Nie Jesteście Rycerzami!

3.4K 146 44
                                    

-Piotrze, synu Adama,-powiedział starusze.-to są prezenty dla ciebie. I pamiętaj, że to nie są zabawki. Być może czas, w którym ich użyjesz, nie jest już tak daleki. Niech Ci służą.

   Mówiąc to wręczył blondynowi tarcze i miecz. Tarcza wykonana ze srebra, z wymalowany na niej Lwem stojącym na tylnych łapach, tak jaskrawoczerwona jak poziomki. Miecz miał złotą rękojeść; była też pochwa i pas, wszystko co powinno być przy meczu. Piotr przyjął prezent w milczeniu i z powagą na jego twarzy świadczyła o jego świadomości, że nie jest to zwykły prezent na Boże Narodzenie.

-Zuzanno, córko Ewy,- powiedział Święty Mikołaj - to dla ciebie. Możesz użyć tego łuku tylko w Wielkiej potrzebie, bo nie masz brać udziału w bitwie. Ten łuk nie chybia. Kiedy zadmiesz w róg, zawsze, gdziekolwiek będziesz, zjawi się jakaś pomoc.- Zuzanna przyjęła dary i skinęła głową w stronę Mikołaja.

-Łucjo, córko Ewy,- uśmiechnął się do niej promienie i podał jej szklaną buteleczkę. - w tej butelce jest lek zrobiony z soku jednego z Ognistych Kwiatów, które rosną w Górach Słońca. Gdyby któreś z was było ranne, wystarczy kilka kropel z tej buteleczki, a rana zniknie. Sztylet jest do obrony własnej, i to tylko w największym niebezpieczeństwie. Ty również nie będziesz brała udziału w bitwie.

-Myślałam, że jestem na tyle dzielna, aby walczyć.-zająkała się Łucja.

-Nie w tym rzecz córko Ewy,- odpowiedział łagodnie.- Twoja odwaga sięga dalej niż ci się wydaje. Przydasz się gdzieś z daleka od bitwy!

-Aido, córko gwiazd, mogę cię prosić. Mam nadzieję, że mądrze będziesz z nich korzystać. Ty również pamiętaj. To nie są zabawki i pamiętaj, żeby twoje oczy zawsze były szeroko otwarte - posłał w moją stronę uśmiech i wyciągnął mały miecz i sztylet. 

-Będę ich używać godnie!- skinęłam głową. Miecz był delikatny i wykonany z błyszczącego srebra. Lekki i poręczny. Razem ze sztyletem był także pas na sztylet. 

-Dobrze czas już na mnie. Zima dobiega końca. - odparł Światy Mikołaj wsiadając do sań.- Niech żyje Aslan! I wesołych Świąt! - machnął biczem i reny ruszyły. Sanie zaraz zniknęły na horyzoncie, zanim ktokolwiek zdał sobie sprawę z tego, że ruszyły z miejsca. 

-Powiedział, że zima dobiega już końca. Wiecie co to oznacza? - zagadnął Piotrek patrząc w stronę horyzontu.

-Lód stopnieje! - powiedziałam, kiedy zrozumiałam o co mu chodzi. Musieliśmy pokonać rzekę, jeśli lód się roztopi droga do Kamiennego Stołu wydłuży się o wiele dni.

   Ta informacja nie pocieszyła nas za bardzo. Uciekał nam czas, w którym mogliśmy bezpiecznie przekroczyć rzekę. Zbliżająca się odwilż nie była nam w tym momencie na rękę. Musieliśmy przyspieszyć i to bardzo. Szliśmy najszybciej jak się dało, ale zaczęły nas opuszczać siły p całodniowym marszu. Ja hamowałam łzy z całej mojej wewnętrznej siły. Nie należała do osób, które swobodnie wychodziły na długie spacery, więc moje stopy już dawno odmówiły posłuszeństwa. Potykałam się i wpadałam na pozostałych, aż w końcu uczepiłam się Zuzanny, która ciągnęła mnie wręcz przez resztę drogi.

-Musimy przedostać się na drugi brzeg!- panikował Piotr.

-Nie możesz zbudować tamy? - zapytała najmłodsza kiedy stanęliśmy przy brzegu rzeki.

-Zaraz kochana, to nie piekarnia, tego nie buduje się od tak. Nie gadajcie już tylko chodźcie wreszcie!- pan Bóbr się zdenerwował.

   Lód na rzece zaczął niebezpiecznie pękać. Tajna Policja zbliżała się do nas nieubłaganie o czym świadczyły wycia. Staraliśmy się trzymać blisko siebie, aby w razie czegoś sobie pomóc.

Regnare// Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz