ROZDZIAŁ 21

9.2K 436 44
                                    

— Nie mogę zostać. — Uniosłam się, próbując wyjść z wanny. — Zostanę do wyschnięcia ubrań, mogę?

— Tak — Miał coś jeszcze powiedzieć, ale chyba zmitygował się, a ja chyba nie chciałam wysłuchiwać czegokolwiek.

— Dziękuję, czy mogłabym sobie wziąć coś z twojej odzieży?

— Pewnie, że tak — powiedział, jakby jego myśli były we mgle.

— Jak się czujesz? — zapytałam łagodnie.

— Lepiej, jutro będę musiał iść do lekarza — uśmiechnął się smutno. — Nie obwiniaj się, to moja wina, zasłużyłem sobie na to.

— Max, gdybym wiedziała...

— Dużo rzeczy, przed tobą ukrywałem, teraz nie chce. To wszystko, co zrobiłem, było wielką pomyłką. — Przełknął ślinę, aż mu grdyka zafalowała. — Widząc w barze łapy tego Dominica na tobie, prawie oszalałem, zauważyłem cię od razu. Wiedziałem, kim byłaś, ale... nie mogłem oderwać od ciebie oczu. Wtedy miałem sprzeczne uczucia. I ta chęć zemsty mydliła mi mózg za bardzo, która była także podsycana, przez Arona. Widząc twoje zatopione wargi w jego, myślałem, że oszaleję, że go tam zatłukę, pomimo że jest moim bratem rodzonym. Mieliśmy plan, ale spędzając z tobą każdą minutę i z twoją babcią, zżerały mnie od środka wyrzuty. Zacząłem dostrzegać, że nie jesteś jak ona... jak swoja matka. Która rozbiła naszą kochającą rodzinę. Byliśmy w sierocińcu razem z Aronem i nie mieliśmy rodziców, dzieci, które poznawaliśmy, odchodziły z uśmiechem do swoich nowych rodzin, a mnie i mojego brata nikt nie chciał. Czuliśmy się jak kundle, które były za brzydkie. Kiedy zjawili się oni, Colton z Rosie, wiedzieliśmy, że nas nie wezmą, byliśmy o tym przekonani. Schowaliśmy się w kąt i nie chcieliśmy z niego wyjść, kiedy opiekunka nas o to prosiła. Rosie usiadła na łóżku i patrzyła na nas, dopóki z nią nie porozmawiamy, ale my nie chcieliśmy, wiedzieliśmy, że nas i tak nie wezmą. Na drugi dzień, kiedy dowiedzieliśmy się, że zostaną naszymi rodzicami, nie uwierzyliśmy, ale nasze marzenie się spełniło, trafiliśmy do kochającej rodziny, od której dostaliśmy wszystko, czego tylko zechcieliśmy. Bańka mydlana kochającej rodziny pękła, kiedy pojawiła się twoja matka. Rosie się załamała, a później dowiedziała się, że ma raka. Ojciec z nią został tylko dlatego, że była chora, bo jego serce należało do Grace Felton. Wtedy chcieliśmy zniszczyć, co do tej kobiety należało... — Wyznał, wpatrując się w okno, które ukazywało niezły widok na Nowy York.

Wyglądał jak poranione zwierzę, które wyznało, swój ból i smutek, a mnie to ruszyło. Ja zostałam porzucona, przez matkę, ale wychowywała mnie babcia, która dawała mi miłości za oboje rodziców. Moja matka w paskudny sposób rozbiła rodzinę, która była zbyt idealna, ale takie było właśnie życie. Niesprawiedliwe. Nie było idealnych rodzin. Mój ojciec popełnił także błąd, zakochując się na zabój w mojej matce. Czasem chęć zemsty, bardziej zaślepia od rozumu.

— Skąd wiedzieliście, że jestem jej córką?

— Wynajęliśmy detektywa, aby ją odnaleźli, później dowiedzieliśmy się, że miała córkę, która jest pod opieką twojej babci.

— Nie wierzę — Przygryzłam dolną wargę i uroniłam łzę. Kiwałam głową, sama nie wiedząc co o tym
myśleć. — Spotkanie w barze było przypadkowe?

— Nie do końca. — Zacisnął usta w wąską linię, widząc moją minę. — Nasz detektyw cię odnalazł i wiedział, że często tam przebywałaś z rudowłosą koleżanką. Nie mogliśmy na siebie trafić, aż do tego dni, kiedy zerwałaś mi zegarek. — Prychnęłam na jego wyznanie.

— A napad na zegarmistrza to wasza sprawka?

— Tak — Zamknęłam oczy, nie wierząc, w to, co słyszałam. — Jak mogliście....

Przypadek [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz