• Part 9 - "Beside you I'm a loaded gun."

9.7K 594 89
                                        

Kolejne dni ciągnęły się jeden za drugim. Popadałem w rutynę. Dom - uczelnia - dom - bar - dom - uczelnia...

A właśnie, często wychodziłem się napić. Sam nie wiem czemu. Czegoś mi brakowało. Kogoś nie, nie kogoś. Czegoś. Tak, jestem pewien że brakowało mi czegoś. Nie kogoś. Nie mogło mi kogoś brakować, to byłoby absurdalne od pewnego czasu byłem sam i było to dla mnie bardzo komfortowe. Czułem się dziwnie. Kolejny tydzień, kolejne zajęcia, a ja nie robiłem nic innego jak odliczanie godzin do ich końca, no i udawanie zainteresowania wcześniej podanym przeze mnie tematem i pracami studentów... "Już niedługo Tomlinson, zaraz będziesz w domu, a wtedy wszystko będzie idealnie." Powtarzałem sobie cały czas. To była prawda. W domu czułem się spokojny. Zayn cały czas się mną opiekował i powiedział że jak tylko dorwie Styles'a to go zabije, sam nie wiem czemu tak... Przecież nie jestem z nim, to było jednorazowe. Liam mówił, że od dawna nie pojawił się na zajęciach, co trochę mnie zmartwiło. Gdy tylko o tym wspominali przez moje myśli przechodziło jedno jedyne pytanie:

"A jeśli coś mu się stało?"

Nie, cholera... Ja się nim wcale nie interesowałem. W ogóle nie zawracał mi głowy. Nie potrzebowałem zaprzątać sobie nim myśli, szczególnie w czasie moich zajęć.

Skończyła się ostatnia godzina. Nikt nie ma pojęcia jakie były to dla mnie tego dnia tortury. Po kilku sekundach w kieszeni moich spodni zawibrował telefon. Odebrałem widząc na wyświetlaczu numer Nick'a... Dziwne że do mnie zadzwonił, ale okej. Zazwyczaj robiły to te wypindrzone torby z sekretariatu... No co? Nie przepadałem za nimi. Miały się za nie wiadomo co a nie robiły nic więcej, jak patrzenie na swoje robione bite pięć godzin paznokcie i plecenie głupot przez telefon, no i w międzyczasie odbierały jakieś telefony z uczelni.

Po kilku minutach spaceru po dość sporym budynku znalazłem się w gabinecie mojego pracodawcy. Przestraszyłem się, istniała w moim mózgu obawa że ktoś się dowiedział, że będę miał problemy. Grimshaw siedział wygodnie na swoim fotelu. Gdy tylko uniósł wzrok znad laptopa zamknął go i zaczął ze mną omawiać projekty, które muszę zrealizować na nadchodzącą wystawę prac naszych studentów. Po jakichś 20 minutach wyszedłem z pomieszczenia z ulgą i udałem się do pokoju socjalnego po mój płaszcz i resztę rzeczy. Byłem chyba jedyną osobą przebywającą w budynku prócz sprzątaczek. Dzisiejszego dnia moje zajęcia były najdłuższymi i gdy studenci je kończyli, gmach uczelni był pusty. Gdy otworzyłem drzwi pokoju, to wszystko stało się zbyt szybko. Silna ręka wciągająca mnie do środka, twarda ściana, tępy ból w potylicy i... Jego usta. Usta napierające na moje, niesamowicie zachłannie całujące moje. Całujące, gryzące i ssące dolną wargę. Nie otwierałem oczu, ale czułem jego zapach. Ten niesamowity zapach kardamonu, mandarynki, kakaowca i czegoś co było po prostu jego zapachem o czym mogłem się już raz przekonać.

- Harry. - Szepnąłem kiedy chłopak wgryzł się w moją szyję. Oboje ciężko dyszeliśmy przez wcześniejszy namiętny pocałunek, który pozbawił nas zapasów tlenu. Chłopak wgryzł się mocniej i zassał wrażliwą skórę zostawiając na moim ciele duży fioletowy ślad.

- Mój - Warknął po czym złagodził delikatny ból na szyi językiem. Wtedy się ocknąłem. Boże, co ja robiłem. Odepchnąłem od siebie chłopaka. Spojrzał na mnie z wyrzutem a ja pokręciłem głową.

- Co ty odpierdalasz? - Zapytałem z szczerze mówiąc zaciśniętym gardłem. Nie kontrolowałem się. Miałem ochotę się na niego rzucić bo tak kurwajegomać tęskniłem za nim, to jego mi brakowało. To on był przyczyną tego co się ze mną ostatnio działo. Jego zapach, wspomnienie jego spojrzenia, jego głos, dźwięki jakie z siebie... Dość kurwa... Nie mogłem tak dłużej. Patrzyłem na niego wyczekująco. Wymagałem odpowiedzi. Nie miałem pojęcia czy słusznie, bo żaden z nas niczego sobie przecież nie obiecywał, przecież to wszystko działało pod impulsem... Nie, zaraz... On przed chwilą powiedział "Mój", a to do czegoś nawiązuje.

- Louis posłuchaj, ja muszę. Nie, kurwa, nie muszę. Ja cię potrzebuję. - Jęknął patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Że co do cholery? On właśnie powiedział że mnie potrzebuje? A co miałem ja powiedzieć przez ten czas? Ciąg dni w których zatapiałem smutki w alkoholu i uciekałem od pieprzonej rzeczywistości w tamtym momencie wydawał mi się być największą głupotą jakiej mogłem się dopuścić. - Każde nasze spotkanie było przypadkiem, ale nie chcę by to tak się skończyło. By nasza znajomość była przypadkiem. - Zagryzł wargę. Miałem już powiedzieć, że jest żałosny, przecież my się nawet nie znamy, to co oboje robimy jest żałosne, ale nie zdążyłem, kiedy szybko podszedł i ponownie przyparł mnie do ściany, a następnie połączył nasze usta w żarliwym pocałunku. Nie był on taki jak poprzedni. Przepełniony jedynie podnieceniem i chęcią pieprzenia, był bardziej zmysłowy, wolniejszy i dokładniejszy, no i miał w sobie "to coś". Poddałem się, oddawałem pocałunki dopóki nie brakło mi powietrza. Gdy oderwaliśmy się od siebie on patrzył w moje oczy, a ja w jego. Zauważyłem jak zatapiał się w moim spojrzeniu.

- Chodźmy do mnie. - Szepnął, a ja jak zaczarowany przytaknąłem i zabrałem swoje rzeczy. Nie wiem co we mnie wstąpiło.

Naked (+18)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz