ROZDZIAŁ 11

10.3K 472 26
                                    

Jechaliśmy od ponad godziny z mojego domu do mieszkania Maxa. Cora od razu zgodziła się na to, abym pojechała posprzątać jego mieszkania, proponowana, przez niego kwota była, zbyt wysoka, ale się z nim nie targowałam.

— Max jedziemy od godziny i nie dotarliśmy na miejsce. Mówiłeś, że to tylko godzina jazdy — powiedziałam naturalnym tonem, chociaż w środku zaczęłam być niespokojna..

— Pogoda dzisiaj nie dopisuje, nie widzisz tego? — Faktycznie dzisiaj pogoda była straszna. Zimno, wietrznie i deszczowo. — Boisz się, że cię wywiozę? — zapytał, śmiejąc się przy tym.

Taka myśl przechodziła mi kilka razy, przez głowę, ale nie był przecież seryjnym mordercą, tylko zwykłym deweloperem.

— Tego nie wiem — zaśmiałam się, obracając to w żart.

Zjechaliśmy z głównej uliczki w poboczną uliczkę, jechaliśmy w stronę gęstego lasu. Po chwili zjechaliśmy z uliczki w nie utwardzoną drogę z ogromnymi dziurami.

— Gdzie znajduję się twój dom?

— W lesie, bez żadnej cywilizacji.

— Taki odludek z ciebie?

— Czasem lubię spędzić czas samotnie pośród ciszy i spokoju. Moja praca to gonitwa szczurów. Jedni zatapiają się w alkoholu, inni w imprezach, a ja lubię wyjechać na odludzie.

— Rozumiem.

Po dwudziestu minutach jadąc po dziurawej drodze, wytrząsało nami nieźle. Max wyszedł do bramy, przed którą się znaleźliśmy. Otworzył ją ręcznie i wsiadł do auta.

— Nie masz bramy automatycznej?

— Często nie ma tutaj prądu, nie było sensu jej zakładać.

Jechaliśmy wśród wysokich drzew, które od dzisiejszej pogody uginały się jak tańczące kobiety w klubach. Miałam wrażenie, że od większego wiatru łamią się jak zapałki. Po pięciu minutach wyłonił się sporej wielości drewniany domek. Wysiadłam z auta i od razu rozprostowałam kości. Poszłam w stronę bagażnika, aby wziąć pudełko z chemią, ale Max mnie wyprzedził i niósł już go w stronę drzwi wejściowych. Znaleźliśmy się w środku, cała przestrzeń była drewniana jak w górskich chatach. Zapalił światło, które przez chwilę zaczęło przygasać, ale wreszcie rozświetliło pomieszczenia. Podmuch wiatru trzeszczał nieprzyjemnie w domu, aż przechodziły ciarki, bałam się zostać tu sama, ale co miałam zrobić.

— Jak posprzątasz, daj znać — odłożył moje pudło na duży żywiczny stół w kuchni.

— Nie jedziesz do domu?

— Nie opłaca mi się, pójdę porąbać trochę drewna, a później znajdę sobie ciekawsze zajęcie — Na jego twarzy pojawił się uśmiech, jakby te słowa miały drugie dno.

— Dobrze.

Max wyszedł z pomieszczenia, a ja zaczęłam się rozglądać po mieszkaniu. Chciałam zobaczyć sobie, od czego miałam zacząć i zrobić sobie strategie w głowie. Zawsze tak robiłam, będąc u klientów. Musiałam, każde pomieszczenie sprzątać, tak jak sobie to zaplanowałam w głowie. Drzwi się otworzyły, a Max przyniósł kolejne pudełko. Zmarszczyłam brwi, ale zaczęłam go obserwować, gdzie zmierzał. Ja ze sobą miałam jedno pudełko, w którym była chemia i moje ubrania na zmianę. Otworzył lodówkę i zaczął wkładać w nie jedzenie. Czyli zapewne miał zamiar tu przyjechać w tym tygodniu. Poczekałam, jak wyjdzie z kuchni. Przebrałam się i zaczęłam się za pracę. Pozwoliłam sobie włączyć stare radio, znajdujące się w salonie. Cały styl mieszkania był staromodny, bez żadnych detali nowoczesności. Podobał mi się ten dom, był przytulny i czułam się bardziej swojo niż w apartamencie Maxa.
Minęła pierwsza godzina, powycierałam kurze, które zalegały na szafkach. Wyjrzałam za okno, a deszcz wcale nie ustępował. Zastanawiałam się, co robił, on na dworze skoro tak mocno padało. Skończyłam sprzątać łazienkę i podeszłam do okna z zamiarem otworzenia, go, aby przewietrzyło się po chemii. Zobaczyłam jego pod jakimś zadaszeniem, rąbiącego drewno w białej koszulce, która nosiła ślady czarnego brudu. Wpatrywałam mu się chwilę, jego silne przedramiona ciężko pracowały, przy każdym rozwaleniem kawałka drewna. Każde uderzenie siekierą było perfekcyjne, kawałki drewna upadały jeden za drugim. Max na chwilę stanął i spojrzał w okno, w którym ja stałam. Przyłapana jak mała dziewczynka schowałam się od razu, jakbym to, co robiła, było zakazane. Odczekałam chwilę i wyjrzałam jeszcze raz, robił to, co wcześniej, a ja uchyliłam lekko okno i wyszłam z pomieszczenia.

Przypadek [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz