Someone important? [1]

381 26 11
                                    

___________________________________________

Urokliwymi uliczkami szedł nieznajomy. Bordowe trampki rozchlapywały wodę w kałużach, mocząc kolejne powierzchnie kostki brukowej na malowniczym rynku. Słońce zbliżało się ku zachodowi, a jego różowe promienie przedarły się przez towarzyszące mieszkańcom cały dzień chmury. Odbijały się w oknach kamienic. Latarnie zdobione kwietnikami zaczęły rozświetlać ulice. Schował dłonie do kieszeni bluzy, a głowę zwiesił. Na ramieniu kołysał się niewielki plecak, z którego wnętrza wysunęła się nogawka kabaretek.

Po kilku minutach, gdy materiałowe obuwie przemokło prawie całkowicie, wchodził już po niskich stopniach schodów. Znalazł się w ciemnej klatce schodowej, gdy wyciągnął dość masywny klucz i przekręcił go w malachitowych drzwiach. Wszedł do środka i wytarł buty, chwilę później i tak zostawiając je pod niewielkim kaloryferem. Usłyszał lekkie szczeknięcie, a gdy odwrócił się ku wnętrzu domu, zza rogu ściany wystawała niewielka jeszcze głowa psa. Puchate stworzenie wybiegło na korytarz i machając zamaszyście ogonem skakało po nogach swojego właściciela.

- Hej maluchu - podrapał włochate uchu. Do drzwi mieszkania ktoś zapukał, a jak się później okazało, był to kurier.

- Dobry wieczór, przesyłka dla Pana Hollanda - powiedział po angielsku, prawdopodobnie sugerując się nazwiskiem klienta, ale z wyraźnie wybijającym się akcentem mężczyzna z kapturem na głowie. Pan "Holland" uśmiechnął się, jak zawsze gdy słyszał swoje 'nazwisko', sfałszowane gdy uciekał.

- Dzień dobry... - zaczął w swoim ojczystym języku. Więc i kurier kontynuował w języku angielskim: - Mam przesyłkę dla Pana.
Miał ostre rysy twarzy i ciemną brodę o trochę nieregularnym kształcie, ale zadbaną i schludną. Serce chłopaka wybiło niepewny rytm, gdy spojrzał w ciemnoczekoladowe oczy dostawcy. Wyższy od niego o dobre kilka centymetrów i lepiej zbudowany zmarszczył czoło, rozciągając usta w lekkim uśmiechu.
- Wszystko w porządku? Dobrze się Pan czuje? Nie znam jeszcze zbyt dobrze angielskiego - rozmasował dłonią kark, ukazując przy tym mięśnie opinane przez koszulę i lekką rozpiętą kurtkę. Peter potrząsnął głową:

- Tak, wszystko w porządku, po prostu... kogoś mi Pan przypomniał, to wszystko - uśmiechnął się smutno, choć bardziej przypomniało to tik, i spojrzał na paczkę, potem na podekscytowanego psa stojącego przy jego nodze. - Przyszły Twoje nowe miski, pannico - wyjął z portfela dziesięciodolarowy banknot i podał go mężczyźnie, który wydał mu parę drobnych monet. 

- To ktoś ważny? - spytał kurier, a chłopak przechylił głowę. - Ten kogo przypominam - wyjaśnił. Młodszy spojrzał na stolik zaraz przy drzwiach, którego odwiedzający nie mógł zobaczyć. Popatrzył na jedno ze zdjęć, oprawione w prawie całkiem pozbawioną szkła ramkę.

- Cholernie - ich spojrzenia znów się spotkały. W końcu odebrał paczkę i odłożył portfel na bok. - Dziękuję - złapał za klamkę.

- Ja również, spokojnej nocy - uśmiechnął się ostatni raz i zniknął za rogiem ulic. Brązowowłosy z zawieszonym wzroku w miejsce, gdzie chwilę wcześniej była twarz kuriera, zamknął drzwi dopiero wtedy, gdy zniecierpliwione stworzonko targało nogawkę jego jeansów.

- Już już, mała - zamknął drzwi i z cichym śmiechem skierował się za pieskiem do kuchni. Po drodze zerknął jeszcze raz na zdjęcie najbardziej rozpoznawalnego człowieka świata, bohatera dzieci i dorosłych, oraz na wtulającego się w jego pierś młodego, zwykłego chłopaka, nieznanemu światu bez kawałka spandexu. Wyglądali na szczęśliwych, opatuleni kocem wsród tony poduszek. Westchnął głośno i zabrał się za cięcie dość grubego kartonu. Po wyparzeniu misek i nakarmieniu Mich, opróżnił swój plecak, wyjmując na stół czterysta dolarów w banknotach po pięćdziesiąt. Kieszeni głównej nie rozpakowywał, było tam mnóstwo rzeczy, które były mu potrzebne praktycznie co drugi wieczór. Schował z powrotem do środka nogawkę o grubych okach i zasunął plecak. Pieniądze schował do swojej skrytki, jaką była skarpetka umieszczona w komodzie, zaraz obok pistoletu. To nie tak, że Peter stał się obojętny na cierpienie innych. Dzielnica była spokojna, a nadgarstki były zawsze zaciśnięte niewzbudzającymi podejrzeń obręczami ze zbiorniczkiem.

𝐖𝐞'𝐫𝐞 𝐍𝐨𝐫𝐦𝐚𝐥𝐥𝐲 𝐊𝐢𝐥𝐥𝐞𝐫𝐬 ~ 𝐒𝐭𝐚𝐫𝐤𝐞𝐫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz