Chcemy Tylko Odzyskać Brata

3.7K 149 11
                                    

-Urwę mu ten pusty łeb!- powiedział Piotr, którego ręce były ściśnięte w pięści. -Musimy za nim pobiec!

-Wszyscy dobrze wiemy gdzie poszedł- odparł ze spokojem Pan Bóbr, po czym westchnął przeciągle patrząc na nasze zdziwione twarze.- Czy wy nie rozumiecie? On poszedł do NIEJ, do Białej Czarownicy! Zdradził nas wszystkich! Ona tylko na to czeka, chce mieć was wszystkich, żeby proroctwo się nie wypełniło! Ta okropna Czarownica chce zatrzymać głowę!

Weszliśmy do domku Bobrów w bardzo podłych nastrojach. W mojej głowie dźwięczały tylko słowa Pana Bobra: "Zdradził nas wszystkich". Westchnęłam i pokręciłam głową, żeby tylko odgonić myśli z mojej głowy.

-Jak ją znam,- wtrąciła się Pani Bobrowa, która nerwowo zaczęła krzątać się po pokoiku.- jak tylko Edmund powie jej, gdzie jesteśmy, wyruszy, aby nas wszystkich złapać jeszcze tej nocy.

Nagle z zewnątrz rozległo się donośne wycie wilków. Patrol został wysłany. Rozglądnęłam się wokół, żeby chociaż spróbować zlokalizować kierunek dźwięku. Nic mi to nie dało, ponieważ wycie odbijało się echem po każdym zakątku okolicy.

-Już tutaj są. Musimy natychmiast uciekać! Nie ma nawet chwili do stracenia.

Po słowach Pana Bobra w ich skromnym domku obok tamy nastał chaos. Ja razem z rodzeństwem pośpiesznie szukaliśmy swoich płaszczy. Pani Borowa jedynie zdawała się nie spieszyć pakując prowiant na drogę. Pomimo nagleń małżonka, zdawał się usilnie nie spieszyć.
Wszyscy wyszli na zewnątrz. Właśnie śnieg przestał padać i zza chmur wyszedł księżyc. Szliśmy gęsiego: najpierw Pan Bóbr, następnie Piotr, Łucja, ja, za mną Zuza i pani Bobrowa. Przeszliśmy przez tamę na jej prawy brzeg. Szliśmy wyboistą i ledwo widoczną ścieżką, a zbocza doliny, jaśniejące nad naszymi głowami za sprawą księżyca, piętrzyły się stromo. Nagle skręciliśmy w prawo gramoląc się do wąskiego tunelu. Idąc, a w zasadzie już biegnąc przez tunel, słyszeliśmy tylko głośniejsze powarkiwania. Tajna Policja deptała nam po piętach. Wybiegając z tunelu zaraz za Łucją potknęłyśmy się o jakieś kamienne figurki. Jednak gdy im się dobrze przyjrzałam, okazały się nie figurkami lecz zamieniony i w kamień zwierzętami. Nagle zrobiło mi się okropnie zimno.

-Witajcie!- powiedział aksamitny głosem lis, jednak widząc minę Pana Bobra dodał pospiesznie.-Spokojnie, jestem po waszej stronie. Jeśli chcecie przeżyć lepiej szybko ukrycie się w koronie drzew.

Z pomocą Piotra udało mi się wdrapać jak najwyżej się da. Ujadanie stawało się nie do zniesienia. Z ukrytą, w płaszczu Piotra, głową oczekiwałam jedynie zakończenia całego zdarzenia. Gdzieś w podświadomości wierzyłam, że to tylko moja wyobraźnia i to nie dzieje się na prawdę. Że nagle obudzę się ze snu w moim własnym łóżku, w domu, w Anglii. Nagle wszystkie dźwięki ucichły i nastała głucha cisza. Zeszliśmy powoli z drzewa rozglądając się wokół.

-Pomagali Tumnusowi, nie zdążyłem ich ostrzec.-powiedział lis spoglądając na kamienne zwierzęta, choć każdy ruch sprawiał mu ból.

-Skrzywdzili Cię? - zagadnęła Łucja, której pojękiwania zwierzęcia nie uszyły mimo uszu.

-Teraz już wiem skąd te opowieści o złym wilku!- zaśmiał się, krzywiąc się jednocześnie.- Dziękuję za opiekę, ale kiedy indziej dokończę kuracje.

-Idziesz już? - zapytałam patrząc na niego niezrozumiałe.

-To był dla mnie wielki zaszczyt Wasza Wysokość, ale czas ucieka. Aslan polecił mi zebranie armii. Nie mamy wiele czasu, trzeba być szybkim w działaniach!

-Widziałeś Aslana? - zapytał podekscytowany Bóbr. - Jaki on jest? No mów, że wreszcie!

-Jest spełnieniem naszych marzeń.- odparł lis tonem tak spokojnym, jakby mówił o najmilszym widoku jaki przyszło mu oglądać. - Dobrze będzie go mieć u boku, w bitwie przeciw Czarownicy!

-My nie weźmiemy udziału w tej wojnie.- zaczęła Zuzanna patrząc na Piotra, który nie spodziewał się pytań w swoją stronę.

-Królu Piotrze jak to? A proroctwo?- zaczął lis, lekko wytrącony z równowagi.

-Nie możemy iść na wojnę bez was!- odpowiedział Bóbr, który zaczął chodzić to w jedną, to w drugą stronę.

-Chcemy tylko odzyskać brata.- odparł Piotr nie bardzo chyba wiedząc jak ma się wyplątać z sytuacji.

Rankiem ruszyliśmy w drogę. Bobrowie zapewnili nas, iż Aslan czeka na nas po drugiej stronie rzeki. Kawał drogi przed nami, a ludzie twierdzą, że świat jest mały. Dobre sobie! Świat nie jest mały, jest ogromny, a szczególnie ten magiczny. Szłam razem z rodzeństwem tuż za poganiającym nas Panem Bobrem. Trzeba mu przyznać jedno, miał ogromny upór.

-Szybciej ludzie, niechęć się tu zestarzeć!- narzekał Bóbr ciągle nas poganiając.

-Gdy tylko dotrzemy na miejsce zrobię sobie z niego czapkę!-szepnął Piotr w moja stronę.

-przebierajcie girami!-krzyczał.

-Ja poproszę rękawiczki!- zachichotałam, a Piotr razem ze mną.

Wędrowaliśmy w całkiem dobrych humorach. Droga była długa, często przedzieraliśmy się przez śnieżne zaspy, albo ślizgaliśmy się po większych lodowych kałużach. Wszystko dobre kiedyś się jednak kończy, usłyszeliśmy hałas pędzących sań. Czarownica musiała być tuż za nami. Dzwoneczki odbijały się echem od bezkresu rzeki. Zaczęliśmy biec ile sił w nogach, aż na skraju lasu trafiliśmy na jakąś starą jamę. Tuż obok naszej kryjówki sanie zatrzymały się. Czułam jak serce wali mi w piersi ze strachu. Jeszcze kilka chwil i pewnie wpadłabym w pułapkę ataku paniki.

-Wyjdę zobaczyć kto to!- zaproponowałam w tym samym momencie co Piotr. Popatrzyłam na blondyna z lekkim rozbawieniem.

-Nie ma takiej możliwości! Wasze życie jest teraz na pierwszym miejscu.-pani Bobrowa pokręciła głową.

Czekaliśmy w ciszy aż Pan Bóbr wróci. Już byliśmy blisko myśleć, że czarownica go dopadła, jednak ten wpadł do jamy z szerokim uśmiechem. Bynajmniej nie wyglądał na przerażonego, raczej wydawał się rozbawiony całą sytuacją.

-Mam nadzieję, że byliście grzecznie, bo inaczej dostaniecie rózgi!- zaśmiał się i znowu zniknął.

Popatrzyliśmy po sobie nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się wydarzyło. Uśmiechnęłam się do Łucji i razem, ramie w ramie wygramoliłyśmy się z jamy. Zaraz za nami pojawił się Piotrek w towarzystwie Zuzanny i pani Bobrowej. Gdy wszyscy stanęliśmy na szczycie mogliśmy poznać słodką tajemnice radości Pana Bobra. Faktem było, że były to sanie i były to renifery, które przy uprzęży przymocowane miały dzwoneczki. A na saniach siedziała osoba, która każdy rozpozna bez trudu. Był to Święty Mikołaj we własnej osobie. Miał długą, siwą brodę sięgającą aż po pękaty brzuch. Ubrany w jaskrawoczerwony płaszcz i wysokie, czarne buty. Prawdziwy Święty Mikołaj, ot co!

-Wesołych świąt!- powiedziała Łucja, która wręcz emanowała entuzjazmem. Zresztą kto by nie był zadowolony ze spotkania z Mikołajem.

-Będą wesołe!- odparł uśmiechając się szeroko.- Bo wy się zjawiliście i odwrócicie czary Jadis.

-Myśleliśmy że to Czarownica.-powiedziałam lekko zawstydzona. - Gdybyśmy wiedzieli, że to ty na pewno nie zaczęlibyśmy uciekać. I z pewnością nie schowalibyśmy się w tej śmierdzącej jamie!

-Na swoją obronę mogę powiedzieć, że jeżdżę saniami o wiele dłużej niż ona! - zaśmiał się

-Podobno w Narnii nie ma Gwiazdki.- zaczęła Zuza. Zarówno pan Tumnus jak i Bobrowie w swoich opowieściach podkreślali, że nikt nie widział Mikołaja od bardzo dawna. Sama byłam trochę zaskoczona jego widokiem.

-Nie było, wiele lat, ale z waszym przybyciem odrodziła się nadzieja i złe czary zaczynają tracić swą moc. Tak czy owak mam coś dla was. - sięgnął do ciemnego wora, który spoczywał obok niego na saniach.

-Prezenty!- pisnęłam razem z Łucją.

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz