𝗧𝗪𝗘𝗡𝗧𝗬-𝗙𝗢𝗨𝗥;

176 24 7
                                    

POV. Ivo

Obudziłem się dzisiaj z bardzo dobrym humorem. Gdy wczoraj dałem kwiaty Lilly, spędziłem z nią resztę wieczoru. Pokazała mi więcej ciekawych rzeczy i filmów, które pomimo tego, że były czarno-białe to były serio ciekawe.

Wstałem z łóżka, po czym ruszyłem do łazienki. Przebrałem się w codzienne ubrania i zszedłem po schodach na dół. O dziwo nie spotkałem jeszcze nikogo innego. Czyżby spali?

Zrobiłem śniadanie i postawiłem je na stole, aby każdy mógł sobie je wziąć. Gdy zjadłem swoją porcje, ruszyłem w stronę pokoju Erwin'a. Powoli otworzyłem drzwi od jego pokoju, jednak po chwili one z impertem walnęły w ścianę, gdy ujrzałem, że nikogo nie ma w pokoju. Szybko pobiegłem do pokoju Lilly. Prawie się przy tym wywaliłem, ale to olałem. Wbiegłem do jej pokoju jak burza.

Jednak jej również nie było. Zacząłem się coraz bardziej niepokoić.

- Pobudka wszyscy! - krzyknąłem - Wstawać!

Zatrzymałem się na środku korytarza i czekałem, aż ktoś wyjdzie ze swojego pokoju, jednak to nie nastąpiło.

Szybko skierowałem się w stronę pokoju swojego brata. Wbiegłem tam najszybciej jak umiałem. Jednak go również nie było...

W moich oczach pojawiły się łzy. Zacząłem szukać po kieszeniach telefonu, jednak po chwili przypomniało mi się, że przecież nie jestem w naszym roku... Jako następny cel obrałem sobie pokój Kui'a...

Pusto.

Obiegłem pokoje wszystkich, jednak na marne.

Wszystkie pokoje były puste. Nikogo nie ma w domu. Jestem całkowicie sam... Gdzie podziała się reszta? Przecież nie mogli tak po prostu zniknąć! Czyżby... Nie... Nie mogli przecież wrócić do swojego roku beze mnie! Nicollo by na to nie pozwolił! Erwin tym bardziej! Prawda?...

Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zszedłem spowrotem na dół. Usiadłem przy drzwiach i zacząłem płakać już całkowicie.

POV. Carbonara

- Dobra... Myślę, że to wszystko - odezwała się Lilly.

Byliśmy właśnie poza domem. Zbieraliśmy rzeczy potrzebne do zbudowania maszyny do naszego roku. Byliśmy coraz bliżej! Już niedługo wrócimy do naszego prawdziwego domu i spędzę czas z moim braciszkiem...

- Dobra, to wracamy? - spytał Kui - Może Ivo już wstał.

A no tak... Nie wzięliśmy Ivo, ponieważ wczoraj nie spał do późna i po prostu chcieliśmy, aby się wyspał.

- Tak, tak. Wracamy już - odpowiedziała mu dziewczyna, kierując się w stronę domu.

Gdy byliśmy już niedaleko, zaczepili nas jacyś mężczyźni.

- Panna... Panna Lilly Jones? - spytał jeden z nich, patrząc na jakąś kartkę.

Dziewczyna wahała się przez chwilę, jednak końcowo pokiwała głową na tak.

- Z przykrością informujemy, że Pani rodzice nie żyją. Zmarli dzisiaj rano... - zrobił chwilę przerwy - Prosili, aby Pani przekazać, żeby Pani nie była smutna tylko cieszyła się życiem. Pogrzebu nie chcieli organizować przez to, co się tam aktualnie dzieje... To tyle. Do widzenia, przykro nam...

Tajemniczy mężczyźni odeszli, a my nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Spojrzałem na Lilly. W jej oczach nie widziałem bólu, smutku, ani nic takiego. Było... Normalnie?

- Okej? - spytałem jej, a ta pokiwała głową.

- Jasne - odpowiedziała mi normalnie - spełnię ich prośbę i nie będę płakała.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, po czym znów ruszyła w stronę domu. Spojrzałem na siwego, ale ten tylko wzruszył ramionami.

Jak byliśmy już przed domem, ja wszedłem pierwszy. Jednak widok który tam zastałem, zabolał mnie jak jeszcze nigdy. Po prawej stronie drzwi siedział mój brat, który płakał.

- Ivo? Co się stało? - spytałem.

Ten, gdy tylko usłyszał mój głos, zerwał się na równe nogi.

- Ivo? - usłyszałem głos Kui'a.

Młody zlustrował nas wszystkim wzrokiem, a po chwili rzucił się na mnie, zamykając w szczelnym uścisku, który oczywiście odwzajemniłem.

- Dlaczego płakałeś? - spytała dziewczyna, podchodząc do nas.

- Myślałem... - zaczął - Myślałem, że mnie tutaj zostawiliście... No wiecie... Samego, w tym roku...

- Nigdy byśmy Cię nie zostawili, głuptasie... - odrzekłem, wzmacniając uścisk.

Po jakiś kilku minutach, odsunęliśmy się od siebie.

- Jednakże mamy dobre wiadomości - odezwał się San.

- Jakie? - młody spojrzał na niego.

- Może najpierw usiądziemy? - spytałem.

Gdy każdy się ze mną zgodził, ruszyliśmy do salonu. Usiadłem obok brata na kanapie i zacząłem mówić.

- Poszliśmy na poszukiwania potrzebnych rzeczy do wrócenia do naszego roku... Uprzedzając pytania, nie obudziliśmy Cię, abyś się wyspał. Wiemy, że poszedłeś wczoraj późno spać i no... - przerwałem. Gdy ten nic nie mówił, kontynuowałem - Znaleźliśmy bardzo, ale to BARDZO dużo potrzebnych rzeczy. Więcej niż sobie wyobrażaliśmy! Jesteśmy już blisko powrotu do domu, Ivo. Bardzo blisko - uśmiechnąłem się, obejmując brata ramieniem.

- Tak? Cieszę się! - krzyknął, jednak jego mina szybko się zmieniła.

- Ej, co jest? Nie cieszysz się? - spytał David.

- Nie no, cieszę... Cieszę, tylko... - Ivo spojrzał na Lilly, która patrzyła smutna w podłogę.

Rozejrzałem się po innych. Każdy doskonale wiedział o co chodzi.

- Ivo... - zaczął Sonny.

- Bierzemy ją z sobą - przerwał mu Erwin.

Spojrzałem na niego mocno zdziwiony. On mówi na serio? Przecież wcześniej nie chciał jej brać. Nie chciał nawet o niej słyszeć.

- Naprawdę? - spytał Ivo.

- Naprawdę - odpowiedział mu poważnie siwy.

- Dziękuję wujek! - odkrzyknął mu szczęśliwy białowłosy.

- Tak, ja też dziękuję - odezwała się również dziewczyna.

Erwin tylko się uśmiechnął. Z resztą nie tylko on. Każdy się uśmiechał, ponieważ każdy był szczęśliwy z nagłej zmiany Erwin'a. Powoli wraca już ten dawny siwy, którego każdy znał... Brakuje chyba tylko ego...

𝟏𝟖𝟗𝟗 ;; 𝗶𝘃𝗼 𝗰𝗮𝗿𝗯𝗼𝗻𝗮𝗿𝗮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz