóname - z języka hiszpańskiego "wybacz mi"
For the honor - z języka angielskiego "za honor"
Per la famiglia - z języka włoskiego "za rodzinę"
Minn ajel al-addala - (من أجل العدالة) z języka arabskiego "za sprawiedliwość"
Por respeito - z języka portugalskiego "za szacunek, poszanowanie"
Für unsere sache - z języka niemieckiego "za naszą sprawę"
Filho - z języka portugalskiego "syn"
Santo niño - z języka hiszpańskiego "święte dziecko"
È tutto a posto? - z języka włoskiego "czy wszystko jest w porządku?"
Sei bellissima - z języka włoskiego "jesteś piękna"
Anche tu - z języka włoskiego "ty też"
Bambino - z języka włoskiego "dziecko"
Onore - z języka włoskiego "honor"

Za rodzinę (KOREKTA 20/50)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz