ROZDZIAŁ 23

9K 430 15
                                    

— Odwiozę cię — powiedział miękko w moje ucho, od czego znów przeszły mnie ciarki.

— Dobrze — uśmiechnęłam się pod nosem.

Max zadzwonił do kogoś, a po chwili jego kierowca zjawił się z jego autem. Dał mu pieniądze i odjechaliśmy w stronę wyjazdu.

— Więc, gdzie jedziemy? — zapytałam, a on udał zaskoczonego, jakbym myślała, że odwiezie mnie grzecznie pod dom.

— Na pewno nie do ciebie pod dom — roześmiał się. — Twoja babcia chyba zadźgałaby mnie nożem, ale to jej się akurat nie dziwię.

— No cóż — uśmiechnęłam się pod nosem. — Współczuje. — Rozłożyłam dłonie.

Po moich słowach ułożył swoją wielką dłoń na mojej i lekko ją zacisnął, uczułam ukłucie w sercu i szybsze bicie serca. Chciałam znów spróbować, ale powoli i na moich warunkach.

— Jesteś głodna? — wyrwał mnie z zadumy.

— Troszeczkę — Przyznałam, przed przyjęciem zjadłam mało co, a co dopiero na przyjęciu. Nie byłam tam długo, a to, co tam się wydarzyło, nawet człowiek nie pomyślał, aby coś przekąsić.

Podjechaliśmy po krótkim czasie pod jeden z najwyższych wieżowców w Nowym Yorku. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się rozglądać, bo myślałam, że wylądujemy pod jakąś restauracją. Spojrzałam Na niego, a on poluźnił krawat i go ściągnął.

— Co ty robisz? — zapytałam z nutką zdziwienia.

— Odwróć się — Nakazał z uśmieszkiem.

Zrobiłam niepewnie odwrót, ale mu zaufałam.

— Co ty kombinujesz?

— Zobaczysz.

— Poczekaj, muszę coś wziąć — Nie czułam już jego ciepła koło mojego ciała. Usłyszałam, jak coś w aucie się otwiera. Najwidoczniej musiał być to bagażnik.

Ujął mnie w pasie i ruszyliśmy. Niepewnie stąpałam po gruncie, bo bałam się, że zaraz się przewrócę.

— Zaufaj mi — Jego szorstki ton, przedostał się pod moją skórę.

Usłyszałam dźwięk windy i musieliśmy do niej wejść, upewniłam się wtedy, kiedy ruszyła do góry, a w żołądku poczułam chwilowy ścisk, zawsze tak miałam, jak korzystałam z windy. Jechaliśmy dość dłuższą chwilę, ale żadne z nas się nie odzywało. Kiedy winda stanęła, wyszliśmy z niej, a Max dalej mnie prowadził. Szliśmy cały czas prosto, aż stanęliśmy.

— Poczekaj tu chwilkę. Proszę — Nim coś się odezwałam, skradł mi krótki pocałunek, wtedy straciłam język w gębie i czekałam, jak po mnie wróci.

Czułam dziwne mrowienie w podbrzuszu, jak i lekki stres zmieszany z adrenaliną, nie wiedziałam, co on wymyślił, a ten fakt trochę był dla mnie dziwny.

— Już jestem — Złapał mnie w talii, a od niego poczułam chłód, jakby dopiero przyszedł z dworu.

— Chyba mnie nie chcesz zrzucić z wieżowca? — Roześmiałam się i wtedy poczułam chłód, który zawiewał na moje ciało.

— Chyba nie — Wziął mnie niespodziewanie na ręce, aż pisnęłam z zaskoczenia.

— Max. — Tylko tyle zdążyłam powiedzieć, bo postawił mnie na ziemi, a podmuch wiatru było o wiele silniejszy, niż mi się zdawało.

Stanął za moimi plecami i rozwiązał zawiązany supeł, chwilę się z nim szamotał, aż wreszcie go odwiązał. Pomrugałam kilka razy oczami, żeby wyostrzył mi się wzrok i ujrzałam, jeden z najlepszych widoków, jaki widziałam w całym swoim życiu. Podeszłam powoli do barierek i spojrzałam w dół, aż się wzdrygnęłam.
Widziałam cały Nowy York, jedne wielkie WOW. Oświetlenie, jak i wysokość skąd patrzyłam, było oszałamiające.

Przypadek [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz