Peter poszedł do sklepu i wszedł do niego. Był to niewielki sklepik, prowadzony przez Panią Grades. Dość dobrze znała rodziców Petera. Opowiadała mu o nich, gdy był mniejszy. Z tych historii wynikało, że obydwoje byli bardzo mądrymi ludźmi. Pracowali u Starka... tylko, że Howarda. Prowadzili jakieś zaawansowane badania genetyczne, ale do tej pory nikt nie wie czego dotyczyły. Wszystko utonęło wraz z nimi. Podobno lecieli do Berlina, na jakąś konferencję, a samolot miał awarię. Nawet ich nie pamięta.
- Dzień dobry! - przywitał się, siląc na uśmiech. Kobieta uśmiechnęła się i popatrzyła na chłopaka.
- Dzień dobry, Peter! - odpowiedziała mu szerokim, szczerym uśmiechem - Potrzebujesz czegoś? - zapytała.
Chłopak sam do końca nie wiedział, dlaczego przyszedł do sklepu. Może po prostu chciał się przejść.
- Szczerze mówiąc, to nic - odpowiedział, a jego uśmiech znikł. Pani Grades popatrzyła na niego z troską i poprawiła okulary na nosie.
- Co się stało, kochanie? - spytała, a Peter oparł się o ladę i spuścił głowę.
- Nie, tylko... - zaczął, zastanawiając się co chce powiedzieć - Odszedłem od osoby, którą kocham, bo dowiedziałem się, że... - przerwał na chwilę i przełknął ślinę - że mam problem, a nie chce go narażać... - popatrzył na ścianę przed sobą - Jestem idiotą - powiedział bez emocji. Kobieta uśmiechnęła się lekko i położyła dłoń na ramieniu chłopaka.
- Nie jesteś - powiedziała - To o oczywiste, że chcemy chronić tych, których szczerze kochamy - wytłumaczyła mu powoli. Wyszła zza lady i stanęła obok niego. Popatrzyła mu w oczy.
- Zależy Ci na tej osobie? - spytała, na co Peter pokiwał głową - A jej na Tobie?
Chłopak zamilkł na chwilę, przypominając sobie jeden z ich najmilszych wieczorów. Owe zaproszenie na masaż od milionera wydawało się zwyczajne, ale teraz już doskonale wiedział, że jest zupełnie inaczej.
- Ta-ak - odpowiedział smutno.
- To daj jej szansę - powiedziała - Masz - podała mu czekoladowego batonika - na koszt firmy - puściła mu oczko.
Uśmiechnął się i schował słodycz do kieszeni dresów.
- Dziękuję - wybiegł ze sklepu.Zaraz po godzinie szesnastej, May siedziała w małej kawiarence na skrzyżowaniu ulic. Czekała na osobę, z którą umówiła się w południe. Miała tylko nadzieję, że Peter siedzi w domu, bo lubił tu przychodzić. Wybrała stolik w kącie, jak najmniej wystawiony na ludzki wzrok.
Pięć minut później do kawiarni wszedł mężczyzna w dresowej bluzie i ciemnymi okularami. May zignorowała mężczyznę, dalej czekając. Jednak gdy doszedł do jej stolika, a ona spojrzała na niego, była niemało zaskoczona. Tony Stark w dresie? Prędzej spodziewałby się Thora w sukience, chociaż nawet go nie znała.
- Witam, Pani Parker - wyciągnął w jej stronę rękę, na co May wstała i uścisnęła ją.
- Witam - odpowiedziała - przepraszam nie poznałam Pana - uśmiechnęła się lekko i ponownie usiadła, tak jak Stark. Milioner uśmiechnął się lekko i zdjął okulary, oglądając się na kilku klientów, którzy - na szczęście - nie bardzo się nimi interesowali.
Ciocia May uniosła lekko brwi w zaskoczeniu. Dość szybko stwierdziła, że Stark jest bardzo przystojny - o wiele bardziej, niż w telewizji. Zadarty nos dodawał mu lekko zabawnego wyglądu. Jednak coś się tutaj nie zgadzało. Miał duże wory pod oczami, które najwyraźniej zakrywał tymi wręcz czarnymi, dużymi okularami. Oczy miał zmęczone, zupełnie inne niż w gazetach. Ciekawa była tylko, jak poznali się z jej podopiecznym.
- Pasuje Pani czerwień - pochwalił jej ognisto czerwoną marynarkę, którą miała na sobie. May delikatnie zmrużyła oczy, patrząc na niego podejrzliwie.
- Dziękuję - odpowiedziała. Tony chyba zorientował się, że kobieta nie do końca zrozumiała o co mu chodziło. Uśmiechnął się do siebie i zaśmiał lekko.
- Nie, niech się Pani nie martwi - powiedział - Po prostu mówię co myślę - May uspokoiła się trochę i również uśmiechnęła.
- Chętnie kontynuowałabym ten temat, ale może odłóżmy go na następną kawę - powiedziała - albo zapoznawczy obiad teściowej z zięciem - uśmiechnęła się, na co na twarzy Starka pojawił się trochę smutny grymas.
- Dobrze, to... - założył szybko okulary i odwrócił się w poszukiwaniu kelnera - dwa razy americano, proszę - kelner przytaknął i zniknął za drzwiami kuchni. Odwrócił się w stronę May.
- Przepraszam, ale wolę nie zdejmować - wskazał an okulary na nosie.
- Dobrze, nie mam nic przeciwko - odpowiedziała - A może przeszlibyśmy na 'ty'? Czuje się staro.
- Ja również, May - uśmiechnął się - A zaczynając temat to... - w tym momencie dostali swoje zamówienie.
- Więc co chciałabyś wiedzieć? - spytał i zdjął okulary, gdy kelner odszedł od stolika.
- Wszystko - powiedziała.
Tony westchnął i zastanowił się co powiedzieć.
- Po pierwsze, Peter musi zgodzić się na badania. Z punktu widzenia prawa, to ty musisz się na to zgodzić, ale nie chce tego robić bez jego zgody, myślę, że ty też.
- Ależ tak, oczywiście - potwierdziła jego słowa.
- To dobrze. Doktor Helen Cho, która uznała tą chorobę za potencjalną przyczynę objawów, nie robiła mu badań. Sama mówiła, że może to być sprawka tej trucizny, od której obumarła tkanka wokół rany Petera - wytłumaczył jej - Mogła wniknąć do organizmu i narobić jakiś szkód. Najpierw musimy mieć badania.
May słuchała go uważnie, by nie ominąć żadnych informacji. Gdy skończył, odczekała chwilę.
- HIV jest nieuleczalny - powiedziała chłodno. Tony przełknął głośno ślinę.
- Tak, ale nie pod opieką moich lekarzy - powiedział ostrożnie, by uspokoić May.
Rzeczywiście lekko się uspokoiła, ale nadal się martwiła.
- Dobrze to... chyba wiem wszystko - skwitowała - Tony... pokłóciliście się? - zapytała, na co Stark rozmasował skronie.
- Nie... chyba - mruknął - powiedział, że nie chce mnie zarazić - dokończył i spojrzał na lekko zarumienioną May.
- Ale może poczekajcie z... - nie dokończyła, bo urwał jej Tony, równie czerwony.
- May, proszę Cię - zaczął nieśmiale - Jestem dorosły - powiedział. Zapanowała nieprzyjemna cisza.
- Dobrze, a... tęsknisz za nim? - spytała.
Mężczyzna popatrzył na drogę przez duże okno obok i zapatrzył się na słup.
- Jak cholera - stwierdził i westchnął - A to dopiero pierwszy dzień.
May położyła dłoń na jego ramieniu i ścisnęła lekko.
- Słuchaj... W piątek są urodziny Petera - Tony spojrzał na nią, zastanawiając się, co chce powiedzieć kobieta - może wpadłbyś do nas na kolację?
Tony zmarszczył lekko czoło, po chwili uśmiechając się smutno i kręcąc głową.
- Nie wiem, czy chce mnie widzieć - powiedział - Ale... miałbym coś dla niego. Przekazałabyś mu to? - położył na stole coś podobnego do bransoletki. Albo metalowej, czerwonej obręczy. Zwykłej, prostej, bez udziwnień. May przyjrzała się prezentowi
- Co to jest? - spytała.
- Jego nowy strój - uśmiechnął się Tony - chowany w tym maleństwie. Zaawansowana nanotechnologia, kuloodporność, gumowa warstwa ochronna i ochrona przed ogniem - wytłumaczył to tak zwyczajnie, jakby mówił o nowym soku w sklepie.
- To... super, ale myślę, że to ty powinieneś mu to dać - powiedziała i wzięła do ręki 'maleństwo'.
- A jeśli... nie będzie chciał mnie widzieć? - zapytał nieśmiało. May złapała go za przedramię i wsunęła na nadgarstek czerwoną, metalową bransoletę. Uśmiechnęła się, zarażając tym Tony'ego.
- Spróbujcie chociaż się pogodzić - zaczęła - Nie mogę patrzeć jak płacze. Ty również nie wyglądasz na wypoczętego. Masz takie same wory pod oczami - dodała.
Tony spuścił głowę i spojrzał na obręcz na nadgarstku. Czerwona, zwykła, nie rzucająca się w oczy.
Kto by pomyślał, że chowa się w niej takie cudo.×
1100 słów. Miał być dłuższy, ale mam problemy zdrowotne i zwyczajnie nie miałam kiedy go napisać. Nie do końca wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Weekend lub poniedziałek. Dużo zadane i badania :c Z góry przepraszam, ale dzisiaj wena mi nie dopisywała, więc skupiłam się na główynych dwóch scenach. Miłej nocy!Edit z 11 X : Serdecznie zapraszam Was do drugiej opowieści o Starker “Sweet And Sour ~ Starker„ :D !
CZYTASZ
𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫
FanfictionMiliarder, człowiek ze stali. Przez wielu uznawany za najbardziej egoistycznego dupka na świecie. Jednak pod żelazem, garniturem i kontrowersyjną osobowością skrywa się ktoś inny. Tak odmienny i ludzki. Po zerwaniu ze Steven'em Rogersem w jego ży...