ROZDZIAŁ 4

11.2K 482 125
                                    

— Nie zabijam bezbronnych kobiet z kijem — powiedział poważnie, a mnie obleciał strach.

— Czyli zabił pan kiedyś kogoś? — Wyszło to z moich ust, chociaż nie powinno.

— NIE — odpowiedział stanowczo.

— Co pan tu robi? Proszę stąd wyjść natychmiast. Porozmawiam z panem, ale nie tutaj.

— Dlaczego nie tutaj?

— Bo to nie pańskie mieszkanie, a ja tu tylko sprzątam.

— Wygania mnie pani z mojego mieszkania? — Uniósł jedną brew.

Co? Jak? Jego mieszkanie? Ściemniał, to nie było możliwe, za dużo zbiegów okoliczności. Chciał uśpić moją czujność, ale ja nie byłam głupia. Musiał zauważyć moją wielką niepewność, bo zaczął iść w moją stronę, a ja robiłam kroki do tyłu, wpadłam na blat kuchenny i do cholery nie miałam jak uciec. Chciałam zamachnąć się kijem, ale ten mi wyrwał i go złamał jednym ruchem. Serce dudniło jak oszalałe, ale instynkt przetrwania zaczął mnie napędzać. Może chciał mnie porwać? I torturować? Nie miałam pojęcia, jakie miał zamiary ten człowiek. Nie wyglądał na niewinnego Amerykanina.
Zbliżył się, zabierając moją przestrzeń. Co ja mogłam teraz zrobić?

— Co do zegarka — uśmiechnął się i potarł swój ciemny zarost. Położył swoją dłoń na moim ramieniu. Tego było za wiele.

Złapałam za patelkę, która stała na płycie indukcyjnej. Z całej siły się zamachnęłam i przywaliłam mu w głowę. Nie miałam pojęcia, co zrobiłam, ale zrobiłam to pod wpływem impulsu. Chciałam przetrwać. Upadł na ziemie i leżał nieruchomo. W amoku wybiegłam z mieszkania, zostawiając wszystko i odjechałam z piskiem do swojego biura.
Wpadłam z tętnem, które przekraczało zapewne sto dwadzieścia uderzeń na minutę i opadłam cała zalęknięta na krzesło.

— Co się stało? Jesteś strasznie blada — Cora od razu do mnie podeszła.

— Zabiłam go. — Tylko tyle udało mi się wypowiedzieć z moich ust. Cora na moje stwierdzenie złapała dużo powietrza, aż usłyszałam świst.

— Kogo? — Potrząsnęła moje ramiona i oczekiwała, że spojrzę w jej oczy. Nie mogłam, byłam w transie. — Kogo?! Ariano, do jasnej cholery?!

— Tego faceta od zegarka — rozpłakałam się.

— Jak to możliwe?! — wykrzyczała Cora, nie panując nad emocjami.

— Byłam dzisiaj u klienta sprzątać to mieszkanie. Kiedy kończyłam, zjawił się on. Musiał mnie śledzić i znaleźć w mieszkaniu. Wtargnął tam, a ja później uderzyłam go patelnią w głowę i upadł.... Na dodatek twierdził, że to jego mieszkanie. To przecież nie było możliwe.

—Poczekaj chwilę. — Cora zasiadła, przed laptopem i zaczęła coś w nim klikać, po chwili złapała się za czoło, jak by nie dowierzała.

— To było jego mieszkanie... Spójrz — Pokazała mi monitor laptopa.

Max Roy najlepszym deweloperem w Nowym Yorku. – Tak było podpisane zdjęcie, gdzie stał ze złotą statuetką z tęgawym starszym facetem. Na fotografii, widniał on we własnej osobie. Nie mógł być to ktoś inny.

— O boże — Wykrzyczałam. — To było jego mieszkanie! — Co ja najlepszego wyrobiłam, a ja od razu założyłam, że przyszedł i chciał mi coś zrobić. Dla mnie nie było możliwe, że to jego mieszkanie. Za dużo zbiegów okoliczności.

— Masz numer do tego policjanta?

— Tak. — Aron dał mi swój numer, kiedy mnie odwoził.

— Zadzwoń do niego i powiedz, co się stało! Szybko, może zdążą mu pomóc, albo my tam pojedziemy.

Przypadek [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz