Po szybkim ogarnięciu się w sypialni, co znaczyło latanie po pokoju bez ładu i składu, wyrzucanie w powietrze wszystkich ciuchów ze wszelkich szuflad, oraz wybieranie po jednym z każdego elementu garderoby, zacząłem się ubierać. Zdjąłem z siebie bieliznę i podkolanówki tak szybko jakby wypalały mi skórę jak gorąco żelazo. Wsunąłem na biodra czarne bokserki, czarne dresy ze ściągaczami i czarną bluzę wkładaną przez głowę, bez kieszeni, z długimi rękawami i również ściągaczami. Po prostu założyłem dres. Nie miałem skarpetek.
Spojrzałem w stronę komody, gdzie zwykle je wkładałem. Zaschło mi w ustach gdy znalazłem jedyne czyste w tym momencie. Wsunąłem drżącymi rękoma czerwono-złotą parę na stopy.
Czułem ciężar na płucach.
Wyszedłem z sypialni, czując przez materiał skarpet chłodną podłogę. Już słyszałem chodzący w salonie telewizor i przeskakiwanie kanałów. Obluzowane denko dające dostęp do baterii w pilocie do TV skrzypiały w dłoni, choć nie były słyszalne dla zwykłego człowieka.
- Hej - rzucił do mnie chłopak. Levi, zapominałem.
- Hej ponownie - uśmiechnąłem się najszczerzej jak potrafiłem, ale wstyd z wcześniejszej sytuacji jakby nie pozwolił mięśniom mojej twarzy rozciągnąć się. Stanąłem w futrynie drzwi do salonu.Levi spojrzał na mnie od góry do dołu i wrócił na górę.
- Wybrałeś coś... innego niż się spodziewałem po tym gdy otworzyłeś mi drzwi - skomentował, a speeker zaczął właśnie przedstawiać piłkarzy drużyny Holandii. Nie złamałem kontaktu wzrokowego, choć chyba mogłem zaliczyć to jak łut szczęścia, nie zasługę silnej woli.
- Nie powiem, że mi przykro. I tak widziałeś mnie takiego DUŻO szybciej niż inni mieli zaszczyt - nie ugryzłem się w język. I właściwie super się z tym czułem.W jego oczach błysnęło jakby zaskoczenie, ale uśmiechnął się połowicznie. Sam miał na sobie brązową kurtkę bomberkę, czarne jeansy i białą koszulkę. Czarne skarpetki odznaczały się na turkusowym dywanie.
- W takim razie... czuję się zaszczycony, wasza Wysokość - odgryzł się i poklepał siedzenie obok siebie. Na trzyosobowej kanapie zajął lewy brzeg. Usiadłem po drugiej stronie. Syknąłem.
- Coś nie tak? - spytał z troską. Jego dłoń sięgająca po piwo teraz zawisła w połowie drogi. Zmusiłem się do zneutralizowania wyrazu twarzy.
- Wszystko okej. Czasem tak mam, wiesz... - myślałem szybko, podkręciłem palcem obok głowy - niedobory witamin, czasami robi się ciemno przy ruszaniu się.
- A, okej, rozumiem - uśmiechnął się nieśmiałe chłopak i podał mi piwo. Dla pozorów wychyliłem się po nie. Na lewą stronę, mocniej wciskając w siedzisko bolący, kłuty wcześniej pośladek. Czułem pulsowanie w tamtym miejscu. I nawet nie skłamałem z ciemnością przed oczami. Cholerne antidotum.
- Widzę, że jesteś tym typem faceta, który chodzi w czarnych ciuchach, ale skarpetki ma we wszystkich kolorach tęczy - zagaił chłopak, gdy otwieraliśmy nasze picia. Kapsle syknęły i odeszły. Rzuciliśmy je na stolik, gdzie były przekąski. Nawet nie zorientowałem się, że to nie ja je przyniosłem.
Na chwilę się spiąłem, patrząc na materiał na stopach. Motyw tie-dye, do tego złoto i czerwień wyraźnie zaakcentowana i nasycona...
- Tylko te były czyste. Nie zrobiłem prania - wzruszyłem ramionami.
- A co na nich jest?
- O czym mówisz?
Levi przysunął się do mnie, a ja wcisnąłem się w i tak kończące się już oparcie. Zatrzymał się nagle niecały metr ode mnie. Prawą nogę założoną miałem przez lewą.
- To - wskazał miejsce przy gumce, od wewnętrznej strony stopy. Spojrzałem tam.
Były tam wyszyte dwie małe literki: T.S.
Poczułem kolory odpływające z mojej twarzy i zacisnąłem dłoń na szklanej butelce. Woń piwa unosiła się w powietrzu.
- To... to jest... - zacząłem plątać się w słowach. Czułem na sobie jego wzrok.
- Prezent od kogoś - zgadł spokojnie Levi. Spojrzałem na niego. - Prezent od kogoś, tylko... Jesteś Peter, czemu nie ma tu literki P?
Przełknąłem ślinę.
- Moje dawne przezwisko, pseudonim, to... Teter - skłamałem gładko. Zsunął brwi - Wiem, grzmi do niczego, ale dostałem je jeszcze w podstawówce, a koledzy nie pytali czy może być. Wolę o nim nie pamiętać.
Levi pokiwał głową i wyprostował w kanapie. Byłem mu w duchu wdzięczny za odległość jaką zachowywał.
- Z kim gramy? - zapytałem, odciągając myśli od bolącego tyłka jak i potencjalnego problemu, znaczy Brama.
- Z Irlandią, zapowiada się ciekawe spotkanie - upiliśmy łyk piwa.
CZYTASZ
𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫
أدب الهواةMiliarder, człowiek ze stali. Przez wielu uznawany za najbardziej egoistycznego dupka na świecie. Jednak pod żelazem, garniturem i kontrowersyjną osobowością skrywa się ktoś inny. Tak odmienny i ludzki. Po zerwaniu ze Steven'em Rogersem w jego ży...