18.

2.3K 179 4
                                    

Luke

Byłem rozbawiony całą zaistniałą sytuacją, bo z pewnością wypiłem znacznie więcej niż Danielle, a pamiętałem wszystko, a ona niczego. Ani naszej rozmowy, ani tańca, niczego. Nie wiedziałem, czy to dobrze, a może źle, ale stwierdziłem, że nic mi się nie stanie, jeśli przypomnę jej, jak spędziła ten wieczór. 

- ... I wtedy zasnęłaś, choć nie wiem, jak to było możliwe. - zaśmiałem się, gdy odwoziłem rudowłosą do domu.

- Nie, kłamiesz, nie mogłabym. - schowała twarz w dłoniach, śmiejąc się razem ze mną. Zdążyłem zauważyć, że czerwieni się ze wstydu. 

- Mówię prawdę, wyglądałaś naprawdę uroczo. - skomplementowałem ją, uśmiechając się pod nosem. Zawstydziłem ją tym samym jeszcze bardziej, przez co odwróciła głowę w przeciwnym kierunku niż moja osoba. 

- Głupio mi. Nie dość, że marnowałeś sobie przeze mnie wieczór, to musiałeś jeszcze się ze mną użerać, po tym jak zasnęłam. - zaczęła po chwili ciszy. Bawiła się swoimi palcami, zauważyłem, że robiła to gdy była zdenerwowana, albo zawstydzona. - Przepraszam. 

- Daj spokój, potraktuj to jako przysługę. - machnąłem ręką, jakby nic się nie stało, bo według mnie naprawdę nic takiego się nie wydarzyło. 

- Huh, okay. - zgodziła się po chwili ciszy, uśmiechając się nikło w moją stronę. Odwzajemniłem gest, zaciskając dłonie mocniej na kierownicy, aby nie stracić panowania nad pojazdem. 

***

Kiedy dotarliśmy na rancho, zaparkowałem spokojnie samochód na podjeździe, po czym spojrzałem na dziewczynę.

- Dzięki za podwózkę, za to, że się mną zająłeś i za wszystko. - zaczęła, a ja znowu machnąłem ręką.

- Naprawdę nie ma za co, mówiłem ci już coś. - powiedziałem, uśmiechając się w jej kierunku. W międzyczasie sprawdziłem, czy zabrałem swoje graty potrzebne do jazdy. Potrzebowałem odetchnąć po wczoraj. 

- Potraktować to jako przysługę, wiem. - powtórzyła, a ja przytaknąłem. - Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. - dodała 

- Do zobaczenia. - pożegnałem się i odprowadziłem ją wzrokiem do domu. Potem zabrałem, to co mi potrzebne i skierowałem się pod boks Pioruna. Obok zauważyłem Michaela, który zajmował się swoim koniem - Aramisem, kasztanowatym ogierem rasy holsztyńskiej. 

- Cześć. - przywitałem się. 

- Hej. - odpowiedział, opierając się o dolne drzwiczki. - Nieźle, Romeo, nieźle. - dodał, śmiejąc się cicho.

- Przestań. - przewróciłem oczami. - Zasnęła, nawet nie zdążyłem jej pocałować. - dodałem zrezygnowany. 

- Spokojnie, zdążysz. - zaczął, a ja westchnąłem cicho. Gdyby to było takie proste, jak mu się wydaje. Bo nie jest i nie będzie. 

- Mam taką nadzieje. - Przyznałem. - Nie mam dzisiaj treningu, muszę się wyrwać na parę godzin, jedziesz ze mną? - zaproponowałem.

- Okay, to pośpiesz się, bo jestem prawie gotowy. - zgodził się, a ja tylko przytaknąłem głową. Poszedłem do siodlarni po cały swój osprzęt do jazdy i szczotki, a po półgodzinie wszystko było gotowe, a Piorun czekał, aż wyprowadzę go na zewnątrz.

- Calum i Ash leczą kaca? - zapytałem, wsiadając na jego grzbiet. 

- Tak, dosyć sporo wczoraj wypili. - stwierdził kolorowy, a ja tylko westchnąłem ciężko. Tych dwóch nie znało słowa umiar. 

- Jeźdźmy już. - poprosiłem, zdając sobie sprawę, że nie ma sensu po nich dzwonić, bo nawet jeśli odbiorą, to i tak nie zobaczyłbym ich tutaj wcześniej niż za półtorej godziny. 

stay with me • hemmingsWhere stories live. Discover now