𝗧𝗪𝗢;

491 41 24
                                    

POV. Lilly

Byłam w "teatrze". Siedziałam z tyłu i rysowałam coś na kartce. Zawsze tu przychodziłam, ponieważ jest tu cicho i nikt mi nie przeszkadza.

Po chwili usłyszałam, jak ktoś wchodzi do środka. Gdy usłyszałam, że głosy są bliższe, spojrzałam na scenę, gdzie zauważyłam te nowe osoby. Zaczęli gadać o tym, że wrócą do swojego prawdziwego domu i że jakiś Sonny da im zadanie. Rozmawiali nawet o jakiejś Capeli... Co oni koncert chcą jakiś zrobić? Może tata miał rację i oni naprawdę są niebezpieczni?

- Dobra chodźmy - powiedział najniższy - Sonny może już na nas czekać - wyszli z "teatru", a ja cicho, ale szybko ruszyłam za nimi. Na dworze zauważyłam Clinta.

- Masz coś Sonny? - zapytał jeden z tych typów. Sonny? A to nie Clint?

- Tak, mam - powiedział, ale po chwili spojrzał w moją stronę. Szybko weszłam znów do teatru i ukryłam się w miejscu, gdzie mnie nie znajdą.

Po jakiejś minucie usłyszałam kroki.

- Musiało Ci się przewidzieć Sonny - powiedział mały.

- Nie. Na pewno ją widziałem... - powiedział Clint. Albo Sonny? Sama nie wiem.. Przedstawiał się jako Clint, ale oni mówią na niego Sonny.. Tata chyba miał rację, oni coś ukrywają...

- A Ty ją znasz? - zapytał inny.

- Tylko z widzenia, mieszka blisko mojej pracy - powiedział rozglądając się.

- To nie ma sensu, tu nikogo nie ma - powiedział znów ten sam chłopak.

- Erwin nie marudź! - powiedział do niego jakiś mężczyzna z niskim głosem - Co jeśli ona nas słyszała?! - mówi zły.

- Japierdziele Vasquez spokojnie - przewrócił oczami Erwin.

- Jakie spokojnie?! Ona teraz może komuś o tym powiedzieć! - krzyknął Vasquez?...

- Nie ma sensu o tym gadać... A już na pewno nie tutaj - wtrącił Clint. Lub Sonny - pamiętajmy, że ona nadal gdzieś tutaj jest...

- Faktycznie... - powiedział mały chińczyk - Lepiej chodźmy w bezpieczniejsze miejsce - powiedział i ruszył do drzwi, a inni poszli za nim.

Odczekałam kilka minut i szybko wybiegłam z teatru. Po chwili byłam już obok swojego domu. Wbiegłam do niego z prędkością światła i wleciałam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Wzięłam jakąś dużą kartkę i namalowałam na niej wszystkie nowe osoby, jakie doszły do miasteczka. Podpisałam ich imionami, a przynajmniej tych których znałam.

- Clint lub Sonny.. - spojrzałam na jego portret - Erwin - spojrzałam na innego - i Vasquez - spojrzałam na trzeciego.

- Lilly! - krzyknął mój tata - Chodź na kolację!

- Zaraz przyjdę! - odkrzyknęłam, spoglądając ostatni raz na ścianę, gdzie powiesiłam kartkę z ich portretami - Dowiem się kim jesteście i co planujecie... - powiedziałam i ruszyłam do drzwi.

Usiadłam przy stole i szybko zjadłam kolację, po czym wyszłam z domu.

- Może popytam kogoś... - mruknęłam i ruszyłam do domu sąsiada.

Zapukałam do jego drzwi, a kiedy usłyszałam ciche "proszę" postanowiłam wejść wejść środka.

- Dzień dobry Panie Henry! - powiedziałam z uśmiechem, ale po chwili ten uśmiech zszedł mi z twarzy.

- Ooo! Dzień dobry Lilly! - przywitał mnie z uśmiechem - Jak widzisz mam gości - wskazał na ludzi, siedzących w jego salonie. To byli Ci sami mężczyźni którzy byli w teatrze - ale Ty jesteś tu zawsze mile widziana - dopowiedział z dużym uśmiechem.

- Lilly... - powiedział Clint i wstał - Miło mi Cię poznać... - powoli podszedł do mnie - Pan Henry dużo nam o Tobie opowiadał - powiedział, patrząc na mnie z góry.

- Um... Tak... Mi też miło poznać... - uśmiechnęłam się sztucznie, a Clint zaczął lustrować mnie wzrokiem.

Po chwili jednak mężczyzna wrócił na miejsce gdzie siedział wcześniej i zaczął rozmawiać z Henrym. Usiadłam na jednym z wolnych foteli i przysłuchiwałam się ich rozmowie, ale ciągle czułam na sobie wzrok osób z teatru.

.⋆。⋆☂˚。⋆。˚☽˚。⋆.

Siedziałam tu może z godzinę, aż stwierdziłam, że nie ma sensu tu siedzieć, skoro oni również tutaj są. Wstałam więc z fotela i skierowałam się w stronę drzwi.

- Ja już sobie pójdę - powiedziałam - jutro znów do Pana przyjdę - dopowiedziałam z uśmiechem.

- Oh... Jasne - odpowiedział mi Henry.

Wyszłam z jego domu, a po chwili usłyszałam jak wychodzą też inne osoby.

- Lilly! - usłyszałam za sobą - Lilly!

Odwróciłam się i zauważyłam mężczyzn z teatru. Przyspieszyłam kroku, ale oni po chwili jakimś cudem mnie dogonili.

- No nie uciekaj. Nie chcemy Ci nic zrobić - powiedział chińczyk stając przede mną. Próbowałam go ominąć, ale wtedy przede mną stanął Erwin.

- Nigdzie nie idziesz - powiedział stanowczo i spojrzał na mnie z góry. Dlaczego ja muszę być taka niska?

- Lilly... Lilly... Lilly... - odezwał się Clint, stając obok Erwina. Inni mężczyźni stanęli tak, abym nie mogła uciec - Nie ładnie podsłuchiwać czyjeś rozmowy... - powiedział poważnie.

- Byłam tam pierwsza! - krzyknęłam.

- To nie zmienia faktu, że podsłuchiwałaś - powiedział zły.

- To nie zmienia faktu, że dziwnie się zachowujecie! - odpowiedziałam mu.

- My? Dziwnie? - zapytał jakiś inny mężczyzna - A to niby czemu?

- Rozmawiacie o tym jak wrócicie do swojego PRAWDZIWEGO domu i o tym jakie SONNY ma dla Was zadanie! - powiedziałam - A właśnie.. - spojrzałam na Clinta - Sonny... - powiedziałam cicho.

- Clint. Nie Sonny - powiedział poważnie.

- To dlaczego oni mówią do Ciebie Sonny? - zmrużyłam oczy.

- To nie Twoja sprawa - powiedział zirytowany.

- Ukrywacie coś... - powiedziałam i spojrzałam na nich wszystkich, mrużąc przy tym oczy - I ja dowiem się co - skorzystałam z okazji kiedy oni na siebie spojrzeli i szybko ich wyminęłam ruszając w stronę domu.

𝟏𝟖𝟗𝟗 ;; 𝗶𝘃𝗼 𝗰𝗮𝗿𝗯𝗼𝗻𝗮𝗿𝗮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz