37. Babski gang

126 7 0
                                    

W domu rodzinnym zostałam jeszcze dzień. Chciałam zająć się mamą i własnym okiem ocenić, czy sobie poradzi. Niestety nie mogłam zostać dłużej, gdyż chłopcy kupili dla nas bilety na samolot do Nowego Jorku. Musiałam wracać do poprzedniego życia. Jednak postanowiłam sobie i umówiłam się też tak z mamą, że będziemy do siebie dzwonić, zawsze o ósmej rano i dwudziestej drugiej. Chociaż taka kontrola mogła sprawić, że miałam możliwość ciągłego monitoringu Rachel, mimo takiej odległości.

Po powrocie do domu, przywitała mnie cała w skowronkach Judy. Nawet przez chwilę miałam wrażenie, że jej widok trochę rozładował między mną, a Simonem napięcie. I mimo że zaczęliśmy ze sobą normalnie rozmawiać, gdzieś uciekła w tym wszystkim ta miłość. Nasze pogawędki i spojrzenia były lodowate. Można nawet stwierdzić, że przypominały rozmowy między dobrymi znajomymi, którzy też razem pracują. Nie całowaliśmy się, nawet się nie przytulaliśmy. Nie myśląc już nawet o czymś więcej. I właśnie to zwróciło uwagę Judy. Po dniu spędzonym z nami, usłyszałam przypadkiem, jak pytała Simona, co się między nami stało. On wytłumaczył to tym, że przez ostatnie ciągłe zawirowania, po prostu się posprzeczaliśmy. Dziewczynka dziwiła się, że tak długo trwa ta nasza "cisza uczuciowa". Simon już tego nie skomentował. A mnie coraz bardziej zabijały myśli, że powinnam z nim o tym porozmawiać. Nie wierzyłam w to, że przez takie problemy, nasze małżeństwo miało być skreślone. Wszystkie te sytuacje nie dotyczyły naszej relacji. Nic nie stawało między nami. A mimo to Simon utrzymywał duży dystans. Mówię Simon, bo ja co jakiś czas starałam się go złamać. Pracowałam dzień w dzień, zostając przy tym po godzinach. Gotowałam, zajmowałam się Judy, ciągle jej pilnowałam. Niejednokrotnie próbowałam zachęcić Simona do wspólnego wypadu, nawet na kolację, ale on ciągle odmawiał. Więc sięgnęłam trochę niżej i zaczęłam proponować mu wspólny lunch w przerwie między pracą, ale często po prostu się na nim nie zjawiał. W takim klimacie minął nam tydzień.
Choć obiecywałam sobie, że się nie ugnę pod jego oczekiwaniami, i tak to robiłam, gdyż zabijał mnie brak uczucia. Na to z kolei zwróciła uwagę Ariana i Iris. Coraz częściej zapraszały mnie na wspólne wyjścia. Nawet do tej konspiracji dołączyła się Sophia. Ale ja stałam prosto i nie pozwalałam zniszczyć idealności, jaką kreowałam, być może na siłę.

Kolejne godziny mijały, a ja ani na moment nie odchodziłam od dokumentacji, jaką miałam wykonać w poniedziałkowy dzień. Niedziela wytrąciła mnie całkowicie z równowagi, gdyż Simon zabrał Judy, nie informując mnie wcześniej o niczym, i cały dzień spędził z nią i chłopakami w wesołym miasteczku. To był kolejny cios w serce, którego nie mogłam już znieść. Gdy wrócili wieczorem, zjedli przygotowaną przeze mnie kolację i poszli spać. Przynajmniej Judy, bo Simon wrócił z pretensjami, czemu zabrałam swoją poduszkę i kołdrę z naszego łóżka. A ja po prostu go poinformowałam, że od teraz śpię sama i zamknęłam się w pokoju. Gdy rano wstałam, mężczyzny nie było już w domu.

Odsunęłam fotel od biurka i oparłam się na nim. Przetarłam twarz dłonią i westchnęłam. Za oknem było już ciemno od kilku godzin. Na zegarku dochodziła dwudziesta pierwsza. Schowałam dokumenty do teczki i wyszłam ze swojego biura. Udałam się na piętro wyżej, aby całą dokumentację złożyć do odpowiedniej sekcji. Wykonałam już wszystkie umowy, wypełniłam wszystkie statystyki, więc zabrałam się za przyszłe dokumenty.

Przechodząc korytarzem, zauważyłam Simona, który rozmawiał z kobietą i mężczyzną. Stali przy recepcji. Nie znałam ich, z resztą jak większości. Grunt, że wszyscy znali mnie.
Podeszłam od razu do Simona. Jego rozmówcy spojrzeli na mnie i bez komentarza po prostu odeszli. Choć widziałam na ich twarzach niezadowolenie. Wyjęłam z teczki wszystkie dokumenty i przedstawiłam je blondynowi. Słuchał wszystkiego w ciszy, przyglądając się papierom, tylko co jakiś czas zerkając na mnie, z lekkim uśmieszkiem. Czasem kompletnie nie potrafiłam go rozszyfrować.
- Wszystko rozumiesz? - zapytałam, gdy już skończyłam.
- Może pójdziesz już do domu? Jest późno. - Wyrwał mnie z pełnego skupienia na pracy.

Prawda była jednak taka, że wolałam być tutaj i coś robić, niż siedzieć sama i zastanawiać się nad wszystkim, co działo się teraz wokół mnie.
- Nie jestem zmęczona.
- Czy ty próbujesz mi coś udowodnić? - Zmrużył oczy.
- Nie muszę ci niczego udowadniać - warknęłam, gdyż jego insynuacje doprowadzały mnie do szału.

Zupełnie tak, jakby czekał, aż potwierdzę jego przekonania. Zapewne powinnam rzuć się w jego ramiona i wykrzyczeć, że jest moim idolem i ideałem. Że pragnę mu służyć do końca życia i funkcjonować w ciągłym napięciu, czy aby na pewno jestem taka, jaką on chciałby mnie widzieć w mafii.
- Czasem zastanawiam się, po co w ogóle wprowadziłem cię do mafii i po co z tobą jestem w związku. - Spojrzałam na mężczyznę udając, że nie ruszyły mnie jego słowa.
- Wiesz, ja się codziennie nad tym zastanawiam, a nie czekaj. Co godzinę... A może co sekundę? A my w ogóle jesteśmy w związku?

W tle Iris pokusiła się o chrząknięcie. Nawet nie słyszałam, jak do nas podeszła.

- Nie chcę wam przeszkadzać, ale Nina musi iść na spotkanie, a zaraz się spóźnimy. - Chwyciła mnie za ramię i zaczęła prowadzić w stronę windy.
- Jakie spotkanie? - Zdziwił się Simon.
- Prywatne spotkanie.
- Prywatne?
- Babskie prywatne spotkanie... Mafijne babskie prywatne.
- Za wiele was nie będzie - parsknął śmiechem. - Poza tym, nie jest na to za późno?
- Tak, bo to będzie kameralne, mafijne, babskie, prywatne spotkanie. I nie, nie jest za późno. W mafii zwykle załatwia się sprawy od osłoną nocy - upierała się przyjaciółka, złapała mnie za ramię i ruszyłyśmy do wyjścia.
- Serio będą tam same babki? - Nie odpuszczał.
- Też kilku facetów. - Iris niewątpliwie świetnie bawiła się w te potyczki.
- Single?
- Chyba tak, ale w mafii nigdy nie wiadomo.
- Bo wiesz, ja jestem singielką! - krzyknęłam głośniej, aby Simon dobrze usłyszał.

Zanim się obejrzałam, za moimi plecami zamknęły się drzwi windy. Wciągnęłam głośno powietrze i oparłam głowę o blaszaną ścianę. Iris przyglądała mi się uważnie, ale nie odezwała się, póki ja nie zrobiłam tego pierwsza.
- Co ty wymyśliłaś? - zapytałam w końcu od niechcenia.
- Coś co sprawi, że znowu poczujesz tą moc - zaśmiała się, ale ja nie miałam siły na jakieś pozytywne emocje.
- Czyli co takiego? - Zmarszczyłam brwi.
- Idź po swoje rzeczy i widzimy się przed budynkiem - odpowiedziała, gdy wina otworzyła się na piętrze, na którym znajdowało się moje biuro.

Zrezygnowana, po prostu zrobiłam to, co mi kazała. Było mi już wszystko jedno, a na taki stan rzeczy składało się zmęczenie ciągłą pracą i potyczka słowna z Simonem. Jeśli rzeczywiście on już się zastanawia, czy jest jakiś sens w naszym związku, to tym bardziej ja się zastanawiam, czy to, co w tej chwili starałam się robić, miało jakiś cel. Może po prostu już czas, żebym zrezygnowała z mafii?
Wyszłam przed biurowiec, nie zachodząc na podziemny parking. Niedaleko budynku, po drugiej stronie ulicy, zobaczyłam samochód Iris i stojącą przy nim dziewczynę rozmawiającą z Arianą. Już sam widok przyjaciółki w towarzystwie innej gangsterki, sprawił, że się spięłam. Gdyby Simon wyjrzał przez okno, zobaczyłby tą scenę.
- Już mi się to nie podoba - odparłam, podchodząc do nich.
- Przecież idziemy spędzić miło czas w babskim gronie - obruszyła się brunetka i ruszyła w stronę drzwi kierowcy. Ariana wsunęła się na tylnie miejsca, zajmując swoje obok Sophie. Wślizgnęłam się więc na miejsce pasażera obok Iris i położyłam głowę na oparcie.
- Przecież mówiłam wam, że nie mam ochoty na takie rzeczy. Ledwo ogarniam swoje, zjebane życie. - Próbowałam przemówić im do rozumu.
- Dlaczego od razu zakładasz, że będzie to coś beznadziejnego? - zapytała Iris, nie odrywając wzroku od drogi.
- Bo widzę was? - warknęłam, rozkładając ręce.
- Sytuacja wygląda tak. Postanowiłyśmy zrealizować plan, który ty miałaś wykonać, ale chyba zaślepiła cię miłość - zaśmiała się Ariana.
- Nie rozumiem... - mruknęłam.
- Dostałam informację, że jedna z grup wisi nam pięćdziesiąt tysięcy dolarów za nadprogramową sprzedaż narkotyków. Nie jest to jakaś poważna akcja, przez co na tą chwilę została zignorowana. Zaproponowałam więc, że się tym zajmę. I zamierzam to zrobić z tobą. Poczujesz trochę dreszczyku emocji. Może wrócą do ciebie wspomnienia. - Iris tego dnia chyba była w tak dobrym humorze, że nic nie mogło wytrącić jej z równowagi.
- My to załatwimy. Okej. Więc po co tu Sophie i Ariana? One nie są w mafii - odparłam pewnie.

Nie były one nam potrzebne. Nie chciałam być niemiła, ale akcja była na tyle błaha, że angażowanie w nią dwóch zielonych lasek nie było zbyt mądrym posunięciem ze strony Iris, po której spodziewałabym się jednak większej wyobraźni.
- Dla towarzystwa - wyszczerzyła się.
- Będziemy siedzieć w samochodzie. Możemy przez radio mówić wam, czy ktoś nie podjeżdża, a Sophia zajmie się ucieczką. Jest bardzo dobrym kierowcą - Ariana od razu zaczęła tłumaczyć.
- W dalszym ciągu jest to niepoważne - warknęłam.
- Jak, w takim razie, mam udowodnić, że ogarniam, co jest pięć i mogę stać na straży, w razie co? - Ariana również zmieniła ton głosu.

Najwidoczniej ją też już doprowadzało do szału, że ciągle miała przyklejoną naklejkę z napisem "należy unikać". Chciała czuć się potrzebna, a zapewne przede wszystkim, chciała być dla mnie oparciem, mimo wszystkiego. Tak jak mi obiecywała już niejednokrotnie.
Iris zatrzymała samochód na tyłach lekko zdewastowanego budynku. Był to jeden z magazynów poukrywanych po całym mieście. Tak zwane "punkty wsparcia" w przypadku ucieczki, ale przede wszystkim zgromadzenie różnego rodzaju broni, nabojów, ważnych kabli, bomb, pluskw i innych gadżetów. Weszłyśmy do środka, gdy uprzednio brunetka wprowadziła odpowiedni kod, wyłączający alarm. Zapaliłam jedyną lampkę, która kilka razy na minutę mrugała. Ruszyłam od razu do szaf, w których znajdowały się ubrania. Wzięłam dwie czapki i rzuciłam je w stronę Sophie i Ariany, które miały najbardziej nietypowe kolory włosów. Do tego przygotowałam dla nas maski i ruszyłam na poszukiwanie odpowiadającej mi broni. Iris wybrała dla siebie Glocka dziewiętnaście, a ja postawiłam na coś bardziej nieoczywistego, czyli pistolet maszynowy PM sześćdziesiąt trzy RAK.
- Widzę, że Sophia jest teraz jedną z nas? - Spojrzałam na rudowłosą z wyczekiwaniem na potwierdzenie mojej teorii.
- Chyba tak. Nie wiem, czy mogę... - zaśmiała się nerwowo.
- Nie możesz. Przeszłaś przez inicjację? - Podniosłam jedną brew.
- Nina! - zbeształa mnie od razu Iris.
- Powiedziałam prawdę. - Wzruszyłam ramionami, ładując broń, aż wydała charakterystyczny dźwięk.
- Naprawdę nie zamierzam wam przeszkadzać - Sophia dalej się tłumaczyła.
- Skończyłaś już ze swoją pracą? - Wierciłam w niej dziurę.
- Tak, złożyłam wypowiedzenie.
- Nie musiałaś. Mogłaś zostać przy swoich planach i życiu prywatnym.
- Ale nie chcę rezygnować z Nathana.
- Zastanów się kilka razy nad znaczeniem tych słów. Polecam. - Kiwnęłam do dziewczyny i wyszłam z budynku.

Zajęłam miejsce obok kierowcy, a broń położyłam sobie pod nogi. W końcu reszta do nas dołączyła i ruszyłyśmy pod magazyn, w którym mieli dzisiaj przebywać gangsterzy. Jechałyśmy w ciszy, gdyż poprosiłam, aby nikt nie włączał radia. Iris od razu zaczęła tłumaczyć dziewczynom, że ja tak mam i pozwalam na muzykę dopiero w trakcie ucieczki. Sophia więc zaczęła żartować, że przygotuje specjalną playlistę. Wszystkie miały bardzo dobre humory. Żartowały między sobą i opowiadały sobie różne historie, a ja wpatrywałam się w ciemną drogę. Z letargu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Wyjęłam go z kieszeni, doznając zdziwienia, że na zegarku widniała godzina dwudziesta druga, a ja kompletnie zapomniałam zadzwonić do mamy. Ona jednak nie zapomniała. Odebrałam od razu.
- Co u ciebie, córeczko? - Usłyszałam jej radosny głos.

Była z siebie bardzo dumna, gdyż zatrudniła się w nowej pracy. Teraz zajmowała się redagowaniem artykułów na strony internetowe, przez co jej praca mogła być również zdalna. Wytrwale chodziła na spotkania z psychiatrą i psychoterapeutą, podjęła się również remontu salonu i kuchni. Któregoś dnia nawet oznajmiła mi, że ma w planach odświeżyć cały dom. Może to było jakieś rozwiązanie.
- Wszystko w porządku. - Od razu założyłam maskę radosnej i beztroskiej Niny.
- Dalej pracujesz do późna? - zapytała.
- Tak, ale już skończyłam.
- Wykończysz się, dziecko. Może gdzieś pojedziecie, odpocząć? - Zaproponowała.
- Teraz jest dużo pracy, bo zbliża się koniec roku. Sama wiesz, jak to jest w firmie. - Nawiązałam do jej poprzedniej pracy.
- Ahh tak, ale nie jesteś tam sama. Nina, jeśli dzieje się coś złego, po prostu mi powiedz. Przecież i tak się dowiem, wystarczy, że zadzwonię do Simona...
- Rozmawiasz z Simonem? - zdziwiłam się.
- Czasem do mnie dzwoni. - W jej głosie słyszałam zdziwienie.
- I co mówi?
- Czemu pytasz? Nie rozmawiacie?
- Nie chwalił mi się. - Szybko odbiłam piłeczkę.
- Pyta się, czy sobie radzę, czy Roger się ze mną kontaktował, czy widzę coś podejrzanego wokół siebie. Bardziej przypomina to kontrolę. To bardzo miło z jego strony, ale wydaje mi się, że zrobił się za bardzo nadopiekuńczy. Nie da się mieć na wszystko oko. Jakąś sferę w taki sposób na pewno zaniedbasz. - W tym przypadku zapewne to ja jestem tą sferą.
- No dobrze, mamo, muszę kończyć. Obiecuję, że to ja zadzwonię jutro - odparłam, gdy zobaczyłam światło w oknach budynku, do którego jechałyśmy.
- No dobrze. Uważaj na siebie. Dobranoc!
- Dobranoc. - Rozłączyłam się i założyłam na swoją twarz maskę.
- Jest okej? - zapytała mnie Iris, zatrzymując się kilkanaście metrów od terenu, który na pewno był monitorowany.
- Nic nie jest okej. Muszę kogoś rozpierdolić, żeby było - warknęłam, chwyciłam broń i wysiadłam z samochodu.

Poprawiłam w uchu słuchawkę i obejrzałam się w stronę dziewczyn. Iris ruszyła za mną, a Ariana i Sophia przesiadły się na przednie siedzenia. Różowowłosa, tak jak się umawiałyśmy, zrobiła test, czy ją słyszymy, a gdy okazało się, że wszystko jest w porządku, przystąpiłyśmy do akcji. Jak gdyby nigdy nic, Iris po prostu złożyła im wizytę. Wpuścili ją bez zbędnych zaczepek i debatowali nad tym, jak ugadać się na jakąś mniejszą karę pieniężną. Gdy brunetka nie była skłonna do zmian, standardowo, zaczęli pytać, czy nie boi się być tak stanowcza, przychodząc do nich sama. Było to dziwne pod kątem tego, że Iris słynęła w mafii z tego, że była indywidualistką i zwykle całkowicie sama podejmowała się takich akcji. Widocznie nie byli zbyt dobrze zaznajomieni z tym, jak rzeczywiście wyglądały składy mniejszych zespołów. Tak mocno wczułam się w ich rozmowę i dywagacje na temat życia Iris, że przestraszyłam się pojedynczego strzału, jaki padł w budynku. Był pojedynczy tylko przez chwilę, gdyż dosłownie za pięć sekund rozbrzmiały kolejne. Wpadłam więc do środka i od razu strzeliłam dwóm dość zagubionym ochroniarzom w nogi. Weszłam głębiej do budynku, aż kątem oka zobaczyłam Iris w jednym z pomieszczeń. Szarpała się z postawnym mężczyzną. Nacelowałam i strzeliłam prosto w głowę mężczyzny. Iris od razu wyswobodziła się z uścisku i ruszyła do regałów i biurka w poszukiwaniu walizki z pieniędzmi. Stanęłam więc obok drzwi do pomieszczenia i nasłuchiwałam kroków. Wykonałam dwa strzały prosto w kamery umiejscowione w rogach sufitu. Szybko na ten dźwięk zareagowali, więc musiałam kilku przeciwników zdjąć. Udało mi się jednym strzałem, a kilku było, a przynajmniej chciało być profesjonalistami i przez chwilę starali się robić uniki. I to na nic im się nie zdało, bo unieruchomiłam ich strzałami w nogi. W końcu Iris wyszła z pieniędzmi i ruszyła ze mną do wyjścia. Kilku mężczyzn chciało się popisać i zaczęli strzelać do nas w drzwiach. Odsunęłam na bok przyjaciółkę i powaliłam ich kilkoma strzałami. Gdy padli na ziemię, za ich plecami pojawił się samochód z Arianą i Sophie. Pociągnęłam Iris i wsiadłyśmy szybko do auta.
- Jedź! - pośpieszałam rudowłosą, gdy tylko Iris usiadła, chowając nogi.

Sophie ruszyła z piskiem opon, ale samochód poślizgnął się na mokrej nawierzchni lasu. Jeden z mężczyzn wyszedł z budynku i od razu nakierował celownik na szybę pasażera.
- Schyl się! - Zdążyłam tylko krzyknąć do Ariany i chwycić jej głowę, aby przytwierdzić ją do jej ud, ale ta reakcja była zbyt wolna.

Zanim Sophia ruszyła, a Ariana się schyliła, mężczyzna wykonał trzy strzały. Najpierw zbił szybę, a potem postrzelił Arianę. Kolejne jego strzały były wykonane w opony samochodu, ale nie zdążył ich przebić, gdyż strzeliłam mu w głowę.
- Co ci jest? - zapytałam od razu, gdy wyrównałyśmy jazdę i wyskoczyłyśmy samochodem na asfalt.
- Tylko ręka - syknęła, trzymając ją nieruchomo.

Odsunęłam siedzenie dziewczyny i zaczęłam oglądać jej ramię. Iris wsunęła pod siedzenia walizkę i wyjęła z tego samego miejsca apteczkę.
- Da się wyjąć kulkę - sapnęłam.
- Zaraz będziemy u nas, zajmą się nią. - Do rozmowy wtrąciła się Sophia.
- Nie wiadomo, czy kulka nie ma na sobie jakiejś trucizny. Jeśli posiadasz umiejętności, a kulka jest w możliwym do wyciągnięcia miejscu, trzeba to zrobić. - Zacytowałam słowa instruktora z obozu, na którym byłam z Nathanem.
- Mnie uczyli, że ciała stałego nie wyciąga się z rany. - Sophia nie przestawała.
- Kurwa! Jak masz pręt w nodze, czy chuj wie co, unieruchamiasz i zostawiasz, ale tutaj masz malutki nabój hukowy. - Położyłam siedzenie Ariany do samego końca i pomogłam jej ułożyć się na brzuchu.

Iris podała mi skrzynkę z narzędziami, a sama włączyła latarkę w telefonie i skierowała ją na ranę. Zdezynfekowałam dłonie, założyłam rękawiczki i znowu zdezynfekowałam, razem z pęsetą. Chwyciłam mocno ramię Ariany, na co ta syknęła i odwróciła głowę w drugą stronę. Cały zabieg zajął mi nie więcej, niż dwie minuty. Bez problemu wyjęłam nabój, włożyłam go w woreczek strunowy i opatrzyłam ranę postrzałową.
- Już po wszystkim - odparłam informując już bladą przyjaciółkę.

Ariana wróciła do swojej poprzedniej pozy, a ja pomogłam jej poprawić siedzenie. Sophia natomiast postanowiła przestać się odzywać. Dowiozła nas na parking podziemny siedziby i wysiadła bez słowa z samochodu. Iris pobiegła poinformować stronę medyczną o całym incydencie. Kilka minut później, Ariana była pod opieką lekarza i pielęgniarek, a ja razem z Iris, stałyśmy przy pomieszczeniu, w którym chirurg zaszywał ranę.
- Nie rozumiem, po co się w to mieszałaś. - Z zamyślenia wyrwał mnie pretensjonalny głos Kate, która szła korytarzem.

Zaraz za nią podążał wściekły Simon, Victor, Nathan i oczywiście Sophia. Oczywistym było to, że po mojej stronie w tej chwili stała tylko Iris. Ale lepiej mieć jedną zaufaną osobę, niż bandę fałszywych.
- A ty masz niespełnione ambicje, tak jak Sophia? Potrzebujecie na każdym kroku dowartościowywać się na osobie, której łatwo jest przykleić łatkę niedoświadczonej? - Skoro nie miałam merytorycznej racji, zacznę uderzać psychologicznie.
- Ja chciałam tylko pomóc - warknęła rudowłosa.
- Na tą chwilę, pobiegłaś się poskarżyć, aby w pierwszym ataku mieć przewagę. Bo to ja w tej chwili muszę bronić swojej racji. A doskonale wiesz, że nawet mój własny mąż mi nie ufa - odpowiedziałam, przechodząc obok Sophie i ruszyłam przed siebie, aby odejść od zgromadzenia i usiąść gdzieś z boku. Po chwili obok mnie pojawiła się Iris. Zajęła miejsce obok i położyła dłoń na moich plecach.
- Dlatego lubię mafię, bo bardzo łatwo weryfikuje prawdzie intencje ludzi. I dlatego działam sama. Bo niejednokrotnie przejechałam się na ludziach, których uważałam za najlepszych. - Westchnęła cicho.
- Kate to ja od początku nie lubiłam - zaśmiałam się.

Zaraz z gabinetu wyszła Ariana i szerokim uśmiechem przywitała nas, siedzące smutno na krzesełkach.
- Powinnyście się cieszyć! W końcu żyję! - zaśmiała się Ariana, głośno mówiąc, chyba specjalnie, bo cała drużyna obrońców szła do windy, która znajdowała się obok nas.
- Cieszymy się. - Od razu wstałam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Podobno na tym naboju była substancja trująca, więc gdybyś tej kulki mi nie wyjęła, może musiałabym żyć bez ręki. - Otworzyłam szerzej oczy i pokręciłam głową.

Wiedziałam, że trzeba działać. Choćby nie wiem, jak bardzo każdy chciał mi udowodnić, że się nie nadaję, uczyłam się pilnie. I tego przekonania nikt mi nie odbierze. Przytuliłam jeszcze mocniej przyjaciółkę, kątem oka widząc, jak Simon bacznie mi się przygląda. Wiedziałam, że i tak mam przejebane, ale to teraz nie miało znaczenia. Najważniejsze, że mojej przyjaciółce nic poważniejszego się nie stało.

____________________________________________________

Od dzisiaj rozdziały będą pojawiać się, co dwa dni <3

Gwiazdka + Komentarz = Motywacja!

Za rodzinę (KOREKTA 20/50)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz