55.

1.5K 145 10
                                    

Danielle

Czas płynął, moje serce powoli się regenerowało, ale jak na złość nie umiało zapomnieć o tym dupku, jakim okazał się być Luke. Wciąż coś do niego czułam. Cholera jasna, ja coś do niego czułam!

Tamtego poranka zeszłam na dół i weszłam do kuchni, aby zrobić sobie kawy i wypełnić tym samym swój codzienny rytuał. Wyjrzałam za okno, aby zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz i mimowolnie się uśmiechnęłam. Panował spokój. Konie pasły się spokojnie na pastwisku, psy leżały pod dłuższym płotem, James wracał właśnie z przejażdżki, a Red wchodziła do siodlarni, niosąc w dłoni osprzęt Aluzji. Wypiłam życiodajny napój, przez co od razu poczułam się lepiej, umyłam kubek i odłożyłam go na miejsce, po czym wyszłam na dwór. 

- Cześć. - przywitałam się z bratem, na co odpowiedział mi uśmiechem i ruszyłam dalej, w kierunku tylnej stajni. Cassino wrócił już do domu, ale nikt nowy, jak na razie się nie zgłosił, więc jego boks stał pusty. Przeszłam obok niego, wyczuwając tu wciąż obecność karego, ale potem moją uwagę odwróciła Bajka, którą ostatnio zaniedbałam. Podsunęłam jej pod nos miętusa, którego zjadła, a potem wsunęła chrapy w moje dłonie, domagając się pieszczot. Zaśmiałam się cicho i wygłaskałam ją wszędzie tam, gdzie tylko sięgały moje ręce zza drzwi boksu. 

- Jedziemy potem zrobić sobie ognisko do jaskiń, jedziesz z nami? - zapytała Red, pojawiając się obok mnie zupełne znikąd. 

- Chętnie. - uśmiechnęłam się do niej. Wydawało mi się, że coś jest pomiędzy nami nie tak, ale szybko odsunęłam od siebie te myśl, gdy poczochrała mi włosy i uciekła, śmiejąc się przy tym radośnie. Pokręciłam głową, poprawiając kucyka, po czym w końcu zabrałam się do pracy. 

***

- Lubię tu przyjeżdżać. - przyznałam, gdy James zbierał chrust potrzebny do rozpalenia ogniska. Konie pasły się niedaleko, a ja z Red siedziałam we wnęce skalnej, którą wyżłobiły deszcze i inne zjawiska atmosferyczne. Było tu cicho i spokojne, a przede wszystkim prawie nikt nie wiedział o tym miejscu. To była nasza słodka tajemnica. 

- Ja też. - brunetka zgodziła się ze mną, otulając swoje kolana ramionami. - Długo jeszcze? - zwróciła się do Jamesa, który znalazł się już przy nas z dłońmi wypełnionymi suchymi gałęziami. 

- Moment. - rzucił, przy okazji mierząc ją spojrzeniem. - Mogłabyś mi pomóc, a nie czekać na gotowe. - dodał, wyjmując z kieszeni spodni paczkę zapałek.

- No dobrze, już dobrze. - przewróciła oczami, a ja przesunęłam się, aby zrobić im miejsce. Szatyn ułożył stosik z gałęzi, a potem razem z Red dopilnował, aby się dobrze rozpaliły. 

- Chyba już. - stwierdził, gdy poczuliśmy ciepło bijące od ognia. Otrzepał swoje dłonie i zajął miejsce po mojej prawej stronie. - Wracasz do nas, co? - dodał, patrząc się na mnie.

- Tak, raczej tak. - uśmiechnęłam się lekko. - Najwyższa pora o nim zapomnieć i zająć się czymś bardziej pożytecznym niż użalanie nad sobą.

- Będzie ci lepiej bez niego i to o sto razy. - stwierdziła Red, ale ja nie byłam pewna, czy mogę się z nią w stu procentach zgodzić. Jakaś część moje serducha zawsze będzie za nim tęsknić. 

stay with me • hemmingsWhere stories live. Discover now