31. Drogą po śladach

124 7 0
                                    

Dosłownie wyskoczyłam z samochodu, gdy tylko Simon zatrzymał się na parkingu pod apartamentowcem, w którym mieszkaliśmy my, ale również Olivier i Berta. Noc nie pomagała mi w precyzji, przez co mało nie zaliczyłam bliskiego spotkania z ziemią. Wbiegłam po schodach, nie zamierzając nawet fatygować się windą. Od razu na piętrze zamieszkiwanym przez parę, spotkałam policję. Jak na zawołanie wyprostowałam się i udawałam, że jestem tylko typowym gapiem. Nic nie rozumiałam. Chłopcy zgłosili tą sprawę na policję, wiedząc, że jest w to wmieszana mafia? Zeszłam na parter, na którym czekał na mnie znudzony Simon.
- Bardziej się tym przejęłaś, niż ja. - Westchnął, ale ja wiedziałam, że to było tylko jego głupie gadanie.

Tak naprawdę gotował się w środku. Pewnie i płakał, ale przecież nie przyzna się do takich emocji. Na pewno nie teraz. Dopóki nic nie wiadomo. Ruszyłam za nim, jak potulny piesek, w stronę windy. Dojechaliśmy na nasze piętro, zostawiliśmy walizki i od razu ruszyliśmy w drogę do siedziby w Nowym Jorku. Rzecz jasne, to tam chłopcy przewieźli zwłoki, a teraz sumiennie przeglądali wszystkie nagrania i debatowali nad tym, kto to zrobił, a przede wszystkim, po co. Gdy tylko przekroczyłam próg budynku, mój telefon dał o sobie znać. Planowałam w ogóle nie odbierać, ale gdy zobaczyłam, że to Ariana, nawet się nie wahałam.
- Co tam? - zapytałam, wchodząc do dużego pomieszczenia, wyglądającego jak chłodnia.

Na długich, metalowych stołach, leżały przykryte białym materiałem, ciała małżeństwa.
- Wiesz już coś więcej? - Podniosłam jedną brew, nie wiedząc dokładnie, o co chodzi.
- Ale...
- Victor mi wszystko powiedział. Zabrałam ze szkoły Judy, żeby nie musiała na to wszystko patrzeć, ale ona jest mądrzejsza, niż sądziłam. Najpierw zapytała, czy to Simon nie żyje, a jak zaprzeczyłam, to od razu domyśliła się, że to chodzi o tych staruszków - wyrzuciła z siebie w zastraszającym tempie.
- Dziękuję - bąknęłam tylko. Dobrze, że mieliśmy wokół siebie tylu ludzi. Zawsze wiedzieli, co powinni w danej sytuacji zrobić.

Jeden z mężczyzn odsłonił ciała, a moim oczom ukazały się zmasakrowane zwłoki. Były potraktowane tak, jak Suzanne. Z wielką brutalnością. Pełno ran szarpanych, głębokich, niektóre części nawet zwęglone, co sugerowały, że były podpalane.
- Więc co teraz? - Z letargu wyrwał mnie głos przyjaciółki.
- Siedź z nią. Jak coś wyjaśnimy, na pewno dam ci znać. A teraz wybacz, ale muszę patrzeć na ich zwłoki. - Westchnęłam i rozłączyłam się.
- Olivier zmarł pierwszy, prawdopodobnie na skutek wylewu i krwotoku wewnętrznego spowodowanego wieloma uderzeniami ciężkimi narzędziami. Berta była gwałcona, ale nie wykryliśmy nasienia, więc zapewne jakimiś przedmiotami. W każdym razie pochwa jest rozerwana, do tego krwotok wewnętrzny, również z powodu licznych obrażeń. - Nieznany mi mężczyzna, podniósł niechętnie głowę znad kartki i spojrzał, najpierw na Simona, a następnie na mnie.

Skrzywił się lekko i potarł tył głowy dłonią.
- Kiedy to się stało? - zapytałam, ponieważ domyślałam się, że Simon nie da rady z siebie dzisiaj nic wykrzesać.

Stał nieruchomo i wpatrywał się w sine i nabrzmiałe twarze Oliviera i Berty.
- Stosunkowo niedawno. Kiedy my dostaliśmy cynk, że na kamerach nie widać, czy para jest w domu, było lekko po szesnastej. Na miejscu byliśmy chwilę potem, krew świeża, drzwi wyrwane z zawiasów. Ciała, ja wiem, martwe może od jakiś dwudziestu minut.
- Czemu tam jest policja? - Zainteresowałam się.

W domu Oliviera i Berty było mnóstwo odcisków palców moich, Simona i Judy. Gdyby policja zainteresowała się tą sprawą, szybko odkryliby Maskę i mnóstwo dodatkowych informacji.
- To nasi. Przebrani, żeby pracownicy budynku nie mieli wątpliwości. Zapłacimy właścicielom za szkody w mieszkaniu i zamkną pyski. - Wzruszył ramionami nasz rozmówca.

Do pomieszczenia wszedł cicho Victor. Rzucił okiem na zwłoki, choć zapewne już je widział i to w realnej scenerii, gdy jeszcze leżały na drewnianej podłodze.
- Może porozmawiamy na zewnątrz - rzekł spokojnie.
- Załatwiliście już pogrzeb? - To były pierwsze słowa, jakie wyrzucił z siebie Simon.
- Będzie o jedenastej - blondyn tylko kiwnął głową.
- Wyjdźcie - rozkazał do wszystkich.

Od razu ruszyłam do wyjścia, choć zauważyłam, że chłopcy chyba nie mogli pogodzić się z decyzją Simona. Wpatrywali się w niego z niedowierzaniem, ale chyba jeszcze bardziej zdziwiła ich moja uległość. Nie zamierzałam się stawiać. Doskonale wiedziałam, że potrzebuje chwili dla siebie. To były osoby niezwykle mu bliskie i miał prawo godnie się z nimi pożegnać. Wyszłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę sali, w której znajdowało się kilka stolików oraz automaty z kawą i przekąskami. Kupiłam sobie kubek dziwnie rozwodnionego napoju i usiadłam w ciszy. Wpatrywałam się w białe ściany, które nie zostały nawet wcześniej dobrze przytarte, przez co wszędzie widać było wybrzuszenia, czy strupy. Zegar tykał gdzieś w kącie wskazując na trzecią w nocy. Godzina duchów - pomyślałam. Kiedyś może przeszedłby mnie lekki dreszczyk, ale teraz było mi wszystko jedno. Nawet widok demona by mnie nie zdziwił.
- Załatwiliście chociaż coś w Las Vegas? - zapytał Victor, wchodząc do sali i podwijając rękawy swojej bluzy, pokazując tym samym tatuaże.

Zawsze podnosił mi ciśnienie, ale nigdy nie patrzyłam na niego obiektywnie. Mimo jego denerwującego charakteru, nie można było mu ująć uroku osobistego. Świetnie prezentował się u boku Simona.
- Wszystko - odparłam cicho.
- Nie łam się. - Położył dłoń na moim ramieniu, a potem przysunął najbliżej mnie krzesło i usiadł na nim.
- Kiedy będzie w końcu spokój? - Pokręciłam głową szukając w oczach chłopaka jakiegoś wytłumaczenia.
- Nigdy. - Wzruszył ramionami. - Cały czas ktoś ginie. Cały czas ktoś bierze ślub, rodzi dziecko, gdzieś trzeba jechać, żeby coś załatwić...
- Nie powiesz mi, że takie sytuacje są normalne. Giną bliskie osoby. Chyba nie codziennie zabiją ci, nie wiem... Na przykład matkę.
- Nina...
- Nie codziennie. Tu jest coś nie tak i nie powiesz mi, że nie! - uniosłam się.
- Dobrze, to co powiesz na to, że ludzie, którzy zabili Oliviera i Bertę, są z Los Angeles Police Department? - Otworzyłam szerzej oczy. - Tak jak u Diaz. - Odchyliłam się na krześle i wpatrywałam się w migającą jarzeniówkę.
- Powiem kurwa tak. Nie jest dobrze! - Rozmowę przerwał nam Simon.

Dosiadł się energicznie, zajmując miejsce na przeciwko mnie.
- Ja po prostu chyba muszę spotkać się z ojcem. - Wzruszyłam ramionami, zrezygnowana.

Gdzieś głęboko łudziłam się, że będę mogła tą sprawę obejść. A przynajmniej nie będę musiała skonfrontować się z ojcem już nigdy. Ale to było śmieszne już wtedy, kiedy byłam pewna, że tak się będzie dało to zrobić.
- Jeśli Roger jest pierwotnym zleceniodawcą, to wszystko trzyma się kupy... - Victor chyba zaczął układać sobie wszystkie fakty w głowie.
- Nie trzyma się. Po co zabija ludzi dookoła, zamiast zrobić zasadzkę na Maskę, a resztę mieć w dupie - warknęłam.

Przetarłam zmęczone oczy, nie zważając na posiadany na rzęsach tusz. I tak przez tyle godzin i nieprzespaną noc zdążył mi się osypać.
- Zastanów się kogo zabija. - Simon obdarzył mnie intensywnym spojrzeniem.
- Diaz była mi bardzo bliska. Olivier i Berta tobie. - Wskazałam na blondyna.
- Diaz była istotna w całej sprawie, bo wiedziała bardzo dużo - kontynuował mój mąż.
- Na temat twojej przeszłości... Tak jak Olivier i Berta... Ale... On nie wie, że jesteś synem Petera. - Zmarszczyłam brwi.
- Może już wie - zauważył Victor.
- Ustalmy może, co twój ojciec powinien wiedzieć. - Simon przerwał te rozważania.
- Z przeszłości, o czym mi mówił... Wie, że Peter i Sara mieli syna o imieniu Simon. Z teraźniejszości powinien wiedzieć, że wiedziałam o tym, że Jason jest Maskowiczem. Wprowadziłam mu pod dach jego największego wroga.
- Czyli wie, że Maskowicz ma na imię Jason i, że Jason i Simon to dwie różne osoby - kontynuował brunet.
- Dokładnie. - Przytaknęłam.
- A jeśli się o tym dowie? - zapytał.
- Wiesz, biorąc pod uwagę, że Peter dość mocno mu namieszał w życiu, jeśli chodzi o moją mamę... a teraz syn Petera wziął się za jego córkę, może być wściekły - wyjaśniłam.
- Usuwa ludzi, którzy wiedzą o przeszłości... - zamyślił się Simon.
- Niekoniecznie przeszłości. Ludzi, którzy wiedzą coś na temat twoich rodziców - kiwnęłam do blondyna.
- On kurwa wie... - warknął Victor. - Dlatego tak brutalnie traktuje tych ludzi. Zleca mordercom katowanie ofiar, nawet pewnie trzymanie ich przy życiu, aż do wyczerpania. Tutaj wkłada dużo emocjonalności.
- Trzeba się zastanowić, kogo teraz zaatakuje - odparł Simon.
- Może lepiej odpocznijmy. - Westchnęłam, gdyż zakręciło mi się w głowie.

Sama świadomość o tym, że ojciec mógł dowiedzieć się prawdy, przyprawiała mnie o dreszcze. Przecież to może być dla niego strzał w serce. Jego najlepszy przyjaciel zgwałcił mu kiedyś żonę, a teraz syn przyjaciela uwiódł mu córkę? Brzmiało to jak zemsta pokoleniowa. Po dłuższym namyśle doszłam do wniosku, że tak naprawdę przecież nawet nie wiadomo, czy Peter zgwałcił moją mamę. Była też teoria, że mama zdradzała z nim tatę. A prawdę znała, przecież tylko mama. Mama...

Za rodzinę (KOREKTA 20/50)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz