I love you, I love you... [8]

283 21 29
                                    

Kochani, życzę wam dużo miłości a ten dzień. Jeśli nie macie drugiej połówki, jak ja - nic nie szkodzi! Macie siebie, zadbajcie o siebie, zrelaksujcie się trochę <3 ~ wasza M.

*****

Po obrazie na ścianie za plecami Tony'ego, rozbryzgł się kleks krwi, a kula spadła na podłogę. Umazana w czerwieni.

Złapałem go zanim osunął się w tył i oparłem o ścianę. Jego biała koszula co raz szybciej zmieniała się w bordową, a krew tryskała z rany jak z fontanny.

- Nie! Tony, nie zasypiaj! - krzyczałem, zaciskając dłonie z przodu i z tyłu jego klatki piersiowej. Bałem się, że złamie mu żebra, ale karmiłem się myślą, że kula ominęła serce. Chciałem w to wierzyć.

Jego głowa co chwilę zsuwała się na bok, walczył o zachowanie świadomości.

- TONY!

Znalazłem odpowiedni kąt i myślałem, że podskoczę z radości, gdy granica krwi na materiale koszuli przestała tak szybko się rozrastać.

- JARVIS! - krzyknąłem w nadziei. Gdzie on był gdy mieliśmy włamanie?

- Tak, sir.

- Wezwij lekarzy. Szybko!

Szybciej jednak wbiegła do pokoju Natasha z torbą medyczną.

- Cholerny Barnes! - burknęła dobiegając do Tony'ego.

*****

Chodziłem w kółko po korytarzu szpitalnym. Byłem umazany krwią nawet na twarzy, ale nie dałem zaciągnąć się do łazienki. Nie słuchałem nawet głosów. Czekałem, aż otworzą się drzwi.

Adrenalina buzowała pod moją skórą, na zmianę, choć już wypierał ją obezwładniający szok. Zaczynało dochodzić do mnie co się wydarzyło. Głowa wydawała się ważyć tonę i być przygniatana kowadłem.

Zaciskałem nerwowo i bez rytmu palce na jedynym czystym skrawku koszulki, gdy drzwi się otworzyły.

Wyszła z nich Helen Cho. Jak ja jej dawno nie widziałem. Skróciła włosy i zaczęła lekko się malować. Na pewno w czasie mojej nieobecności obroniła kolejne doktoraty.

- Peter - zauważyła mnie i choć była zszokowana widokiem mnie, zdobyła się na lekki uśmiech.

Miałem nadzieję, że mi wybaczy, bo wyjechałem z prostym: - Co z nim?

Nie byłem pewien czy wymówienie jego imię bez rozpłakania się.

Lekka zmarszczka na jej czole i westchnienie nie zwiastowało nigdy dobrych wieści.

- Stracił dużo krwi...

- Wiem.

- Tak - przyznała patrząc na moje ciuchy - W tym momencie stan jest stabilny, chociaż w każdej chwili może być gorzej, więc zostawiamy go na obserwacji.

- Uszkodzenia serca? - moje własne podeszło mi pod gardło.

- Żadnych.

Westchnąłem głęboko i poczułem dopiero łzy w niewyspanych oczach.

- Tętnica podobojczykowa?

- Blisko, szyjna.

- Wiedziałem - szepnąłem. - Kiedy mogę go zobaczyć? - zadałem się do wejścia na salę.

Zatrzymała mnie dłoń Helen.
- Jego stan jest stabilny, ale kruchy. Musimy dać mu parę godzin wypoczynku. - spojrzała mi w oczy - Do tego nie wpuszczę cię do niego w takim stanie.

𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz