27. Miłość bez granic

159 6 2
                                    

- Więc, jakie Pani miejsce preferuje?

Podniosłam wzrok na wyprostowaną i pewną siebie kobietę, siedzącą na przeciwko mnie. Pani Cameron. Moja wedding planerka. Długie blond włosy spływały delikatnymi falami po jej barkach. Paznokcie w kolorze krwistej czerwieni okalały klawiaturę laptopa, który odwróciła w moją stronę. Chrząknęłam i zmróżyłam oczy, aby lepiej się skupić. Poczułam zimną dłoń Ariany, która chyba postanowiła dodać mi otuchy, gdyż zbyt długo się nie odzywałam. Może dlatego, że przytłaczały mnie wszystkie sprawy związane ze ślubem. A może cały czas myślałam o tym, jak bardzo reakcja matki zmieni moje nastawienie do życia, w jakim aktualnie tkwiłam.

Przejechałam wzrokiem po trzech zdjęciach przedstawiających proponowane miejsca mojego ślubu i wesela. Pierwsze z nich przedstawiało ogrodowy teren. Pełen był on barwnych kwiatów i drzew, gdzieniegdzie świeciły lampy. W tle widać było śnieżnobiałe fontanny. Czyli plener. Na kolejnym zdjęciu zobaczyłam wystawną salę z marmurową podłogą i złotymi żyrandolami. Długie stoły aż uginały się od nadmiaru kwiatów i świec. Styl królewski. Ostatnie zdjęcie przedstawiało plażę. Domyśliłam się, że zapewne była to sugestia Ariany i Simona. Tylko oni wiedzieli, że waham się co do wyprawienia wesela w Malibu. Na podeście w oddali znajdowały się stoliki otoczone bluszczami i kwiatami róż. Oczywiście nie mogło zabraknąć girland z żarówkami. Kolorystyka była zachowana w bieli.
- Wszystkie te miejsca są przepiękne - westchnęłam okalając je znowu wzrokiem. Nadal nie wiedziałam, gdzie będzie mi najlepiej. Lisa miała ślub w ogrodzie, Hannah na plaży. Gdzie było moje miejsce?
- Ale trzeba się zdecydować. Również pod kątem wyglądu... Jak chciałabyś wyglądać na tej uroczystości? Bardziej królewsko, czy może luźno i boho? - Barwnie gestykulując starała się z całych sił mi doradzić. Chociaż odrobinę. Żebyśmy nie zapuściły tu korzeni.

Zerknęłam w prawą stronę, aby moje i Ariany spojrzenie się skrzyżowały. Skąd mogłam to wszystko wiedzieć. Rozpaczliwie doszłam do wniosku, że kompletnie nie byłam przygotowana na żaden ślub. Może powinnam do tego podejść najbardziej kameralnie, jak się tylko dało? Zwykła kolacja i do domu.
- No dobrze. Tutaj niedaleko jest butik sukien ślubnych. Może pójdziemy tam i pokażesz mi, które ci się najbardziej podobają? Chociaż to może mi coś powie... - Ostatnie zdanie mruknęła pod nosem.

Zdawałam sobie sprawę, że jestem chyba najgorszym rodzajem klientki. Panna Młoda, która nic nie wie.
- W porządku. - Kiwnęłam głową i ledwo wynurzyłam się spod stolika.

Wyszłyśmy z galerii i udałyśmy się kilka kroków dalej. Butik był schowany między kamienicami. Oczywiście tak mi się wydawało z chodnika, ale gdybym jechała tą drogą samochodem, moim oczom ukazałoby się ogromne okno na pierwszym piętrze, w którym stały manekiny z wręcz barokowymi kreacjami.
Gdy weszłam do sklepu było jeszcze gorzej. Ilość fasonów, koronek, upięć, brokatu... Kręciło mi się w głowie. Panie ekspedientki przywitały nas z otwartymi ramionami. Zaraz zaczęły pokazywać mi najróżniejsze fasony, kolory i rozwiązania, aby zachęcić do zakupu. Dotykałam opuszkami palców każdego materiału, falbanki, koralika i żałowałam, że nie mogę po prostu wrócić do domu i zakopać się w łóżku. W pewnym momencie przestałam się odzywać. Patrzyłam tępo w sukienki, nie odbierając żadnych bodźców z zewnątrz. Ariana musiała to zauważyć, bo poprosiła, aby kobiety zostawiły nas same.
- Kochanie...
- Wiem. Muszę się wziąć w garść. - Spojrzałam na przyjaciółkę, ukrywając zagubienie pod delikatnym uśmiechem.
- Będąc tutaj, patrząc na te suknie, dalej nie wierzę, że bierzesz ślub. Jeszcze niedawno biegłyśmy po korytarzu na uczelni i przeżywałyśmy rozsterki niczym nastolatki. Czemu ten czas tak szybko leci? - Zerknęła głęboko w moje oczy, siadając na ramie skórzanego fotela, stojącego nieopodal wieszaków.
- Mam dopiero dwadzieścia pięć lat. To nie czas, to ja się śpieszę.
- Daj spokój. Dobrze wiesz, że mnóstwo dziewczyn w naszym wieku już dawno jest po ślubie. Mówiąc takie rzeczy dajesz do zrozumienia, że nie chcesz być żoną. Że to nie ten moment...
- To nie prawda. - Przerwałam Arianie kręcąc głową. Wciągnęłam powietrze i jeszcze raz spojrzałam na sukienki. - Są piękne i takie... Proste. Za proste. Chyba muszę postawić na księżniczkę.
- A co? W kodeksie mafijnym jest coś o tym, że masz wyglądać jak Królowa Bona? - Zwróciłam wzrok z powrotem na przyjaciółkę, marszcząc brwi.
- Widzę, że czytałaś podręczniki historii, które kiedyś podarowała mi Lisa?
- Może - fuknęła, zakładając ręce na piersiach.
- Królowa Bona była... Taka, jaką powinnam teraz być. Pewna siebie, nieustępliwa, władcza, powinnam wiedzieć, czego jestem warta. Powinnam wtrącać się w układy Simona, kontrolować mafię i rządzić nią razem z nim.
- Hola! Koleżanko! My wybieramy suknię ślubną, a ty już wyobrażasz sobie, że jesteś królową. Chwila, moment i pomyślę, że idealnie pasujesz do twojego przyszłego stanowiska.
- Muszę do niego pasować...
- Musisz zachować w tym siebie! Ninę! Bo ci odpierdoli.
- Dlatego nie może to być prosta suknia. Byłam na bankiecie z Simonem i uwierz, że to nie są przelewki. Muszę pokazać wielkość.
- Jezu, już robi mi się niedobrze. - Blondynka złapała się za skronie i zaczęła je masować palcami.

Za rodzinę (KOREKTA 20/50)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz