- CHAPTER 16 -

1.1K 71 7
                                    

   Peter nie był w bliskiej relacji z Czarną Wdową. Przez czas, w którym chłopak mieszkał w StarkTower rozmawiali jedynie kilka razy. Natasha starała się być miła dla chłopaka - w końcu to ona go zauważyła. Jednak przeszłość na stałe odcisnęła piętno na jej psychice. Bywały dni, w których uwielbiała przekomarzać się że Starkiem i również takie, w których nie dopuszczała do siebie nikogo. Budowała wokół siebie mur tak mocny, że tylko wybrani mogli go skruszyć.
   Do wybrańców należał tylko i wyłącznie Clint Barton. Był jej przyjacielem, który doskonale wiedział co zrobić gdy Natasha była zimna jak lód. Kto by pomyślał, że Czarna Wdowa łagodnieje pod koca i po ciepłej herbacie? No właśnie - nikt.
   Jednak do grupy wybrańców właśnie nieświadomie dołączył Peter. Gdy zobaczyła go zapłakanego i usłyszała ten krótki, trzyliterowy wyraz, nie mogła powstrzymać łez. Co prawda Clint wspominał jej wcześniej w windzie, że chłopak będzie musiał przejść badania, ale nie mówił o jakiejkolwiek chorobie. Miała jednak cichą nadzieję, że to wszystko dzieje się w czyimś koszmarze.
   Clint wcisnął przycisk prowadzący na piętro, gdzie znajduje się pokój chłopaka, wciąż obejmowanego ramieniem przez Natashę. Patrzył na nią ukradkiem, domyślając się o czym myśli. Gdyby jej nie znał, uznałby jej reakcje na słowa Petera za szaloną i przesadzoną. Ale tak nie myślał.
    Można powiedzieć, że to dzięki Natashy chłopak poznał możliwe przyczyny swoich dolegliwości. Wdowa sama cierpiała na tą chorobę. Dawno temu. U niej objawy pojawiły się dopiero po kilku miesiącach. Dzięki technologii Tony'ego udało się ją prawie całkowicie uleczyć, ale wciąż brała leki. Pamiętał jak Nat zareagowała na swoją diagnozę, tylko, że była ona już po badaniach. Tak bardzo przypominała reakcje chłopaka.
   Natasha postanowiła zaprowadzić chłopaka do jego pokoju, by przynajmniej spróbował odpocząć. Było już późne popołudnie. Drzwi windy rozsunęły się pokazując dobrze znany Peterowi korytarz. Natasha ścisnęła lekko palcami ramię chłopaka i obydwoje wyszli z windy. Odchyliła głowę do tyłu i kiwnęła głową do znikającego za zasuwanymi drzwiami Clinta, przekazując mu, że dołączy do niego później.
   Zaprowadziła przybitego chłopaka do pokoju, a dzięki butom na obcasie była tego samego wzrostu co on. Nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Wpuściła chłopaka przodem i weszła zaraz za nim, zamykając drzwi. Pete podszedł do łóżka, ale nie usiadł na nim. Stanął przy nim i przełknął ślinę.
- Pete? - zapytała go cicho stojąca za nim Natasha - Odwrócisz się do mnie? - dodała trochę głośniej. Chłopak wolno odwrócił się do kobiety i popatrzył jej w oczy.
- Wiem co czujesz - dodała podchodząc do niego. Na te słowa ostatnia łza spłynęła po policzku Petera.
- Nie - odpowiedział jej głosem pozbawionych emocji - Nie wiesz - Natasha spuściła głowę, z trudem wstrzymując łzy.
Nastała cisza, którą przerywał tylko szumiący na zewnątrz deszcz.
- Przepraszam - usłyszała cichy głos Petera - Mogę pobyć sam? - zapytał, na co Natasha potrząsnęła energicznie głową.
- Tak oczywiście - odwróciła się i podeszła do drzwi.
- On Cię kocha - dodała, uchylając drzwi.
- Wiem - usiadł na łóżku - Dziękuję Nat.
Wdowa uśmiechnęła się lekko i wyszła.  
    Chłopak rozłożył się na świeżej pościeli. Przez chwilę słyszał jeszcze stukanie obcasów Natashy, która pewnie zniknęła w windzie, gdy ucichły.
   Obudził się, gdy telefon na szafce obok zawibrował kilkukrotnie. Sięgnął po niego i odblokował.
- Kurwa - zaklął pod nosem.
   Łącznie 10 nieodebranych połączeń i dwa razy więcej wiadomości od Cioci May i Harry'ego. Do przyjaciela pisał przedwczoraj, a zwykle pisali codziennie. Za to z Ciocią kontaktował się tydzień temu.
Pete odbierz.
Co się dzieje?
Wszystko w porządku?
Gdzie jesteś?
Coś się stało u Starka?
Pete proszę odpowiedz.
   To tylko kilka wiadomości. Spojrzał na godzinę - 20;06. Pora na małe odwiedziny. Wstał wolno, by nie urazić wciąż krwawiącej rany na biodrze. Wyciągnął z szafy ciepłą czarną bluzę z kapturem i jasne dresy. Wciągnął je na siebie i włożył czerwone Nike'i. Włożył telefon do kieszeni. Wsunął leżące na stoliku wyrzutnie sieci na nadgarstki i ruszył do okna. Zatrzymał się w połowie i odszukał wzrokiem plecak, leżący pod łóżkiem. Podszedł do łóżka i sięgnął po niego. Rozsunął go i zajrzał do środka. Na wierzchu leżała maska, zakrywającą resztę stroju.
   To ten sam sprzed 2 tygodni. Przypalony i poszarpany, ale maską jest cała. Co prawda było już ciemno, a deszczu już nie było, ale nie będzie się narażał. Założył ją i narzucił kaptur na głowę. Otworzył duże okno i odsuwając się jak najdalej, aż do ściany, rozpędził się i wyskoczył przez nie.
- JUHUUU! - zawołał lecąc głową w dół StarkTower. Mijał coraz to niższe piętra. Czuł wiatr przez maskę. Tego mu przez te 2 tygodnie brakowało. Ciekawe czy ktoś na którymś piętrze wieży zauważy go spadającego w dół.
   Gdy był już na wysokości 4 piętra wystrzelił sieć, łapiąc się dachu budynku po drugiej stronie ulicy. Obejrzał się jeszcze na wieżę i ruszył ulicami do domu Cioci May.
    Może będzie mógł się u niej zatrzymać?

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^    Dziękuję wam za ponad 2000 wyświetleń <3! Kolejny rozdział we wtorek!
   P.S. Pozdrawiam ponownie ludki z mojej klasy :D!

𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz