- CHAPTER 23 -

1K 81 13
                                    

Dotarł do Wieży i wszedł do środka. W holu kręciło się kilkoro agentów i pracowników Starka, którzy obejrzeli się za chłopakiem. Peter jednak nie zwracał na to szczególnej uwagi. W końcu kto by się nie zaskoczył, widząc normalnie ubrana osobę z charakterystyczną już maską? Nikt.
Po chwili był już w windzie, wybierając piętro, na którym mieścił się jego tymczasowy pokój. Gdy dotarł na dobre piętro, przemierzył korytarz i uchylił ostrożnie drzwi do pokoju. Okna były zakryte grubymi zasłonami, a w pomieszczeniu panował półmrok. Wślizgnął się do pomieszczenia, nie rozumiejąc za bardzo dlaczego się skrada. Coś jednak kazało mu być ostrożnym... albo po prostu już wpadał w paranoję.
- Jarvis - mruknął - weź daj trochę światła - rzucił obojętnie.
- Oczywiście, sir - odrzekła sztuczna inteligencja. Pomieszczenie rozświetliła mała lampka przy łóżku. Rozejrzał się po pokoju, który został w takim stanie, w jakim go zostawił. Ale coś mu się nie zgadzało.
Plecak, który wcześniej leżał pod łóżkiem, teraz leży na pościeli, otwarty. Podszedł do niego i zajrzał do środka. Na dnie plecaka spoczywały wyrzutnie i zapas sieci, do których przyczepiona była jakaś karteczka. Odkleił ją delikatnie. Przyjrzał jej się. Westchnął ciężko i wrzucił ją spowrotem do plecaka. Na karteczce widniało kilka słów, napisanych krzywym, ale miłym dla oka pismem. Należało ono do Tony'ego. "Nie martw się o niego. Kocham Cię - T.S" Przy inicjałach, kartka wsiąkła słoną łzę uronioną przez geniusza.
Peter stał chwilę przy łóżku, aż zaczęły go piec oczy. Gorzkie łzy zebrały się pod powiekami. Zacisnął zęby i przełknął ślinę, nie dając im wypłynąć.
- Ja Ciebie też - szepnął. Usiadł powoli na łóżku i oparł się o ścianę obok. Zamknął oczy, oddychając głęboko.
- Nie przywitasz się? - usłyszał znajomy mu głos. Zerknął w stronę, z której dochodził.
- Z Tobą? Zawsze - zwrócił się do Maximoff, opartej o futrynę drzwi - No chodź tu.
Wanda uśmiechnęła się szeroko i jednym szybkim susem znalazła się przy chłopaku. Mimo kiepskiego samopoczucia odwzajemnił wesoły grymas czarownicy i uścisnął ją serdecznie. Naprawdę za nią tęsknił.
- Fajnie, że wpadłeś - wypuściła go z mocnego uścisku.
- Tęskniłem - odpowiedział, mierzwiąc jej rude loki.
- Ja też młody - tym razem odpuściła mu zniszczenie jej fryzury - Dobrze, że jesteś. Nasz Odinson wpadł z Kapitanem - poruszyła sugestywnie brwiami, na co obydwoje się roześmiali. Przez te dwa tygodnie, które spędził w Wieży, naprawdę ją polubił. Jest dla niego jak starsza siostra, której nigdy się nie doczekał.
Właśnie wtedy Peter przypomniał sobie o dzisiejszych wiadomościach. Z twarzy chłopaka zszedł uśmiech, który zastąpił smutny grymas. Wanda musiała to zauważyć, bo objęła chłopaka ręką i popatrzyła z troską.
- Pete, co jest? - spytała. Chłopak uchylił usta, wahając się. Spuścił wzrok, bawiąc się palcami.
- Oglądałaś... dzisiejsze wiadomości? - zapytał po chwili - Godzinę temu.
Wanda delikatnie zmarszczyła czoło i pokręciła przecząco głową.
- Tam były zdjęcia... - przełknął ślinę - Tony'ego i Steve'a, jak... - nie potrafił dokończyć.
- Powoli - uspokoiła go. Chłopak wziął głęboki oddech i dokończył.
- Oni się całowali. Ale May mówi, że to niemożliwe, że Tony nie mógł być w dwóch miejscach na raz, bo był na jakimś tam spotkaniu, na którym ona też była, a poza tym, że przecież on mnie kocha i tak dalej... - zaczął szybko mówić, na co Wanda tylko się uśmiechnęła, a on się zaczerwienił.
- Ej, nie wstydź się - podniosła go na duchu dziewczyna - A mediom nie wierz. Z tego co wiem, to Tony kocha Ciebie, a Steve jest szczęśliwy z "synem Odyna" - nakreśliła cudzysłów w powietrzu, śmiejąc się. Chłopak spojrzał na nią całkowicie zaskoczony i zdezorientowany.
- Co? - zapytała Wanda, widząc jego minę - Ah, nie wiedziałeś? - chłopak pokręcił głową - Tiaa, więc dlatego właśnie się rozstali. Myślisz, że dlaczego siedzieli cały czas w Asgardzie? - uniosła zachęcająco brew. Peter myślał nad tym dłuższą chwilę i dopiero wtedy wszystkie informacje w jego głowie ułożyły się w spójną całość. Uniósł głowę do góry i wciągnął powietrze. Jedną ręką złapał się za głowę, co wywołało cichy śmiech u Maximoff.
- O kurde! - powiedział głośniej zaciekawiony, przypominając sobie o tym o czym wspominał mu kiedyś Tony. Chciał go o to dopytać, ale nie skojarzył faktów - Oni ze sobą... no wiesz? - zapytał, podekscytowany.
- Odkąd Steve zostawił Tony'ego - uśmiechnęła się, wiedząc, że chłopakowi naprawdę ulżyło.
Jedyna rzecz, która ją nurtowała, to przyczyny nagłego zniknięcia Petera. Tony nie chciał nic powiedzieć, ale zwykły wyjazd rodzinny nie wywołałby takiej rozpaczy u geniusza. Zresztą łatwo było zauważyć, że Peter również płakał. I to nie raz, zważając na bordowe wory pod oczami i jeszcze lekko opuchnięte oczy.
Clint i Natasha również zarzekali się, że nic nie wiedzą. Równie dobrze Wanda mogła dosłownie wyciągnąć to z ich głów, ale po śmierci Pietra obiecała sobie, że jako Avenger nie wykorzysta swoich mocy przeciwko swoim przyjaciołom. Za dużo zła wyrządziła.
Zastanowiła się chwilę, czy może poruszyć dość delikatny dla chłopaka temat, ale darzyła go tak wielką siostrzaną miłością, że musiała wiedzieć o co naprawdę chodzi.
- Peter? - zaczęła cicho, myśląc co powiedzieć - Ufasz mi?
Chłopak popatrzył na nią podejrzliwie, by chwilę później oprzeć głowę na ramieniu czarownicy.
- Tak - odpowiedziała cicho, ale z lekkim uśmiechem. Westchnął głęboko - Chcesz o coś zapytać, prawda? O to coś, co we mnie siedzi? - zapytał z gulą w gardle. Tym razem łzy już nie popłynęły. Może się skończyły.
Wanda przytuliła go do swojej piersi i oparła głowę o tę jego.
- Tak - szepnęła - zarówno Ty, jak i Tony wyglądacie jakby was coś przejechało - chłopak zaśmiał się pod nosem. Maximoff wykonała krótki ruch przed twarzą Petera, dzięki któremu bordo pod oczami zniknęło, a napuchnięte oczy unormalizowały.
- Dzięki - mruknął chłopak i przymknął oczy, wtulając się w 'siostrę'.
- Nie miałem jeszcze badań, ale... - zaczął, na co Wanda wyostrzyła słuch i zaczęła bawić jego lokami - to chyba... - przełknął ślinę - HIV.
Ręka dziewczyny we włosach chłopaka na chwilę zamarła, a chwilę później chłopak został ponownie mocno objęty ramionami Wandy. Odwzajemnił czuły uścisk, wtulając się w Maximoff. Uwielbiał słychać bicia serca. Ten spokojny rytm niesamowicie go uspokajał.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - szepnęła do niego, wypuszczając go. W oczach miała pojedyńcze łzy, ale mimo wszystko miała uśmiech na ustach.
- Dziękuję - odpowiedział bez mokrych policzków.
- Pete, ale to... nie Tony? - zapytała, naprowadzając go na sens pytania krótkimi ruchami oczu. Chłopak, gdy zrozumiał przekaz, zamrugał i pokręcił pewnie głową.
- Na pewno nie - powiedział. Wytarł dłonią jedną, samotną łzę, spływającą po lewym policzku Wandy.
- Jesteś dla mnie jak siostra - ponownie się w nią wtulił. Ta westchnęła z uśmiechem, przymykając oczy.
- Dzięki, braciszku.

Kilka minut po godzinie osiemnastej, Tony usłyszał głos Jarvisa, rozchodzący się po sypialni. Postanowił uciąć sobie drzemkę po spotkaniu z May. Nie widział dzisiejszych wiadomości.
- Sir, panienka Romanoff chce się z panem zobaczyć - powiedział spokojnie Jarvis.
- Zaraz idę - mruknął zaspany. Przymknął jeszcze na chwilę oczy, leżąc na miękkim łóżku.
- Jarvis? - spytał - Poinformuj mnie, jeśli Peter pojawi się w Wieży - wstał z łóżka i wciągnął na siebie bluzę. Napił się gorącej kawy, która stała na stoliku nocnym. Dzięki Wanda, pomyślał.
- Pan Parker przebywa teraz na piętrze gościnnym - mało brakło, a Tony oblałby się nią.
- J-jak to? - serce zaczęło mi szybciej bić, a dłonie pocić ze stresu.
- Jest w pokoju numer 31 z panienką Maximoff - uspokoił się nieco. Doskonale wiedział, że młodzi byli dla siebie jak rodzeństwo. Jednak Tony nie miałby na nazwisko Stark, gdyby nie zapytał o kompletnie nieważną teraz rzecz, która go zaciekawiła.
- Właściwie to dlaczego pokój na piętrze wyższym niż dziesiąte ma numer 31? - zapytał, jakby w ogóle zapomniał o swoim ukochanym - Na każdym piętrze są dziesiątki pokoi.
- To Pan ustalał numerację - odpowiedział mu Jarvis z lekkim wyrzutem.
- A, to zrozumiałe - mruknął pod nosem - Walić Nat - powiedział do siebie i wyszedł z sypialni.
Zaspany przywołał windę przyciskiem, a gdy jej drzwi się rozsunęły zapragnął wrócić do sypialni. Albo zamknąć się w bunkrze. Stał twarzą w twarz z Natashą, której pełne jadu spojrzenie nie wróżyło nic dobrego.
- Emm, hej Nat - uśmiechnął się głupio, próbując odciągnąć jej uwagę od swojej dłoni, która była już centymetry od przycisku zamykającego metalowe drzwi. Natasha za to zmierzyła go od stóp do głów, a Tony'emu wydawało się, że jej spojrzenie mogłoby topić metal. Zatrzymała wzrok na wolno poruszającej się dłoni Tony'ego, na co ten przełknął ślinę. Z doświadczenia wiedział, że takiej  Natashy nie należy ignorować. Najlepiej uciekać.
- Nawet się nie waż - odpowiedziała groźnie, dzieląc wyrazy, co jeszcze spotęgowało obawy geniusza. Muszę wybudować bunkier, pomyślał.
- Chciałaś mnie widzieć? - spytał, próbując za wszelką cenę ukryć strach w oczach. Nie tym razem.
Agentka uśmiechnęła się wrednie. Złapała Tony'ego za nadgarstek i szarpnęła mocno, wyciągając spowrotem na korytarz.
- Ała! - zawołał z bólu. Wstyd, pomyślał.
- Cicho bądź - mruknęła, a przerażający uśmiech nie schodził jej z twarzy. Złapała go jedną ręką za obydwa nadgarstki i przygwoździła je ponad głową do ściany, a kolanem przytrzymała go za bok biodra. Wolną dłonią złapała za brzeg jego koszulki i pewnym, trochę brutalnym ruchem zdjęła ją z Tony'ego.
- Natasha, do kurwy jasnej! - zaklął zdenerwowany - Laleczka z Ciebie, ale od tego masz Clinta! - zażartował, za co zarobił kusańca w bok - O co Ci chodzi?
Natashę zdenerwował trochę ten 'komplement', ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Przyjrzała się uważnie ciału Tony'ego, poświęcając szczególną uwagę szyi i obojczykom. Stark patrzył na rudowłosą, czerwieniąc się, gdy jej wzrok dotarł do jego podbrzusza. Miotał się jeszcze chwilę, ale szybko pogodził się z tym, że Rosjanka jest od niego silniejsza.
- Zaniedbałem siłownie - mruknął czerwony. W końcu jednak puściła go i stanęła przed nim z założonymi rękami, a jej spojrzenie zelżało. Tony rozmasował czerwone nadgarstki.
- Masz cholerne szczęście, Stark - powiedziała z naciskiem na przekleństwo, a Stark spojrzał na nią kompletnie zdezorientowany.
- Czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego pozbawiłaś mnie koszulki i przyglądałaś się zawzięcie mojemu zapowietrzonemu kaloryferowi na brzuchu? - zapytał, swoim charakterystycznym tonem. Agentka uśmiechnęła się lekko i schyliła się po koszulkę Starka, jednak nie oddając mu jej.
- Rozumiem, że TO... - wskazała na ledwie już widoczne trzy malinki na obojczykach i szyi geniusza - ...jest dzieło Petera, tak? - zapytała z lekkim błyskiem w oku, ale przyjaźnie.
- Tak, ale chyba nie muszę Ci się zwierzać - powiedział.
- Oczywiście, proszę Pana - zażartowała - Oglądałeś wiadomości? - zapytała.
Tony pokręcił wolno głową. Rosjanka wcisnęła mu koszulkę do rąk i jeszcze raz obejrzała jego tors. Spojrzała mu w oczy.
- To lepiej to nadrób. Teraz - powiedziała - Weź go na kolację o dwudziestej - odeszła, za chwilę znikając w windzie. Tony za to stał przy ścianie, kompletnie nie rozumiejąc co się przed chwilą stało. Teraz przypomniał sobie o dzisiejszych 'gościach', którzy zagoszczą na kolacji i walnął się otwartą dłonią w czoło.

×
1670 słów 🙋 Miłej nocy!

𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz