- CHAPTER 4 -

2.6K 165 33
                                    

   Ciepły oddech omiótł bordową poszewkę poduszki. Tony obudził się i położył na plecach, powoli uchylając oczy. W duchu dziękował Clintowi za wyciągnięcie go rano z pracowni. Kilka miesięcy temu, gdy wszyscy z Avengers wyjechali, a Rogers dostał misje z Thorem w Asgardzie, Tony spędził samotnie 3 dni w pracowni zalewając smutki po rzekomej "zdradzie" Kapitana z Bogiem Piorunów.  Natasha zapewniała go, że według niej żadna zdrada nie miała miejsca, ale kto nie byłby zazdrosny o swojego nieziemsko przystojnego chłopaka, gdy ten spędza czas w innym świecie, z równie mocno umięśnionym i przystojnym facetem? I do tego Bogiem? Zresztą do tej pory Tony zastanawia się gdzie spał wtedy Rogers. Miał tylko nadzieję, że prywatne komnaty Thora są - jak to określił Rogers? - "bardzo rozległe i gościnne", więc bez problemu pomieściły tę boską dwójkę, daj Boże z osobnymi sypialniami.
   Nic dziwnego, że gdy tylko Tony zobaczył Kapitana w drzwiach swojej pracowni, dosłownie zdarł z niego kurtkę i koszulę (pod pretekstem opatrzenia małej rany na boku), by przekonać się czy skóra Rogersa jest czysta, czy też pokryta bordowymi śladami. Znalazł dwa podejrzanie wyglądające ślady zaraz pod linią pasa na biodrze Rogersa, które Kapitan tłumaczył jako siniaki po nabiciu się na szafkę.
   Tony wstał powoli z łóżka i spojrzał na zegarek.
- Jarvis - mruknął - napraw ten zegarek, pokazuje złą godzinę.
- Nie, sir, zegar działa jak należy - odpowiedziała SI.
- To dlaczego pokazuje siódmą wieczorem?
- Ponieważ przespał pan całe południe, jak i popołudnie, szefie.
Tony odsunął rolety w oknach i zamiast jasnego nieba, zobaczył różowe, a na horyzoncie zachodzące słońce. Otworzył drzwi i wyszedł na balkon. Zadrżał od powiewu chłodnego wieczornego powietrza, który omiótł jego ciało, okryte tylko bokserkami. Mimo chłodu nie wrócił do sypialni po szlafrok, tylko oparł się o barierkę. Omiótł wzrokiem piękny krajobraz Nowego Yorku. Światła samochodów, przecinających miejskie drogi zlewały się ze sobą, tworząc świetlne obrazy. Wypuścił gładko powietrze i zamknął oczy.
- Jak się czujesz? - usłyszał dobrze znany mu głos zza pleców. Odwrócił się, a w drzwiach balkonowych zobaczył opartego o futrynę Clinta.
- Długo tak stoisz? - odpowiedział Tony spokojnym głosem i gestem ręki pokazał by ten podszedł barierki.
- Nie, ale wystarczająco by wiedzieć, że coś Cię trapi - oparł się o poręcz i popatrzył na Starka z troską - Nie zimno Ci? Nie patrzę a dół, bo w zimnie się kurczy, a to nam nie sprzyja - zażartował, na co Tony mimowolnie uśmiechał się szeroko i zaśmiał - Chociaż Tobie to chyba nie robi większej różnicy, mam rację?
Tony uśmiechnął się delikatnie, lecz chwilę później uśmiech został zastąpiony smutnym wyrazem.
- Daje radę - zapewnił go Tony i westchnął głęboko, spuszczając głowę. Clint spojrzał na niego z niepokojem. Tony wzdrygnął się pod wpływem chłodnego powiewu powietrza, więc Clint zdjął swój długi kardigan i założył mu na ramiona.
- Dzięki - powiedział Tony cicho, trochę zaskoczony zachowaniem kumpla, mimo tego włożył ręce w rękawy swetra i poczuł ciepło rozchodzące się po ciele.
   Przez chwilę stali w miłej ciszy, obserwując zachodzące słońce.
- Tony? - szepnął niepewnie Barton - myślisz o młodym? - zerknął na Starka - nie musisz mówić jak nie chcesz... - dodał spuszczając głowę.
- Clint - powiedział cicho Tony - jesteś moim przyjacielem. Wiem, że mogę porozmawiać z Tobą o wszystkim i o niczym - popatrzył zamyślony przed siebie - ja... tak. Nie mogę go wyrzucić z głowy. Nie mogę się doczekać jak do niego pojedziemy. Bogu dziękować, że jedziesz że mną, bo sam, to bym nie wytrzymał. Jeszcze jakby było mało, to mi się śni... - ostatnie zdanie wyszeptał pod nosem.
- Zgaduje, że nie były to zwykłe sny - mruknął pod nosem Clint, a Tony popatrzył na niego z litością - Sorki, kontynuuj.
Tony westchnął i potwierdził fantazje przyjaciela:
- Żebyś wiedział. Miałem Cię o coś zapytać. Masz kontakt z Thorem, albo Ste... Rogersem? - Clint kiwnął głową -  Co u nich nowego? Rogers ma jakieś nowe siniaki na torsie?
Clint popatrzył mu w oczy i zamyślił się, szukając w nich cienia emocji. Znalazł zrezygnowanie i ból, maskowane przez obojętność. Przełknął głośno ślinę, zdając sobie sprawę o jakich siniakach mówi Tony i spuścił głowę.
- Nie widziałem go bez koszulki, ale raczej ma - Oboje są w Asgardzie - wyjaśnił - Są razem - dodał cicho, nie patrząc na przyjaciela. Tony zamilkł na chwilę.
- Wiedziałem - powiedział i obrócił się, opierając się od tyłu o barierkę - jak Rogers był z nim w Asgardzie, podejrzewałem, że to się tak skończy. Jak tylko wrócił zdarłem z niego ciuchy. Pod pasem na biodrze, miał dwa bordowe ślady, które nie wyglądały na takie po uderzeniu się w szafkę, jak to on zapewniał - przewrócił oczami i westchnął - A przez kolejne dwa dni chodził z szeroko rozstawionymi nogami i nie dał się dotknąć - opowiedział Łucznikowi - Mnie zresztą też nie dotykał - dodał smutno Tony.
Clint pomyślał chwilę, łącząc dobrze znane mu wydarzenia:
- A trzy dni później zerwaliście.
- Brawo, Sokole Oko - zmierzwił mu włosy Tony.
Stali chwilę w ciszy.
- Tony? - spytał Clint - Byłeś z nim szczęśliwy?
Tony zamyślił się na chwilę i odpowiedział cicho:
- Tak.
- Tęsknisz za tym szczęściem?
- Jak cholera.
- To postaraj się o młodego.
Tony zamilkł i spojrzał podejrzliwie na kumpla, gdy dotarło do niego co powiedział młodszy.
- Zaraz... Co? Przecież sam mówiłeś, że ma tylko 17 lat. A ja... 32, do cholery! - powiedział wesoło z ulgą, już całkowicie obudzony i podekscytowany.
- Ale widzę, że nie daje Ci to spokoju - wyjaśnił Clint z miłym uśmiechem - Poza tym, to tylko wie... - nie dokończył, bo Tony złapał go mocno w ramiona - wiek - uśmiechnął się, widząc radość przyjaciela.
- Dzięki stary! - Tony zaśmiał się radośnie, niczym małe dziecko i wtulił w przyjaciela.
- Drobiazg stary - szepnął Clint i poklepał go po plecach - ale chce być świadkiem.
- Masz to jak w banku - zaśmiał się Stark.
- A jeśli chodzi o Spiderka, to muszę się z Tobą zgodzić w jednej kwestii - uśmiechnął się, a Tony oderwał się od niego niechętnie i popatrzył pytająco - tyłek to on ma wyborny. Nawet lepszy niż Thor i Rogers razem wzięci.
Stark zaśmiał się szczerze, a Clint mu zawtórował, zbijając żółwika.
- Święta prawda - zgodził się Tony.
   Słońce zaszło, a ulice Nowego Yorku zostały oświetlone latarniami. Para przyjaciół przyglądała się samochodom pędzącym ulicą przy StarkTower. Na szczęście pod Wieżą nie było żadnych dziennikarzy i reporterów, których Tony szczerze nie cierpiał. Za to coś, na końcu długiej ulicy przykuło uwagę Clinta, który posiadał przecież Sokoli Wzrok. Na skrzyżowaniu ulic ktoś najwyraźniej z kimś walczył, nie brakowało tam też ognia, czy broni. Głośny wybuch przyciągnął również uwagę Tony'ego. Jedna osoba w kilka sekund pokonała dość dużą grupę uzbrojonych osób, najpewniej przestępców, następnie przyjęła ścigane auto "wyrzucając" z niego 2 osoby i podniosła samochód, sadzając spowrotem na asfalt. Gdy podjechała policja, tajemniczy człowiek w czerwono-niebieskim kostiumie pomachał do nich i bez słowa zrobił salto do tyłu, wystrzeliwując jakaś linę i chwytając się budynków ruszył ulicą w stronę StarkTower.
- Tony - szepnął Clint, ciągnąc Tony'ego za rękaw - to nie ten Spider-Tyłek?
- Cholera - mruknął Tony, gdy osunęli się w cień, nie spuszczając wzroku że Spider-Mana zmierzającego w stronę Wieży - to on - powiedział zaniepokojony, ale delikatnie się uśmiechnął. Gdy Spidey zbliżył się do Wieży, najwyraźniej nie zauważył pogrążonych w cieniu mężczyzn przy barierkach. Przyciągnął się na balkon i kucnął na poręczy barierki na drugim końcu wielkiego balkonu, przypatrując się Nowemu Yorkowi w nocy. Westchnął cicho i wyciągnął komórkę odpisując na SMS-a.
   Clint w ciszy pociągnął Tony'ego za rękaw i chciał zrobił krok w stronę Parkera, ale pajęczy zmysł młodego bohatera zadziałał niemal natychmiast, wysyłając dreszczyk po jego karku.

####################################
1200 słów - będę pisać coraz dłuższe :D Rozdziały co 2-3 dni, od roku szkolnego raczej co 3 dni :'( Miłego dnia!

𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz