𝗘𝗟𝗘𝗩𝗘𝗡;

261 36 8
                                    

POV. Lilly

- Tato... - zwróciłam się do niego.

- Nie słyszałaś matki? Masz iść się spakować.

- Naprawdę chcecie mnie oddać pod opiekę zupełnie obcym ludziom?! Nie znacie ich! Ja z resztą też!

- Idź się pakować! - podniósł lekko głos.

Wiedziałam, że robił tak tylko wtedy, kiedy się stresował. Nie chcąc go drażnić jeszcze bardziej, ruszyłam do swojego pokoju, aby zrobić to co kazał.

Wyjęłam z pod łóżka jakąś torbę i spakowałam tam najważniejsze rzeczy, czyli między innymi ubrania i przedmioty, aby tamci wrócili do swojego roku.

- Jesteśmy! - usłyszałam z dołu głos mojej mamy.

Wzięłam torbę w ręce i zeszłam z nią na dół, gdzie zastałam swoich rodziców i tych debili... Znaczy chłopaków.

- Dobra... Czyli po prostu mamy ją wziąć gdzieś daleko stąd? - spytał... Sonny? Chuj wie nadal czy to jedno real imię czy jakiś pseudonim.

- Tak - powiedziała mama, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.

- Chodźcie z nami... - szepnęłam.

- Nie możemy słoneczko... Musisz uciec sama z tymi miłymi chłopakami... - pocałowała mnie w czoło, po czym popchnęła w stronę wcześniej wymienionych osób.

- Dbajcie o nią - odezwał się mój tata, na co jeden z chłopaków pokiwał głową.

- Będziemy o nią bardzo dbać...

Sonny uśmiechnął się, po czym wyszliśmy na dwór.

To tutaj właśnie musiałam rozstać się ze moimi rodzicami i znaleźć gdzieś schronienie z prawie obcymi mi ludźmi...

𝟏𝟖𝟗𝟗 ;; 𝗶𝘃𝗼 𝗰𝗮𝗿𝗯𝗼𝗻𝗮𝗿𝗮Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz