- CHAPTER 26 (cz.1) -

1.2K 80 13
                                    

Po przyjemnych chwilach spędzonych w wannie, wynurzyli się niechętnie z ciepłej wody. Tony podał chłopakowi świeży, miękki ręcznik, wycierając ciało swoim.
Gdy spojrzał na chłopaka, przystanął na chwilę i lekko zbladł.
"Cholera jasna..." wymamrotał i przykucnął lekko przy boku Petera. Wyciągnął dłoń w stronę otwartej rany, z której dosłownie lała się krew "Dlaczego jej nie opatrzyłeś?" zapytał zaniepokojony, patrząc do góry na Petera.
"Ciocia mi je zakleiła, ale musiałem go gdzieś zgubić" wytłumaczył, wzruszając ramionami. Tony wstał i podszedł do niewielkiej szafki wiszącej na ścianie. Wyjął z niej bandaż i gazy.
"Chodź" skinął na Petera i razem przeszli sypialni Starka, nie pokoju chłopaka.
"Przytrzymaj się szafy i zdejmij ręcznik" chłopak wykonał jego polecenia, a Stark przyciągnął do siebie mała pufę. Usiadł przy Peterze i oczyścił jego ranę. Młodszy syknął cicho i zacisnął palce na jasnych, nowoczesnych meblach.
"Dlaczego ja tego wcześniej nie zauważyłem? Musiało Cię bardzo boleć przy zginaniu..." skupił się na dokładnym wykonaniu opatrunku. Specjalistą w tym nie był, wręcz przeciwnie. Gdy rana była już czysta, przyjrzał się jej, mimo tego, że wyglądał okropnie. Jednak zauważył coś, ci sprawiło, że jednocześnie się ucieszył, a jeszcze bardziej zasmucił. Obumarłe tkanki wokół wyrwy w biodrze chłopaka, zaczęły... się regenerować. Ulżyło mu na sercu, ale nie zapominał o tej 'drugiej stronie'. Przecież jeszcze nie robili żadnych badań, a Helen wyraźnie wskazywała - przełknął ślinę - na chorobę, albo bardzo silną truciznę. Skoro tkanki zaczynają odrastać, można było wykluczyć obecność trucizny, którą organizm nie miał szans wydalić aż tak szybko. Więc została tylko choroba, której nie chciał widzieć na karcie wyników badań chłopaka.
Przez kontakt środków odkażających z raną, Peter głośno jęknął i odrzucił głowę do tyłu, czując okropne pieczenie.
"Skarbie" starszy nachylił się i ucałował zdrową skórę na boku brzucha chłopaka "Jeszcze chwilka. Odwróć się przodem". Peter zacisnął powieki i oparł dłonie o barki Starka, który przewiązał wokół jego bioder bandaż tak, by utrzymał świeżą gazę przy ranie. Gdy skończył, opatrunek trzymał się zaskakująco dobrze. Sto razy lepiej, niż wyglądał. Wykonał kilka testowych ruchów ciałem i schylił się do starszego, całując go w policzek.
"Dziękuję, kochanie". Tony wstał i wtulił się w młodszego. Westchnął głęboko, zamykając oczy.
"Ej, co jest?" zapytał z troską chłopak, głaskając geniusza uspokajająco po plecach.
Zamiast odpowiedzieć, Tony odsunął się od chłopaka i przerwał mu, zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć:
"Nie. Teraz się ubieramy i idziemy na kolację" podał młodszemu idealnie skrojony garnitur, który kazał przygotować Jarvisowi.
"Indygo" przyjął od Starka ubranie i zastanawiał się gorączkowo czy dobrze nazwał kolor stroju. "...ciekawy kolor" obdarzył starszego ciepłym uśmiechem.
"Pasuje do Twojej cery" powiedział prędko Tony. Sam wziął swój przygotowany zestaw i zaczął zakładać koszulę. Chwilę później obydwoje stali już ubrani. Geniusz w garnitur w kolorze bordowym, a Peter - jak sam stwierdził - w garniturze 'indygo'. Przylegający do ciała garnitur wydłużał sylwetkę Petera i dodawał parę centymetrów w barkach, przez co jego sylwetka była jeszcze bardziej doskonała. Tony, jak i Peter, pod marynarką miał czarną koszule - zapewnie bardzo drogą i z najlepszych materiałów. Chłopak nie za bardzo znał się na logach marek, ale po drobnym znaczku dżokeja na piersi rozpoznał, że jest to Ralph Lauren.
"Nie możemy założyć jeansów? Doceniam to, ale wolę rurki niż garniturowe" zapytał Peter, z cierpiętniczym westchnieniem.
"Nie. To nasza pierwsza kolacja jako para, nie sądzisz?" odpowiedział, patrząc w lustro i zapinając dolne guziki koszuli.
"No tak, ale..." również zapiął koszulę "Tony? Będzie też Steven, prawda?" zapytał cicho, spoglądając kątem oka na starszego. "Z Thorem" odpowiedział geniusz, lekko spinając się na wydźwięk wcześniejszego imienia "Wiem, że wszyscy Cię polubili, a szczególnie Wanda, ale pamiętaj. Nie musisz przyjaźnić się z Rogersem. Jeżeli coś Ci zrobi - musisz to mnie. Okej?" wytłumaczył prędko chłopakowi, na co ten pokiwał głową.
"W porządku" odpowiedział i wystawił w kierunku Tony'ego dłoń "Chodź, honey".
Geniusz splótł ich palce i oboje ruszyli na kolację. Na zegarze widniała godzina 20:30.

×
Jak pewnie zdążyliście zauważyć po tytule rozdziału - dzielę ten rozdział na krótsze, które pojawią się również dzisiaj. Może dwa, może trzy, kto to wie :D?

𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz