𝗡𝗜𝗡𝗘𝗧𝗘𝗘𝗡;

235 23 4
                                    

POV. Erwin 」

Wstałem dzisiaj szybciej niż Ivo, ale zrobiłem to celowo. Wyszedłem po cichu z pokoju i skierowałem się do kuchni z zamiarem spotkania tam Carbonary, ale go nie spotkałem.

Zacząłem go szukać po całym domu, ale nigdzie nie mogłem go znaleźć. Tak naprawdę to nikogo nie mogłem znaleźć. Wychodzi na to, że jestem sam z Ivo? Ale gdzie podziała się reszta?

Postanowiłem, że pomyślę o tym jak zrobię śniadanie. Zacząłem szukać po szafkach składników, a po jakiś dziesięciu minutach wszystko było gotowe. Rozejrzałem się po swoim "stanowisku pracy". Zrobiłem tutaj taki rozpierdol, że szkoda słów, ale posprzątam to później.

Odwróciłem się z talerzem i prawie zszedłem na zawał. W drzwiach stał Ivo.

- Boże święty! Nie strasz mnie tak - powiedziałem, łapiąc się jedną ręką za serce.

- Sorry wujek... - podrapał się po karku.

Spojrzał na talerz, później na mnie, a później znów na talerz.

- To dla nas? - spytał nieśmiało.

- Tak, tak - uśmiechnąłem się.

Znów ruszyłem w kierunku wyjścia. Ominąłem Ivo, po czym usiadłem na kanapie w salonie. Młodszy usiadł obok mnie i tak samo jak ja zaczął jeść.

- Wujek? Wujek! - szturchnął mnie, a ja nie wiedziałem o co mu chodzi.

- Co? - spytałem, zwracając wzrok na niego.

- Odpłynąłeś... Wszystko dobrze? - spytał lekko zmartwiony.

- Tak... Tak... Wszystko dobrze - uśmiechnąłem się lekko.

W sumie to naprawdę było wszystko dobrze. Myślę po prostu o tym, gdzie jest reszta i nad moją rozmową z Carbo. Chciałem to załatwić teraz, aby mieć to za sobą jak najszybciej, jednak mi się to nie udało. Będę musiał na nich poczekać. Chociaż może to i lepiej? Będę miał więcej czasu na przemyślenie tej całej rozmowy z nim... Co chce powiedzieć i takie tam...

Gdy się ocknąłem, spojrzałem na talerz, był pusty. Wziąłem go do ręki i wstałem z kanapy.

- Idę ogarnąć trochę kuchnie, a Ty możesz... Możesz iść porobić co chcesz - uśmiechnąłem się.

- Wuja, a gdzie reszta? - spytał, a ja zaniemówiłem.

Nie wiem.

- Wyszli... Wyszli coś ogarnąć - odpowiedziałem po krótkim namyśle.

Ivo tylko kiwnął głową i skierował się w stronę schodów, a ja w stronę kuchni.

Gdy wchodziłem już przez drzwi... Wyjebałem się i niestety, rozbiłem talerz, przez co lekko skaleczyłem się w rękę.

Usłyszałem szybkie zbieganie po schodach, a obok mnie nagle pojawił się młody Carbonara.

- Wujek! Co się stało?! Ktoś Cię napadł?! Mam się z kimś bić?! Nie ma sprawy! Zrobię to! Ale czemu wuja nie krzyczał?! - zaczął szybko mówić, przybierając przy tym pozę obronną.

- Ivo... Ivo spokojnie - zaśmiałem się lekko - nikt mnie nie napadł. Wyjebałem się po prostu...

Młodszy chciał coś powiedzieć, ale zauważył moją rękę.

- Jezu wuja wykrwawisz się! - krzyknął lekko spanikowany.

Pomógł mi wstać, usadził mnie na kanapie, a później pobiegł po apteczkę. Też prawie się wyjebał, ale dał radę.

Przyniósł apteczkę do salonu, otworzył ją i zaczął opatrywać mi rękę.

𝟏𝟖𝟗𝟗 ;; 𝗶𝘃𝗼 𝗰𝗮𝗿𝗯𝗼𝗻𝗮𝗿𝗮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz